ROZDZIAŁ 172

Aria Vasco

 - Słucham? Jak możesz tak mówić! Ta dziewczyna ci zaufała, oddała swoje życie w twoje ręce i pragnęła, byś to ty był jej Stwórcą, a ty mówisz, że żałujesz i chcesz oddać ją pod opiekę Ishowi. To okropne. Nie zasłaniaj się, proszę, tym głupim gadaniem, bo przysięgam, że za chwilę palnę ci w łeb. Nie robi się tak, na Boga! Ona jest zapatrzona w ciebie, jak w obrazek. Przecież nie potrzebuje, abyś trzymał ją za rękę przez cały dzień i pytał, jak się czuje. Okaż jej tylko trochę zainteresowania, porozmawiaj z nią. Nie musisz ją niczego uczyć, tak jak mnie. Po prostu bądź, to nie aż tak wiele. Nie waż się rezygnować, bo nigdy ci tego nie wybaczę – głos Arii drżał, bo nagle uświadomiła sobie, że kiedyś sama była na miejscu Jehanne. Athan wypychał ją do Cavendishów, kiedy tylko mógł, bo pewnie żałował tego iż ją przemienił. Nie chciał się nią opiekować, bo sprawiała problemy i zapewne walkę o nią też poddał. Pamiętała doskonale, jak się wtedy czuła, jak śmieć, jak zepsuta rzecz. Chciała oszczędzić Jehannie tego uczucia, bo wiedziała, że sobie z tym nie poradzi. Athanasius nie zamierzał zapewne rozmawiać z nią na ten temat i liczył, że opiekę przekaże samoistnie, bez konfrontacji. Aria go nie poznawała. A może zawsze taki był? Zawsze był tchórzem i poddawał się po kilku przeciwnościach? Nie mogła na to pozwolić, nie po tym wszystkim, co Jehanne dla niego zrobiła i ile ją to wszystko kosztowało.

  - Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj, że dołożysz wszelkich starań, aby Jehanne czuła się tu bezpiecznie i żeby nie odniosła nigdy wrażenia, że jej tutaj nie chcesz. – dodała nieco ciszej i tym razem zapanowała nad emocjami. Może i umysł Athana był chwilowo zaćmiony, ale inteligencji nie stracił i lada chwila zorientuje się, że Aria utożsamia się z Jehanne, a tej rozmowy chciała uniknąć. Nadal nosiła w sobie żal do niego o wszystkie te lata, gdy wywoził ją do Elijaha i choć kochała go całym sercem, to nie potrafiła pozbyć się uczucia odrzucenia i myśli, że Stwórca wstydzi się jej na tyle, by wysłać pod opiekę do kogoś innego. Znała przyczynę i próbowała sama przed sobą usprawiedliwiać Athana, jednak nie było to łatwe i nadal sprawiało jej ból. Wszystkie te przepłakane noce, gdy usilnie chciała wrócić do Blickling, do swego Stwórcy nie raz powracały w koszmarach. Ich połączenie było tak silne, że każda rozłąka sprawiała iż Aria niemal umierała. Nie wierzyła, że on tego nie czuł, a jednak mimo to raz za razem oddawał ją Cavendishą. Zarówno Marisa, jak i jej mąż, bardzo ją kochali i robili wszystko, by czuła się dobrze w ich domu. Nie mogli jednak dać jej tego, czego tak bardzo pragnęła i czego potrzebowała. Na początku błagała Marisę, by zapraszać Athana na kolację, by częściej wpadał w odwiedziny i spędzał z nią trochę czasu, jednak on sukcesywnie odmawiał aż w końcu zaprzestała zaproszeń. Łatwiej było jej kochać go z daleka. Wytworzyła sobie w głowie fantazje o nim i cały czas się jej trzymała. Aż do dziś.

  Temat usunięcia pomnika z ogrodu również okazał się kompletną klapą, z resztą jak każdy jeden, który podejmowała Aria. Kobieta odniosła wrażenie, że Athanasius przyjmuje do wiadomości tylko to, co chce usłyszeć, a wszelkie słowa krytyki odpycha. Nie podobało się jej to, zwłaszcza że wyglądało na to iż był przekonany o swojej racji w stu procentach. Nie traktował jej poważnie.

  - Pamiętasz, jak zaskoczyło cię to, co powiedziałam? Że nie czułam się kochana i nie wiedziałam, że mnie kochasz? Każdy potrzebuje zapewnienia, nawet ktoś taki, jak Ishmael, a może zwłaszcza ktoś taki, jak on. Jako twoja Stworzona chciałam ci imponować, chciałam byś był ze mnie dumny. Nigdy mi tego nie powiedziałeś, a ja czułam się wybrakowane, żyłam w przekonaniu, że się mnie wstydzisz. Byłeś pewien, że to wszystko wiem i nie musisz tego mówić głośno. Co ci szkodzi z nim pogadać? Dlaczego ciągle się zapierasz, kiedy próbuję ci pomóc naprawić relacje, które spartaczyłeś... – powiedziała z westchnięciem i zsunęła się z jego kolan, by usiąść obok z miną obrażonej dwulatki, której nie pozwolono zjeść kolejnego lizaka. Powoli zaczynała frustrować ją ta dyskusja z Athanem. Kiedy mówiła, jak bardzo go kocha – chciał słuchać. Kiedy coś mu się nie podobało lub godziło w jego ego – zmieniamy temacik, a najlepiej to się zamknij. Z wielkim trudem powstrzymywała się od wyjścia z salonu. Chciał jej pomocy i wsparcia, ale na swoich własnych zasadach. Sądziła, że nie mogła już poczuć się gorzej.

Nigdy nie kocha się dwa razy.

  Te słowa dźwięczały jej w głowie, bo dobrze wiedziała czego, a raczej kogo dotyczyły. Najeżyła się cała i spojrzała na siedzącego obok mężczyznę. Jego twarz zdradzała tak wiele, zdradzała, że myślał o niej. Pierdolona Lukrecja, czy jak jej tam było. Aria miała ochotę wstać, pobiec do ogrodu i roztrzaskać w drobny mak ten paskudny pomnik. Przez tyle lat próbowała zbliżyć się do Athana, próbowała zdobyć jego miłość i uznanie, zainteresować go sobą na tyle, by zechciał z nią być. Kurwa! Tak wiele poświęciła, a teraz ma jej to wszystko odebrać jakaś denatka, o której Tismaneanu nie potrafi zapomnieć. Czuła, że wampir się od niej oddala, że woli przebywać z rzeźba niż z nią. Uważał, że go nie rozumiała, a może wręcz, nie była godna pojąć tego wszystkiego. Traktował ją w tej całej sytuacji z góry, ale nie przyszło mu do głowy, że i ona nosi w sobie jakiś ból, że i ona nie ma czystego sumienia. Podróżując po świecie nie była przykładną turystką, ale on nigdy jej o to nie zapytał, bo i po co miałby? Aria żyła a on wolał towarzystwo zmarłych. Może kiedyś i dla niej postawi pomnik, choć miała nadzieję, że będzie mniej posępny. Zakładał, że Vasco nie zrobiła nigdy nikomu nic złego, więc nie wiedziała o czym mówi i jak w ogóle mogła go pouczać.

  - Przepraszam, nie chciałam sprawić ci przykrości. Już o tym nie wspomnę – odezwała się niczym robot. To chciałeś usłyszeć? Teraz zachowuje się, jak wytrenowany psiak i zaraz dostanę nagrodę! Jej nastrój przygasał z każdą sekundą, ale z jakiegoś powodu trwała w tej iluzji, nie chcąc wdawać się w kolejną kłótnie, która i tak nic by nie zmieniła, bo Athan był zbyt uparty.

  - Jeśli chodzi o sprawę Elijaha, to owszem, masz rację. Chcę odnaleźć jego zabójcę, a kiedy to się stanie, to osobiście go zabije. Nie tak od razu, oczywiście. Najpierw trochę pocierpi, bo kara musi być adekwatna do zbrodni – oznajmiła, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Dziki, drapieżny, bezwzględny. Oblicze momentalnie pociemniał i na kilka sekund zmieniło ją nie do poznania. Nie mogła doczekać się momentu, w którym urwie łeb tej szui, która odebrała jej przyjaciela. Będzie go długo torturowała aż zacznie błagać o śmierć. Nie raz wyobrażała sobie ten moment. Chciała poczuć zapach jego ciepłej, lepkiej krwi, gdy rozerwie mu tchawice.

  - Mówisz mi, że mnie kochasz zdecydowanie zbyt rzadko – wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, ale siedział obok, więc doskonale to słyszał. Wypiła duszkiem zawartość kieliszka i od razu dolała sobie do pełna kolejną lampkę.

  - Ciężko mi sklasyfikować twoją przypadłość, kochany. Nie uważam byś był chory, nie o to mi chodzi. Nie zamierzam cię leczyć, właściwie nie mam nawet pojęcia, jak się za to zabrać. Chcę byś wrócił do pełni sił, żebyś poczuł się lepiej i może przepracował wszystko to, co cię przygnębia. Musisz odpocząć i się odprężyć, zrelaksować. Na to akurat znam kilka sposobów. Na przykład, mogłabym teraz rozebrać cię całego i wycałować dokładnie każdy, najmniejszy skrawek twojego ciała. Robiłabym to bardzo powoli, żebyś miał dużo czasu na odprężenie. Później przeszłabym do bardziej zdecydowanych pieszczot – ostatnie zdanie wymruczała, posyłając mu psotny uśmiech. Zbliżyła się do niego i ponownie wsunęła na kolana, by docisnąć mocno i zdecydowanie swoje biodra do jego bioder. Poczuła podniecenia wampira i niemal odetchnęła z ulgą, że jeszcze tak silnie na niego działa. Wsunęła dłonie we włosy Athana i odchyliła mu nieco głowę w tył, by złączyć ich wargi w namiętnym pocałunku. Język niemal od razu odnalazł drogę do języka Athanasiusa, wcześniej specjalnie zahaczając o jeden z jego kłów. Uwielbiała te ich pocałunki nasączone krwią. Zaczęła lekko poruszać biodrami, by jeszcze bardziej podniecić mężczyznę. W tej pozycji mogła choć przez chwilę wszystko kontrolować.

  - Czy akceptuje pan taką formę terapii? – zapytała mrukliwie między jednym pocałunkiem, a drugim. Nie dając mu za bardzo czasu na odpowiedź, pozbyła się górnej części swojej garderoby. Piersi miała całkiem fajne i nigdy się ich nie wstydziła, więc nie miała problemu, by rozebrać się przed nim. Obcałowywała szyję ukochanego mrucząc przy tym cały czas z zadowolenia aż w końcu postanowiła zsunąć się niżej. Teraz była przed nim na kolanach i zamierzała sprawić mu taką rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nikt mu nie dał. Zwłaszcza Ona. Przeszkadzały jej jego spodnie, więc szybko je zdjęła i od razu wsunęła go w usta. Zerknęła w górę, by sprawdzić, czy mężczyzna był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wpatrywał się w nią z pożądaniem, więc wiedziała, że pragnął tego równie mocno, co i ona. Poruszyła lekko głową w górę i w dół, a do pieszczot ustami dołączyła również rękę, by sprawić mu jeszcze więcej przyjemności. Z każdą kolejną chwilą, z każdym jego pomrukiem zadowolenia, Aria podnosiła poziom intensywności i przyspieszała. Mocniej zaciskała na nim rękę, mocniej obejmowała go ustami i pracowała językiem. Sama była podniecona niemal do bólu, nie mogąc doczekać się, kiedy Athan się jej odwdzięczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^