JEHANNE
Oczywiście, że cieszyła się z
powrotu Athana i nie żałowała swoich zeznań, które pomogły mężczyźnie.
Wiedziała, że dołożyła coś od siebie, co zaważyło na decyzji Baltimorów i w
końcu, w jakikolwiek sposób mogła być potrzebna. Nie potrafiła jednak poradzić sobie
z myślą, że to wszystko słyszał również Ishmael. To, co działo się z nią u
Blomea było okropne i odrażające, sprawiało, że sama na siebie nie mogła
patrzeć, więc Ish zapewne tym bardziej. Była okaleczona i nieatrakcyjna, co
napawało ją wstydem. Przez dwa dni starała się unikać mężczyzny, bo myśl o tym
iż się jej brzydził była zbyt bolesna, zwłaszcza że ona pragnęła znaleźć się w
jego ramionach. Chciała, aby wszystko było tak, jak przed przesłuchaniem, ale
wiedziała, że Ish nigdy już nie zabierze jej na spacer, nigdy już nie spojrzy
na nią tak, jak wcześniej. Blome krzywdził ją nawet teraz, gdy był już martwy.
Myślała, że zdołała się od niego uwolnić, ale prawda była inna — już zawsze
będzie za nią kroczył, będzie czuła na szyi jego oddech aż do końca wieczności.
Nie chciała psuć atmosfery swoją skwaszoną miną, więc grzecznie
przeprosiła i wróciła do siebie. Z tego wszystkie zapomniała o telefonie od
Marisy, ale nie miała odwagi się po niego cofnąć i uznała, że gdy wszyscy rozejdą
się do swoich pokoi, wymknie się i go zabierze. I tak przecież nie mogła spać.
Od kiedy wrócili do domu zadręczała się myślami o Drawsonie i o tym, jak bardzo
musiała stracić na wartości w jego oczach. Był człowiekiem interesu,
zdecydowanym mężczyzną, który wiedział czego chce i zapewne miał również swój
typ kobiety. Jehanne chciała się w niego wpasować, chciała być kobietą której
pragnie i dla której straci głowę. Miał klasę, pieniądze, gust i był
inteligentny, a ona była zwykłą przybłędą bez grosza przy duszy, której ciągle
trzeba było dawać coś w prezencie. To uwłaczające. Nigdy, ktoś taki jak on nie
zechce kogoś takiego, jak ona. To się po prostu nie zdarza, nawet w snach czy
bajkach. Przeczytała tak wiele historii miłosnych i żadna z nich nie była
choćby odrobinę podobna do tego, co właśnie działo się w jej życiu. Prędzej
można było nazwać to grecką tragedią, bo każde jej działanie, czego by się nie
chwyciła i tak kończy się hamartią.
Gdy usłyszała jego głos za drzwiami
zamarła i zakryła usta dłonią, by jej nie usłyszał. Poruszyła się niespokojnie
i wprawiła w ruch zasłonę, co Ishmael uznał najwyraźniej za zaproszenie, bo
wtargnął do środka. Stała przy oknie naprężona niczym struna, nieco speszona i
zaskoczona. Mężczyzna coś do niej mówił, a ona zaledwie kiwnęła głową, nie rejestrując
sensu wypowiedzianych słów. Zerknęła na telefon, o którym zdążyła już
zapomnieć, a później spoglądała na zamknięte drzwi i miejsce, w którym chwilę
temu stał Ish. Zdołała odetchnąć z ulgą, gdy nagle drzwi otworzyły się
ponownie. Tym razem, kiedy mówił, słuchała go bardzo uważnie. Wydawało się jej,
że nie wiedział, dlaczego się izolowała. Był taki słodki, gdy żartował, a
Jehanne właśnie w tym momencie chciała po prostu wpaść w jego ramiona, chciała
poczuć ciepło jego dłoni i szorstki zarost na swojej skórze.
— Kupiłeś te bilety przed
przesłuchaniem, czy po nim? — zapytała nagle, spoglądająca na niego niepewnie.
Jeśli przed, to pewnie chciał je wykorzystać, by nie zmarnować pieniędzy, a
jeśli po przesłuchaniu, to pewnie robił to z litości. Kolejny argument
potwierdzający fakt, że była bohaterką greckiej tragedii — katharsis.
"Litość wzbudza w nas nieszczęście człowieka niewinnego, trwogę natomiast
nieszczęście człowieka podobnego do nas".
— Chciałabym z tobą pójść, ale nie
chce żebyś się zmuszał i robił to z litości. Wiem, że to, co usłyszałeś na
przesłuchaniu pewnie zmieniło wszystko między nami. Ja sama się siebie brzydzę,
więc ty tym bardziej masz do tego prawo i nie mam ci za złe. Nie musisz udawać
już, że ci zależy. Nie musisz być dla mnie miły — wymamrotała, opierając się o
zimną szybę. Musiała utrzymać dystans, bo gdyby zrobiła choćby krok w jego
stronę, mogłaby nie wytrzymać i podbiec do niego żeby zarzucić mu ręce na
szyję.
— Nie zachowuj się tak, jakby nic
się nie stało, bo czuje się jeszcze gorzej. Starałam się nie wchodzić ci w
drogę i unikać spotkania, bo jestem tchórzem. Za bardzo boli mnie to, że wiesz
o wszystkim i wstydzę się tego — uniosła głowę, aby powstrzymać wypływające na
policzki łzy, a te którym udało wydostać się z oczu, starła szybko. Gdy
spojrzała na Ishmaela, wyglądał tak jakby mówiła do niego w innym języku.
— Jestem okropna i zniszczona,
okaleczona. Wybrakowana. Teraz już o tym wiesz. Wiesz, że traciłeś ze mną swój
czas. Nie chciałam o tym opowiadać, chciałam wam tego oszczędzić, uchronić was
i siebie przed konsekwencjami. — szepnęła, przyciskając plecy jeszcze bardziej
do okna. Dlaczego on tu jeszcze jest? Dlaczego nie wyszedł? Gapi się tak,
jakby nie miał pojęcia, o czym mówię, a chyba wyraziłam się na tyle jasno, aby
zrozumiał.
Dziewczyna zaczęła zastanawiać się
nad tym, czy w natłoku emocji nie zaczęła paplać po francusku i dlatego Ishmael
jej nie rozumiał.
— Nie będę ci się narzucała, przysięgam. Nawet mnie nie zauważysz. Nie będziesz musiał na mnie patrzeć — westchnęła cicho, postanawiając odsunąć się od niego maksymalnie, by mógł żyć tak, jak do tej pory. Ona wróci do bycia wspomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz