ROZDZIAŁ 144

JEHANNE

    Oczywiście, że cieszyła się z powrotu Athana i nie żałowała swoich zeznań, które pomogły mężczyźnie. Wiedziała, że dołożyła coś od siebie, co zaważyło na decyzji Baltimorów i w końcu, w jakikolwiek sposób mogła być potrzebna. Nie potrafiła jednak poradzić sobie z myślą, że to wszystko słyszał również Ishmael. To, co działo się z nią u Blomea było okropne i odrażające, sprawiało, że sama na siebie nie mogła patrzeć, więc Ish zapewne tym bardziej. Była okaleczona i nieatrakcyjna, co napawało ją wstydem. Przez dwa dni starała się unikać mężczyzny, bo myśl o tym iż się jej brzydził była zbyt bolesna, zwłaszcza że ona pragnęła znaleźć się w jego ramionach. Chciała, aby wszystko było tak, jak przed przesłuchaniem, ale wiedziała, że Ish nigdy już nie zabierze jej na spacer, nigdy już nie spojrzy na nią tak, jak wcześniej. Blome krzywdził ją nawet teraz, gdy był już martwy. Myślała, że zdołała się od niego uwolnić, ale prawda była inna — już zawsze będzie za nią kroczył, będzie czuła na szyi jego oddech aż do końca wieczności.

    Nie chciała psuć atmosfery swoją skwaszoną miną, więc grzecznie przeprosiła i wróciła do siebie. Z tego wszystkie zapomniała o telefonie od Marisy, ale nie miała odwagi się po niego cofnąć i uznała, że gdy wszyscy rozejdą się do swoich pokoi, wymknie się i go zabierze. I tak przecież nie mogła spać. Od kiedy wrócili do domu zadręczała się myślami o Drawsonie i o tym, jak bardzo musiała stracić na wartości w jego oczach. Był człowiekiem interesu, zdecydowanym mężczyzną, który wiedział czego chce i zapewne miał również swój typ kobiety. Jehanne chciała się w niego wpasować, chciała być kobietą której pragnie i dla której straci głowę. Miał klasę, pieniądze, gust i był inteligentny, a ona była zwykłą przybłędą bez grosza przy duszy, której ciągle trzeba było dawać coś w prezencie. To uwłaczające. Nigdy, ktoś taki jak on nie zechce kogoś takiego, jak ona. To się po prostu nie zdarza, nawet w snach czy bajkach. Przeczytała tak wiele historii miłosnych i żadna z nich nie była choćby odrobinę podobna do tego, co właśnie działo się w jej życiu. Prędzej można było nazwać to grecką tragedią, bo każde jej działanie, czego by się nie chwyciła i tak kończy się hamartią.

    Gdy usłyszała jego głos za drzwiami zamarła i zakryła usta dłonią, by jej nie usłyszał. Poruszyła się niespokojnie i wprawiła w ruch zasłonę, co Ishmael uznał najwyraźniej za zaproszenie, bo wtargnął do środka. Stała przy oknie naprężona niczym struna, nieco speszona i zaskoczona. Mężczyzna coś do niej mówił, a ona zaledwie kiwnęła głową, nie rejestrując sensu wypowiedzianych słów. Zerknęła na telefon, o którym zdążyła już zapomnieć, a później spoglądała na zamknięte drzwi i miejsce, w którym chwilę temu stał Ish. Zdołała odetchnąć z ulgą, gdy nagle drzwi otworzyły się ponownie. Tym razem, kiedy mówił, słuchała go bardzo uważnie. Wydawało się jej, że nie wiedział, dlaczego się izolowała. Był taki słodki, gdy żartował, a Jehanne właśnie w tym momencie chciała po prostu wpaść w jego ramiona, chciała poczuć ciepło jego dłoni i szorstki zarost na swojej skórze.

    — Kupiłeś te bilety przed przesłuchaniem, czy po nim? — zapytała nagle, spoglądająca na niego niepewnie. Jeśli przed, to pewnie chciał je wykorzystać, by nie zmarnować pieniędzy, a jeśli po przesłuchaniu, to pewnie robił to z litości. Kolejny argument potwierdzający fakt, że była bohaterką greckiej tragedii — katharsis. "Litość wzbudza w nas nieszczęście człowieka niewinnego, trwogę natomiast nieszczęście człowieka podobnego do nas".

    — Chciałabym z tobą pójść, ale nie chce żebyś się zmuszał i robił to z litości. Wiem, że to, co usłyszałeś na przesłuchaniu pewnie zmieniło wszystko między nami. Ja sama się siebie brzydzę, więc ty tym bardziej masz do tego prawo i nie mam ci za złe. Nie musisz udawać już, że ci zależy. Nie musisz być dla mnie miły — wymamrotała, opierając się o zimną szybę. Musiała utrzymać dystans, bo gdyby zrobiła choćby krok w jego stronę, mogłaby nie wytrzymać i podbiec do niego żeby zarzucić mu ręce na szyję.

    — Nie zachowuj się tak, jakby nic się nie stało, bo czuje się jeszcze gorzej. Starałam się nie wchodzić ci w drogę i unikać spotkania, bo jestem tchórzem. Za bardzo boli mnie to, że wiesz o wszystkim i wstydzę się tego — uniosła głowę, aby powstrzymać wypływające na policzki łzy, a te którym udało wydostać się z oczu, starła szybko. Gdy spojrzała na Ishmaela, wyglądał tak jakby mówiła do niego w innym języku.

    — Jestem okropna i zniszczona, okaleczona. Wybrakowana. Teraz już o tym wiesz. Wiesz, że traciłeś ze mną swój czas. Nie chciałam o tym opowiadać, chciałam wam tego oszczędzić, uchronić was i siebie przed konsekwencjami. — szepnęła, przyciskając plecy jeszcze bardziej do okna. Dlaczego on tu jeszcze jest? Dlaczego nie wyszedł? Gapi się tak, jakby nie miał pojęcia, o czym mówię, a chyba wyraziłam się na tyle jasno, aby zrozumiał.

    Dziewczyna zaczęła zastanawiać się nad tym, czy w natłoku emocji nie zaczęła paplać po francusku i dlatego Ishmael jej nie rozumiał.

    — Nie będę ci się narzucała, przysięgam. Nawet mnie nie zauważysz. Nie będziesz musiał na mnie patrzeć — westchnęła cicho, postanawiając odsunąć się od niego maksymalnie, by mógł żyć tak, jak do tej pory. Ona wróci do bycia wspomnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^