- Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj, że dołożysz wszelkich
starań, aby Jehanne czuła się tu bezpiecznie i żeby nie odniosła nigdy wrażenia,
że jej tutaj nie chcesz. – dodała nieco ciszej i tym razem zapanowała nad emocjami.
Może i umysł Athana był chwilowo zaćmiony, ale inteligencji nie stracił i lada chwila
zorientuje się, że Aria utożsamia się z Jehanne, a tej rozmowy chciała uniknąć.
Nadal nosiła w sobie żal do niego o wszystkie te lata, gdy wywoził ją do Elijaha
i choć kochała go całym sercem, to nie potrafiła pozbyć się uczucia odrzucenia
i myśli, że Stwórca wstydzi się jej na tyle, by wysłać pod opiekę do kogoś innego.
Znała przyczynę i próbowała sama przed sobą usprawiedliwiać Athana, jednak nie było
to łatwe i nadal sprawiało jej ból. Wszystkie te przepłakane noce, gdy usilnie chciała
wrócić do Blickling, do swego Stwórcy nie raz powracały w koszmarach. Ich połączenie
było tak silne, że każda rozłąka sprawiała iż Aria niemal umierała. Nie wierzyła,
że on tego nie czuł, a jednak mimo to raz za razem oddawał ją Cavendishą. Zarówno
Marisa, jak i jej mąż, bardzo ją kochali i robili wszystko, by czuła się dobrze
w ich domu. Nie mogli jednak dać jej tego, czego tak bardzo pragnęła i czego potrzebowała.
Na początku błagała Marisę, by zapraszać Athana na kolację, by częściej wpadał
w odwiedziny i spędzał z nią trochę czasu, jednak on sukcesywnie odmawiał aż w końcu
zaprzestała zaproszeń. Łatwiej było jej kochać go z daleka. Wytworzyła sobie w głowie
fantazje o nim i cały czas się jej trzymała. Aż do dziś.
Temat usunięcia pomnika z ogrodu również okazał się kompletną
klapą, z resztą jak każdy jeden, który podejmowała Aria. Kobieta odniosła wrażenie,
że Athanasius przyjmuje do wiadomości tylko to, co chce usłyszeć, a wszelkie słowa
krytyki odpycha. Nie podobało się jej to, zwłaszcza że wyglądało na to iż był przekonany
o swojej racji w stu procentach. Nie traktował jej poważnie.
- Pamiętasz, jak zaskoczyło cię to, co powiedziałam? Że nie czułam
się kochana i nie wiedziałam, że mnie kochasz? Każdy potrzebuje zapewnienia, nawet
ktoś taki, jak Ishmael, a może zwłaszcza ktoś taki, jak on. Jako twoja Stworzona
chciałam ci imponować, chciałam byś był ze mnie dumny. Nigdy mi tego nie powiedziałeś,
a ja czułam się wybrakowane, żyłam w przekonaniu, że się mnie wstydzisz. Byłeś pewien,
że to wszystko wiem i nie musisz tego mówić głośno. Co ci szkodzi z nim pogadać?
Dlaczego ciągle się zapierasz, kiedy próbuję ci pomóc naprawić relacje, które spartaczyłeś...
– powiedziała z westchnięciem i zsunęła się z jego kolan, by usiąść obok z miną
obrażonej dwulatki, której nie pozwolono zjeść kolejnego lizaka. Powoli zaczynała
frustrować ją ta dyskusja z Athanem. Kiedy mówiła, jak bardzo go kocha – chciał
słuchać. Kiedy coś mu się nie podobało lub godziło w jego ego – zmieniamy temacik,
a najlepiej to się zamknij. Z wielkim trudem powstrzymywała się od wyjścia z salonu.
Chciał jej pomocy i wsparcia, ale na swoich własnych zasadach. Sądziła, że nie mogła
już poczuć się gorzej.
Nigdy nie kocha się dwa razy.
Te słowa dźwięczały jej w głowie, bo dobrze wiedziała czego,
a raczej kogo dotyczyły. Najeżyła się cała i spojrzała na siedzącego obok mężczyznę.
Jego twarz zdradzała tak wiele, zdradzała, że myślał o niej. Pierdolona Lukrecja,
czy jak jej tam było. Aria miała ochotę wstać, pobiec do ogrodu i roztrzaskać w
drobny mak ten paskudny pomnik. Przez tyle lat próbowała zbliżyć się do Athana,
próbowała zdobyć jego miłość i uznanie, zainteresować go sobą na tyle, by zechciał
z nią być. Kurwa! Tak wiele poświęciła, a teraz ma jej to wszystko odebrać jakaś
denatka, o której Tismaneanu nie potrafi zapomnieć. Czuła, że wampir się od niej
oddala, że woli przebywać z rzeźba niż z nią. Uważał, że go nie rozumiała, a może
wręcz, nie była godna pojąć tego wszystkiego. Traktował ją w tej całej sytuacji
z góry, ale nie przyszło mu do głowy, że i ona nosi w sobie jakiś ból, że i ona
nie ma czystego sumienia. Podróżując po świecie nie była przykładną turystką, ale
on nigdy jej o to nie zapytał, bo i po co miałby? Aria żyła a on wolał towarzystwo
zmarłych. Może kiedyś i dla niej postawi pomnik, choć miała nadzieję, że będzie
mniej posępny. Zakładał, że Vasco nie zrobiła nigdy nikomu nic złego, więc nie wiedziała
o czym mówi i jak w ogóle mogła go pouczać.
- Przepraszam, nie chciałam sprawić ci przykrości. Już o tym
nie wspomnę – odezwała się niczym robot. To chciałeś usłyszeć? Teraz zachowuje
się, jak wytrenowany psiak i zaraz dostanę nagrodę! Jej nastrój przygasał z
każdą sekundą, ale z jakiegoś powodu trwała w tej iluzji, nie chcąc wdawać się
w kolejną kłótnie, która i tak nic by nie zmieniła, bo Athan był zbyt uparty.
- Jeśli chodzi o sprawę Elijaha, to owszem, masz rację. Chcę
odnaleźć jego zabójcę, a kiedy to się stanie, to osobiście go zabije. Nie tak od
razu, oczywiście. Najpierw trochę pocierpi, bo kara musi być adekwatna do zbrodni
– oznajmiła, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Dziki, drapieżny, bezwzględny. Oblicze
momentalnie pociemniał i na kilka sekund zmieniło ją nie do poznania. Nie mogła
doczekać się momentu, w którym urwie łeb tej szui, która odebrała jej przyjaciela.
Będzie go długo torturowała aż zacznie błagać o śmierć. Nie raz wyobrażała sobie
ten moment. Chciała poczuć zapach jego ciepłej, lepkiej krwi, gdy rozerwie mu tchawice.
- Mówisz mi, że mnie kochasz zdecydowanie zbyt rzadko – wymamrotała
pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, ale siedział obok, więc doskonale to
słyszał. Wypiła duszkiem zawartość kieliszka i od razu dolała sobie do pełna kolejną
lampkę.
- Ciężko mi sklasyfikować twoją przypadłość, kochany. Nie uważam
byś był chory, nie o to mi chodzi. Nie zamierzam cię leczyć, właściwie nie mam nawet
pojęcia, jak się za to zabrać. Chcę byś wrócił do pełni sił, żebyś poczuł się lepiej
i może przepracował wszystko to, co cię przygnębia. Musisz odpocząć i się odprężyć,
zrelaksować. Na to akurat znam kilka sposobów. Na przykład, mogłabym teraz rozebrać
cię całego i wycałować dokładnie każdy, najmniejszy skrawek twojego ciała. Robiłabym
to bardzo powoli, żebyś miał dużo czasu na odprężenie. Później przeszłabym do bardziej
zdecydowanych pieszczot – ostatnie zdanie wymruczała, posyłając mu psotny uśmiech.
Zbliżyła się do niego i ponownie wsunęła na kolana, by docisnąć mocno i zdecydowanie
swoje biodra do jego bioder. Poczuła podniecenia wampira i niemal odetchnęła z ulgą,
że jeszcze tak silnie na niego działa. Wsunęła dłonie we włosy Athana i odchyliła
mu nieco głowę w tył, by złączyć ich wargi w namiętnym pocałunku. Język niemal od
razu odnalazł drogę do języka Athanasiusa, wcześniej specjalnie zahaczając o jeden
z jego kłów. Uwielbiała te ich pocałunki nasączone krwią. Zaczęła lekko poruszać
biodrami, by jeszcze bardziej podniecić mężczyznę. W tej pozycji mogła choć przez
chwilę wszystko kontrolować.
- Czy akceptuje pan taką formę terapii? – zapytała mrukliwie
między jednym pocałunkiem, a drugim. Nie dając mu za bardzo czasu na odpowiedź,
pozbyła się górnej części swojej garderoby. Piersi miała całkiem fajne i nigdy się
ich nie wstydziła, więc nie miała problemu, by rozebrać się przed nim. Obcałowywała
szyję ukochanego mrucząc przy tym cały czas z zadowolenia aż w końcu postanowiła
zsunąć się niżej. Teraz była przed nim na kolanach i zamierzała sprawić mu taką
rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nikt mu nie dał. Zwłaszcza Ona. Przeszkadzały
jej jego spodnie, więc szybko je zdjęła i od razu wsunęła go w usta. Zerknęła w
górę, by sprawdzić, czy mężczyzna był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wpatrywał
się w nią z pożądaniem, więc wiedziała, że pragnął tego równie mocno, co i ona.
Poruszyła lekko głową w górę i w dół, a do pieszczot ustami dołączyła również rękę,
by sprawić mu jeszcze więcej przyjemności. Z każdą kolejną chwilą, z każdym jego
pomrukiem zadowolenia, Aria podnosiła poziom intensywności i przyspieszała. Mocniej
zaciskała na nim rękę, mocniej obejmowała go ustami i pracowała językiem. Sama była
podniecona niemal do bólu, nie mogąc doczekać się, kiedy Athan się jej odwdzięczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz