ROZDZIAŁ 55

 MARISA

    Trudno było jej dokładnie określić, co czuła, wdając się w rozmowę na temat związku Arii i Athanasiusa. Z jednej strony, odkąd ujrzała ich razem, miała nadzieję, że zrodzi się z tego coś więcej. Także Elijah był tego zdania, wprost namawiając swojego przyjaciela, by zaczął postrzegać Arię nie jako swoją protegowaną, a jako piękną kobietę, z którą mógłby stworzyć stałą relację. Niestety, z jakiegoś powodu Athan kategorycznie się na to nie zgadzał i natychmiast ucinał temat. Tymczasem Aria — tak niewinna w swym jawnym okazywaniu uczuć — zakochiwała się w nim coraz bardziej. Elijah jakimś cudem znosił to bez problemu, lecz Marisa zawsze miała żal do Athanasiusa, że tak okrutnie traktował swoją Stworzoną.

    Kiedy więc w końcu ogłosili swój związek, wybuchła wielka radość, a Marisa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nawet całe dziesiątki lat nie zdołały zetrzeć ich przeznaczenia.

    Właśnie dlatego podejrzewała — i miała taką nadzieję — że Aria może trochę przesadza. Jasnym było, że Athanasius stanowił twardy orzech do zgryzienia, lecz wysnuwanie tak pesymistycznych wniosków po ledwie dwóch dniach związku było zdaniem Marisy trochę na wyrost. Nie zamierzała wypowiadać swojej opinii na głos, woląc poczekać do końca tej rozmowy. Niewykluczone, że Aria jednak zechce się podzielić jakimś szczegółami, które rzuciłyby na całą sprawę zupełnie inne światło.

    — Tak, to prawda — odparła, poprawiając nieco ułożenie swojej głowy na ariowym ramieniu. — Związek pozbawiony wzajemnego zaufania nie ma żadnego sensu. Tego Athan chyba nie rozumie, bo gdyby tak było, opowiedziałby ci o tym, co nosi na barkach. I to jest największy problem — zauważyła smutnym tonem — że on nie chce się przełamać. Musisz go do tego zmusić, kochanie. Nawet jeśli to będzie brutalne. Naprawdę nie powinnam tego mówić — westchnęła — ale moim zdaniem powinnaś go złamać. Sprawić, by się rozsypał, a potem sama go poskładać. To wyszłoby na dobre nie tylko waszemu związkowi, ale też samemu Athanowi. Ty też masz czasami takie wrażenie, że on się męczy sam ze sobą?

    Chwilowo ta rozmowa krążyła wokół bardzo ogólnych i uniwersalnych rad, co niekoniecznie Marisie odpowiadało. Czuła, że także Aria powinna się otworzyć i zdradzić jej cokolwiek więcej. I nie chodziło o wścibskość Marisy, ale zwykłą możliwość konkretnej pomocy, której wciąż nie miała. Dlatego wampirzyca ucieszyła się, gdy przyjaciółka przeszła do konkretnego opisu ich ostatnich dwóch dni… przez co mina zupełnie jej zrzedła.

    Poczuła, jak oblewa ją zimna fala zgrozy, rozczarowania i gniewu. Zaskoczona tak gwałtownymi uczuciami, jakie nią zawładnęły, aż podniosła się do siadu, wpatrując się w Arię szeroko otwartymi oczami. Trudno było jej uwierzyć, że te wszystkie okrucieństwa, o których opowiadała przyjaciółka, były prawdą. Trudno było uwierzyć, że Athan był [i]aż tak[/i] okrutny i nieczuły. Dotąd wydawało jej się, że w relacjach z Arią był po prostu ostrożny, lecz tak szorstkie i wręcz nachalne odpychanie od siebie kobiety, która tak bardzo go kochała, było zwyczajnie podłe i niegodne szlachetnego mężczyzny. Czuła się rozczarowana jego postawą, co jednocześnie bardzo bolało. Nie lubiła myśleć źle o swoich przyjaciołach, jednak nie była w stanie pojąć, dlaczego Athanasius zachowywał się tak okropnie.

    — Powiedziałam mu nawet, że go kocham — wyszeptała Aria tonem, który natychmiast sugerował, że kobieta nie otrzymała na to wyznanie żadnej odpowiedzi.

    Oniemiała i zdruzgotana okrucieństwem, o którym słuchała, w pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Ten moment ciszy wykorzystała Aria, zadając jej niezbyt przyjemne pytanie.

    — Wiem tylko o jednej — odparła zgodnie z prawdą — i to nawet nie o Athanasiusa, tylko od…

    Coś gwałtownie ścisnęło ją za gardło, zadając wiele bólu i pozbawiając ją tchu. Przez moment walcząc sama ze sobą, nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa — a zwłaszcza tego jednego. Przymykając na moment oczy, wyraźnie czuła, jak na jej bladej twarzy wykwitają czerwone rumieńce, a oczy zaczynają piec od napływających łez. Nie pozwoliła im spłynąć; dała sobie chwilę, odetchnęła głęboko i wznowiła odpowiedź.

    — Elijah mi kiedyś o tym wspominał — wyznała cichutko. — Zrobił to trochę przypadkiem i był na siebie zły, że bezprawnie zdradził tajemnicę swojego przyjaciela, ale jak go troszkę pociągnęłam za język, tłumacząc, że to co najważniejsze i tak powiedział, to zdradził mi szczegóły. Ale i tego nie było wiele. Athanasius — odparła po chwili ciszy, przygotowując się do właściwej opowieści — spotykał się wiele lat temu z kobietą… mmm, nie pamiętam imienia… Letricia… Patricia… Nie, to coś na „L” było… jakoś tak to szło. Byli ze sobą bardzo dawno temu i z tego, co opowiadał mi Elijah, Athanasius faktycznie ją kochał. Z tym że to była ludzka kobieta, a Athan był już wtedy przemieniony. Nie wiem, czy zamienił ją później w wampira, wiem tylko, że jak się spotykali, to ona była człowiekiem. Ale to było bardzo dawno temu, nie znali się wtedy jeszcze z Elijahem. A potem… — Marisa zastanowiła się na chwilę — nie było nikogo konkretnego. Athan co jakiś czas pojawiał się z jakąś kobietą u boku, niektóre nam nawet przedstawiał. Ale za każdym razem, gdy się cieszyłam, że ten ponurak wreszcie sobie kogoś znalazł, Elijah jednym spojrzeniem dawał mi znać, że nie, to nie to, więc nie mam co się przedwcześnie cieszyć, bo kimkolwiek były te wszystkie kobiety, dla Athana nic nie znaczyły. I tak było aż do momentu, w którym poznaliśmy ciebie.

    Zdając sobie sprawę, jak bolesne musiało być to wyznanie dla Arii, Marisa przytuliła się do niej, milcząc przez chwilę. Czuła silną potrzebę pocieszenia przyjaciółki, szepnięcia jej kilka radosnych słów i natchnięcia jej nadzieją.

    — To było setki lat temu — szepnęła optymistycznym tonem — więc to niemożliwe, by Athan cokolwiek do niej czuł. Poza tym, jeśli do końca pozostała człowiekiem, to już dawno nie żyje. Ta kobieta, kimkolwiek była, nie ma już dla Athana żadnego znaczenia, jestem tego pewna.

    Nie znosiła kłamać, dlatego nie zamierzała tego robić i w tym przypadku. Marisa, kochając Arię i Athanasiusa jak własne rodzeństwo, życzyła im jak najlepiej i sama z przyjemnością poruszyłaby niebo i ziemię, aby im ulżyć. Zwłaszcza że oboje bardzo mocno tego potrzebowali, choć każde z nich na inny sposób.

    — Ishmaelem się nie przejmuj — mruknęła Marisa, machnąwszy obojętnie ręką. — To gbur, który nie szanuje nikogo poza Athanasiusem. Jeśli cię poznał i zrozumiał, że jesteś Athanowi bliska, to automatycznie uznał cię za wroga. Ishmael czasami zachowuje się jak wierny, ale zawistny giermek swojego pana, choć wiem, że Athan traktuje go jak równego sobie przyjaciela. Dlatego powtarzam, nie przejmuj się tym gnojkiem.

    Wtem rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Zaciekawiona Aria wyjęła swój telefon, a gdy odczytała treść, ogromnie się zdziwiła. Lecz czymkolwiek była ta niespodzianka, musiała ją ucieszyć, ponieważ na twarzy Arii wreszcie zagościł choć cień uśmiechu. Marisa postanowiła nie wypytywać przyjaciółki o szczegóły, zwłaszcza że Vasco postanowiła, że już teraz spotka się ze swoim znajomym, który do niej napisał. Po odwiezieniu jej na miejsce i pożegnaniu, Marisa poprosiła o powrót do domu, zastanawiając się, co powinna zrobić.

    Lecz wtem raz jeszcze zalała ją fala oburzenia na myśl o tym, jak uparcie Athan odrzucał od siebie Arię. Dlaczego nie chciał dać szansy ani jej, ani sobie? Dlaczego w jednak chwili był czuły i szczęśliwy, a w drugiej oschły i lodowaty? Marisa nie mogła uwierzyć, że ktoś tak odpowiedzialny i rozsądny jak Athanasius, zachowywał się tak niedojrzale. Rozumiała, że mężczyźni dorastali wolniej, ale Tismaneanu miał na to kilka wieków, więc powinien się wyrobić. Jednak coś musiało pójść nie tak, skoro w tak niegodny i ośmieszający sposób umykał przed zobowiązaniem. Była rozczarowana tak szczeniackimi błędami Athanasiusa i właśnie dlatego postanowiła, że poważnie sobie z nim porozmawia.

    Czuła się bardzo nieswojo, wkraczając do posiadłości. Tak jak się tego spodziewała, przechodząc przez próg miała wrażenie, jakby w drzwiach stała niewidzialna bariera, która odpychała ją od środka. Tym czymś była potworna pustka i samotność, które już niebawem miały się stać jej jedynymi lokatorami w tym wielkim dworze. Drżąc tak, jakby nagle owinął ją mroźny wiatr, ostrożnie stawiała kolejne kroki, z niepokojem wsłuchując się w przerażające głośne echo obijanych o posadzkę obcasów. Próbując zignorować narastający lęk, czym prędzej odwiesiła płaszcz, po czym zastanowiła się, gdzie mogła znaleźć Athanasiusa.

    Siedział w tym samym miejscu, w którym zostawiły go kilka godzin temu. Otoczony ciężkimi tomiszczami, wpatrywał się w ekran laptopa ułożonego na swoich kolanach. Gdy usłyszał kroki, podniósł głowę, posyłając jej delikatny uśmiech. Ten jednak zaraz spłynął z jego twarzy, rozglądając się dookoła.

    — A gdzie Aria? Coś się stało?

    Marisę pocieszyła ta ledwie słyszalna nutka niepokoju w jego głosie.

    — Nie, nic się nie stało. Aria dostała ważną wiadomość. Jakiś jej dawny przyjaciel do niej zadzwonił i poprosił ją o spotkanie. Odwiozłam ją na miejsce, a sama wróciłam.

    Wprost nie mogła się powstrzymać od rzucenia tej małej sugestii. Była ciekawa, jak zareaguje i czy uderzy go choć nikłe uczucie zazdrości. Marisa musiała się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem na widok jego ściągniętych brwi. To, co usłyszał, najwyraźniej bardzo mu się nie spodobało, lecz w żaden sposób nie zamierzał tego po sobie okazać. Westchnęła ukradkiem, siadając na fotelu stojącym obok.

    — Rozumiem. Mam nadzieję, że zakupy udane? — spytał pogodnym tonem,

    Zirytował ją tym, że zamiast dopytywać się o tego tajemniczego przyjaciela, zupełnie zignorował temat, skupiając się na czymś tak nieistotnym jak nowe ubrania. Lecz i ona zachowała kamienną twarz, przywołując ledwie delikatny uśmiech.

    — Owszem. Miałeś racje, obie tego potrzebowałyśmy — odparła swobodnie, odkładając torby na bok.

    Opadłszy ciężko na kanapę, zastanowiła się jeszcze chwilę, czy podejmuje słuszną decyzję. Lecz wystarczyło jej same przypomnienie, że Athan prawie nie zareagował na jej prowokację, co zaskakująco mocno ją zdenerwowało. Dlatego nagle się podniosła, zwracając na siebie uwagę zaskoczonego Athana.

    — Musimy ze sobą bardzo poważnie porozmawiać! — zarządziła groźnym tonem.

    Tismaneanu, wyraźnie zaniepokojony, odłożył laptop na bok, skupiając na Marisie całą swoją uwagę.

    — Oczywiście. O czym?

    — O Arii — odparła lodowatym tonem. — I o tym, że jesteś niepoważnym człowiekiem, Athan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^