MARISA
Trudno było jej dokładnie określić, co czuła, wdając się w
rozmowę na temat związku Arii i Athanasiusa. Z jednej strony, odkąd ujrzała ich
razem, miała nadzieję, że zrodzi się z tego coś więcej. Także Elijah był tego
zdania, wprost namawiając swojego przyjaciela, by zaczął postrzegać Arię nie
jako swoją protegowaną, a jako piękną kobietę, z którą mógłby stworzyć stałą relację.
Niestety, z jakiegoś powodu Athan kategorycznie się na to nie zgadzał i
natychmiast ucinał temat. Tymczasem Aria — tak niewinna w swym jawnym
okazywaniu uczuć — zakochiwała się w nim coraz bardziej. Elijah jakimś cudem
znosił to bez problemu, lecz Marisa zawsze miała żal do Athanasiusa, że tak
okrutnie traktował swoją Stworzoną.
Kiedy więc w końcu ogłosili swój związek, wybuchła wielka
radość, a Marisa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nawet całe dziesiątki lat
nie zdołały zetrzeć ich przeznaczenia.
Właśnie dlatego podejrzewała — i miała taką nadzieję — że
Aria może trochę przesadza. Jasnym było, że Athanasius stanowił twardy orzech
do zgryzienia, lecz wysnuwanie tak pesymistycznych wniosków po ledwie dwóch
dniach związku było zdaniem Marisy trochę na wyrost. Nie zamierzała wypowiadać
swojej opinii na głos, woląc poczekać do końca tej rozmowy. Niewykluczone, że
Aria jednak zechce się podzielić jakimś szczegółami, które rzuciłyby na całą
sprawę zupełnie inne światło.
— Tak, to prawda — odparła, poprawiając nieco ułożenie
swojej głowy na ariowym ramieniu. — Związek pozbawiony wzajemnego zaufania nie
ma żadnego sensu. Tego Athan chyba nie rozumie, bo gdyby tak było,
opowiedziałby ci o tym, co nosi na barkach. I to jest największy problem —
zauważyła smutnym tonem — że on nie chce się przełamać. Musisz go do tego
zmusić, kochanie. Nawet jeśli to będzie brutalne. Naprawdę nie powinnam tego
mówić — westchnęła — ale moim zdaniem powinnaś go złamać. Sprawić, by się
rozsypał, a potem sama go poskładać. To wyszłoby na dobre nie tylko waszemu
związkowi, ale też samemu Athanowi. Ty też masz czasami takie wrażenie, że on
się męczy sam ze sobą?
Chwilowo ta rozmowa krążyła wokół bardzo ogólnych i
uniwersalnych rad, co niekoniecznie Marisie odpowiadało. Czuła, że także Aria
powinna się otworzyć i zdradzić jej cokolwiek więcej. I nie chodziło o
wścibskość Marisy, ale zwykłą możliwość konkretnej pomocy, której wciąż nie
miała. Dlatego wampirzyca ucieszyła się, gdy przyjaciółka przeszła do
konkretnego opisu ich ostatnich dwóch dni… przez co mina zupełnie jej zrzedła.
Poczuła, jak oblewa ją zimna fala zgrozy, rozczarowania i
gniewu. Zaskoczona tak gwałtownymi uczuciami, jakie nią zawładnęły, aż
podniosła się do siadu, wpatrując się w Arię szeroko otwartymi oczami. Trudno
było jej uwierzyć, że te wszystkie okrucieństwa, o których opowiadała
przyjaciółka, były prawdą. Trudno było uwierzyć, że Athan był [i]aż tak[/i]
okrutny i nieczuły. Dotąd wydawało jej się, że w relacjach z Arią był po prostu
ostrożny, lecz tak szorstkie i wręcz nachalne odpychanie od siebie kobiety,
która tak bardzo go kochała, było zwyczajnie podłe i niegodne szlachetnego
mężczyzny. Czuła się rozczarowana jego postawą, co jednocześnie bardzo bolało.
Nie lubiła myśleć źle o swoich przyjaciołach, jednak nie była w stanie pojąć,
dlaczego Athanasius zachowywał się tak okropnie.
— Powiedziałam mu nawet, że go kocham — wyszeptała Aria
tonem, który natychmiast sugerował, że kobieta nie otrzymała na to wyznanie
żadnej odpowiedzi.
Oniemiała i zdruzgotana okrucieństwem, o którym słuchała, w
pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Ten moment ciszy
wykorzystała Aria, zadając jej niezbyt przyjemne pytanie.
— Wiem tylko o jednej — odparła zgodnie z prawdą — i to
nawet nie o Athanasiusa, tylko od…
Coś gwałtownie ścisnęło ją za gardło, zadając wiele bólu i
pozbawiając ją tchu. Przez moment walcząc sama ze sobą, nie była w stanie
wypowiedzieć ani jednego słowa — a zwłaszcza tego jednego. Przymykając na
moment oczy, wyraźnie czuła, jak na jej bladej twarzy wykwitają czerwone
rumieńce, a oczy zaczynają piec od napływających łez. Nie pozwoliła im spłynąć;
dała sobie chwilę, odetchnęła głęboko i wznowiła odpowiedź.
— Elijah mi kiedyś o tym wspominał — wyznała cichutko. —
Zrobił to trochę przypadkiem i był na siebie zły, że bezprawnie zdradził
tajemnicę swojego przyjaciela, ale jak go troszkę pociągnęłam za język,
tłumacząc, że to co najważniejsze i tak powiedział, to zdradził mi szczegóły.
Ale i tego nie było wiele. Athanasius — odparła po chwili ciszy, przygotowując
się do właściwej opowieści — spotykał się wiele lat temu z kobietą… mmm, nie
pamiętam imienia… Letricia… Patricia… Nie, to coś na „L” było… jakoś tak to
szło. Byli ze sobą bardzo dawno temu i z tego, co opowiadał mi Elijah,
Athanasius faktycznie ją kochał. Z tym że to była ludzka kobieta, a Athan był
już wtedy przemieniony. Nie wiem, czy zamienił ją później w wampira, wiem
tylko, że jak się spotykali, to ona była człowiekiem. Ale to było bardzo dawno
temu, nie znali się wtedy jeszcze z Elijahem. A potem… — Marisa zastanowiła się
na chwilę — nie było nikogo konkretnego. Athan co jakiś czas pojawiał się z
jakąś kobietą u boku, niektóre nam nawet przedstawiał. Ale za każdym razem, gdy
się cieszyłam, że ten ponurak wreszcie sobie kogoś znalazł, Elijah jednym
spojrzeniem dawał mi znać, że nie, to nie to, więc nie mam co się przedwcześnie
cieszyć, bo kimkolwiek były te wszystkie kobiety, dla Athana nic nie znaczyły.
I tak było aż do momentu, w którym poznaliśmy ciebie.
Zdając sobie sprawę, jak bolesne musiało być to wyznanie dla
Arii, Marisa przytuliła się do niej, milcząc przez chwilę. Czuła silną potrzebę
pocieszenia przyjaciółki, szepnięcia jej kilka radosnych słów i natchnięcia jej
nadzieją.
— To było setki lat temu — szepnęła optymistycznym tonem —
więc to niemożliwe, by Athan cokolwiek do niej czuł. Poza tym, jeśli do końca
pozostała człowiekiem, to już dawno nie żyje. Ta kobieta, kimkolwiek była, nie
ma już dla Athana żadnego znaczenia, jestem tego pewna.
Nie znosiła kłamać, dlatego nie zamierzała tego robić i w
tym przypadku. Marisa, kochając Arię i Athanasiusa jak własne rodzeństwo,
życzyła im jak najlepiej i sama z przyjemnością poruszyłaby niebo i ziemię, aby
im ulżyć. Zwłaszcza że oboje bardzo mocno tego potrzebowali, choć każde z nich
na inny sposób.
— Ishmaelem się nie przejmuj — mruknęła Marisa, machnąwszy
obojętnie ręką. — To gbur, który nie szanuje nikogo poza Athanasiusem. Jeśli
cię poznał i zrozumiał, że jesteś Athanowi bliska, to automatycznie uznał cię
za wroga. Ishmael czasami zachowuje się jak wierny, ale zawistny giermek
swojego pana, choć wiem, że Athan traktuje go jak równego sobie przyjaciela.
Dlatego powtarzam, nie przejmuj się tym gnojkiem.
Wtem rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.
Zaciekawiona Aria wyjęła swój telefon, a gdy odczytała treść, ogromnie się
zdziwiła. Lecz czymkolwiek była ta niespodzianka, musiała ją ucieszyć, ponieważ
na twarzy Arii wreszcie zagościł choć cień uśmiechu. Marisa postanowiła nie
wypytywać przyjaciółki o szczegóły, zwłaszcza że Vasco postanowiła, że już
teraz spotka się ze swoim znajomym, który do niej napisał. Po odwiezieniu jej
na miejsce i pożegnaniu, Marisa poprosiła o powrót do domu, zastanawiając się,
co powinna zrobić.
Lecz wtem raz jeszcze zalała ją fala oburzenia na myśl o
tym, jak uparcie Athan odrzucał od siebie Arię. Dlaczego nie chciał dać szansy
ani jej, ani sobie? Dlaczego w jednak chwili był czuły i szczęśliwy, a w
drugiej oschły i lodowaty? Marisa nie mogła uwierzyć, że ktoś tak odpowiedzialny
i rozsądny jak Athanasius, zachowywał się tak niedojrzale. Rozumiała, że
mężczyźni dorastali wolniej, ale Tismaneanu miał na to kilka wieków, więc
powinien się wyrobić. Jednak coś musiało pójść nie tak, skoro w tak niegodny i
ośmieszający sposób umykał przed zobowiązaniem. Była rozczarowana tak
szczeniackimi błędami Athanasiusa i właśnie dlatego postanowiła, że poważnie
sobie z nim porozmawia.
Czuła się bardzo nieswojo, wkraczając do posiadłości. Tak
jak się tego spodziewała, przechodząc przez próg miała wrażenie, jakby w
drzwiach stała niewidzialna bariera, która odpychała ją od środka. Tym czymś
była potworna pustka i samotność, które już niebawem miały się stać jej
jedynymi lokatorami w tym wielkim dworze. Drżąc tak, jakby nagle owinął ją mroźny
wiatr, ostrożnie stawiała kolejne kroki, z niepokojem wsłuchując się w
przerażające głośne echo obijanych o posadzkę obcasów. Próbując zignorować
narastający lęk, czym prędzej odwiesiła płaszcz, po czym zastanowiła się, gdzie
mogła znaleźć Athanasiusa.
Siedział w tym samym miejscu, w którym zostawiły go kilka
godzin temu. Otoczony ciężkimi tomiszczami, wpatrywał się w ekran laptopa
ułożonego na swoich kolanach. Gdy usłyszał kroki, podniósł głowę, posyłając jej
delikatny uśmiech. Ten jednak zaraz spłynął z jego twarzy, rozglądając się
dookoła.
— A gdzie Aria? Coś się stało?
Marisę pocieszyła ta ledwie słyszalna nutka niepokoju w jego
głosie.
— Nie, nic się nie stało. Aria dostała ważną wiadomość.
Jakiś jej dawny przyjaciel do niej zadzwonił i poprosił ją o spotkanie.
Odwiozłam ją na miejsce, a sama wróciłam.
Wprost nie mogła się powstrzymać od rzucenia tej małej
sugestii. Była ciekawa, jak zareaguje i czy uderzy go choć nikłe uczucie
zazdrości. Marisa musiała się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem na widok
jego ściągniętych brwi. To, co usłyszał, najwyraźniej bardzo mu się nie
spodobało, lecz w żaden sposób nie zamierzał tego po sobie okazać. Westchnęła
ukradkiem, siadając na fotelu stojącym obok.
— Rozumiem. Mam nadzieję, że zakupy udane? — spytał pogodnym
tonem,
Zirytował ją tym, że zamiast dopytywać się o tego
tajemniczego przyjaciela, zupełnie zignorował temat, skupiając się na czymś tak
nieistotnym jak nowe ubrania. Lecz i ona zachowała kamienną twarz, przywołując
ledwie delikatny uśmiech.
— Owszem. Miałeś racje, obie tego potrzebowałyśmy — odparła
swobodnie, odkładając torby na bok.
Opadłszy ciężko na kanapę, zastanowiła się jeszcze chwilę,
czy podejmuje słuszną decyzję. Lecz wystarczyło jej same przypomnienie, że
Athan prawie nie zareagował na jej prowokację, co zaskakująco mocno ją
zdenerwowało. Dlatego nagle się podniosła, zwracając na siebie uwagę
zaskoczonego Athana.
— Musimy ze sobą bardzo poważnie porozmawiać! — zarządziła
groźnym tonem.
Tismaneanu, wyraźnie zaniepokojony, odłożył laptop na bok,
skupiając na Marisie całą swoją uwagę.
— Oczywiście. O czym?
— O Arii — odparła lodowatym tonem. — I o tym, że jesteś
niepoważnym człowiekiem, Athan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz