ROZDZIAŁ 170

Aria Vasco

  Kiedy Athanasius wyciągnął ku niej rękę i przyciągnął do siebie, by zamknąć w ciasnych objęciach ramion, w końcu poczuła się dobrze. Wiedziała, że jest we właściwym miejscu i tylko przy nim była szczęśliwa. Mężczyzna był spełnieniem jej wszystkich marzeń, nawet tych o których śniła jeszcze za życia, jako mała dziewczynka. Dawał jej wszystko, czego potrzebowała, ale jakimś cudem uważał, że Aria chce jeszcze czegoś innego. Nie doceniał siebie i tego, co dla niej robił samą swoją obecnością. Wystarczył jej jego uśmiech, pocałunek, objęcie i rozmowa. Chciała dzielić z nim dobre i złe chwile, chciała by byli partnerami i przyjaciółmi. Uwielbiała sposób, w jaki na nią patrzył i jak ją przytulał, jak zagarniał do siebie i gładził włosy. Kochała sposób, w jaki składał delikatne pocałunki na jej czole i skroni. Rozmawiali na wiele tematów i dzielili się swoimi opiniami w wielu sprawach, nie tylko poważnych, ale nawet w tych nieco bardziej trywialnych. Niczego więcej nie potrzebowała, a on ciągle upierał się, że to zbyt mało. 

  Wspomnienie o Lakricii było dla Arii, jak cios w serce i uświadczyło ją w przekonaniu, że Athan nadal myślał o zmarłej żonie i zapewne nigdy nie będzie gotowy na ślub z nią. Było w nim zbyt wiele poczucia winy i strachu, a co więcej, Arii na pewno nie zdoła nigdy pokochać tak bardzo, jak tamtej kobiety. Cieszyła się, że w tym momencie jej twarz ukryta była w jego koszuli i nie mógł zobaczyć zawodu, jaki wymalował się na jej twarzy. Była zazdrosna o paskudną rzeźbę i nie potrafiła wyzbyć się tego uczucia. Athan uciekał tu ilekroć czuł się źle, a powinien przyjść do niej, z nią powinien rozmawiać, a nie z pomnikiem. To do niego go ciągnęło, a co gorsza, odnosiła wrażenie, że wolał zostać w ogrodzie niżeli wracać z nią do domu. Spoglądał na ponurą rzeźbę z utęsknieniem, jakby żałował rozstania. Zabolało ją to, ale nie zamierzała o tym mówić i przyznawać się do tego. Nie chciała dawać mu kolejnych powodów do zmartwień. Gdyby to zależało tylko od niej, pozbyłaby się tego paskudztwa. Dla niej Lakricia była uosobieniem tchórzostwa i wszelkich możliwych słabości. Nie rozumiała, jak mogła przez tyle lat godzić się na tak podrzędny los i pozwalać Athanowi traktować siebie, jak szmatę. Sam powiedział, że obrywała za wszystko, że nie był potrzebny wielki powód. Tym bardziej powinna odejść, gdy dowiedziała się o ciąży, a nie tkwić w toksycznej relacji z mężczyzną, którego kiedyś kochała. Aria nie wierzyła, że trzymała ją przy nim miłość. Był to strach i spętanie. 

Pomieszczenie, które przygotował Athan nadawało się idealnie. Rozpromieniła się po raz pierwszy szczerze, od kiedy zabrała go z ogrodu.

- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Jest świetnie! A i owszem, mam zbiory dla ciebie i nawet listy, o których wcześniej ci wspominałam. Jutro powinno wszystko dotrzeć i będę potrzebowała twojej pomocy w układaniu, więc lepiej się przygotuj. Jest tego sporo, a i tak większą część przekazałam do muzeum – powiedziała z uśmiechem, obejmując go mocno. Była wdzięczna, że Athan zrobił to, o co go prosiła i zajął się pokojem, a nie od razu zaczął dołować, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.

Przygotowanie kolacji było swego rodzaju, małą karą. Wiedziała, że nie potrafił gotować i jakoś za bardzo się tym nie interesował, a teraz poniekąd trochę go zmuszała. Miała ubaw, gdy nieumiejętnie obchodził się z nożem i innymi kuchennymi akcesoriami, ale ani myślała pomagać. Bawiła się przednio. Koniec końców jedzenie nie wyszło aż takie złe. Kiedy jedli kolację w salonie, czuła się wspaniałe i nie potrafiła oderwać się nawet na chwilę od ukochanego.

- Możemy też zrobić wszystko całkiem odwrotnie. Najpierw będziemy się kochać – odpowiedziała równie mrukliwie, co on i korzystając z okazji, że akurat była blisko jego szyi, zaczęła ją obcałowywać, a chwilę później wgryzła się w nią niespodziewanie, co wyrwało z ust mężczyzny ciche mruknięcie zadowolenia. Odchylił nieco głowę, by zrobić jej lepszy dostęp do miejsca, którym była zainteresowana. Nie żywiła się praktycznie cały tydzień, pomijając kilka lampek wina z krwią, które wypiła w Londynie. Nie potrzebowała wiele, dlatego szybko oderwała się od Athana i spojrzała mu w oczy z zadziornym uśmiechem. Kiedy wspomniał o pracy, skrzywiła się lekko. Nie chciała wracać jeszcze do tego tematu, a w Londynie i tak była już spalona.

- Pomyślę o Norwich za jakiś czas. Teraz nie chce się niczym rozpraszać. Priorytetem jesteś ty i twój powrót do...zdrowia. Twoje lepsze samopoczucie – powiedziała spokojnym, ale zdecydowanym tonem.  Poprawiając się nieco na sofie, zaczęła gładzić jego ramie, uważnie go przy tym obserwując. Szybko pokiwała przecząco głową, gdy zaczął mówić o przeprosinach. 

- Nie musisz mnie za nic przepraszać, kochany. Jedyną osobą, z którą powinieneś porozmawiać, jest Ishmael. Jeśli mogłabym coś ci zasugerować, to właśnie to. Chyba najbardziej mu się od ciebie oberwało, prawda? Pomaga ci we wszystkim, jest lojalny i oddany bardziej niż pies i zasługuje na szacunek. Pokaż mu, że doceniasz to wszystko, co dla ciebie robi. Każdy czasem potrzebuje aprobaty, poklepania po ramieniu. Jehanne to twoja odpowiedzialność, a ile razy pomyślałeś o niej przez ten tydzień albo od czasu, kiedy wróciłam? Zbliżyli się do siebie, to prawda, ale to ty jesteś jej Stwórcą i opiekunem. Wiem, że dla niego spędzanie z nią czasu, to przyjemność, ale ma na głowie również firmę i dom, bo ty byłeś, ujmijmy to, niedysponowany – odezwała się po chwili ciszy, posyłając mu lekki, pokrzepiający uśmiech.

- Pokaż Ishowi, że on również może na ciebie liczyć – dodała nieco ciszej, zaczynając bawić się kosmykiem jego włosów. Westchnęła bezgłośnie, sięgając po pierożka i wpychając do ust całego. Podała Athanowi kieliszek z winem i wzięła również dla siebie.

- Za dużo rzeczy chcesz zrobić na raz. Mamy przed sobą nieskończoność, więc zróbmy to powoli. Dajmy sobie z tym wszystkim czas i zastanówmy się, co sprawia, że czujesz się lepiej, co powoduje, że nie myślisz o przeszłości. Wiem, kim jesteś i w kim się zakochałam. Dla mnie nie ma dwóch Athanasiusów Tismaneanu i dla ciebie też nie powinno. Twoja przeszłość jest częścią twojej duszy i powinieneś to zaakceptować tak samo, jak ja. Robiłeś potworne rzeczy, ale kto z nas nie robił? Żyjemy zbyt długo, aby być świętymi, kochanie. Usilnie chcesz wyzbyć się ‘’ tego drugiego ‘’, a problem polega na tym, że nikogo innego poza tobą nie ma. Kocham cię takiego, jakim jesteś. Kocham twoje wszystkie wady i zalety. – tym razem to ona odgarnęła kilka kosmyków z jego twarzy i ucałowała go mocno, z całą swą miłością. Chciała przypieczętować to wszystko, o czym mówiła, chciała aby w końcu w to uwierzył. To bolało ją najbardziej, że przez wszystkie te lata nie brał jej za pewnik. W jego głowie tliła się niepewność, a przecież ona robiła wszystko, aby ufał jej w pełni. Na każdym kroku okazywała mu uczucia, nawet w tak prostym geście, jak uścisk. Uwielbiała, kiedy dominował nad nią w łóżku i wiedziała, że i on to lubił, ale zawsze się ograniczał. Zapewne bał się, że nie będzie potrafił wrócić, że nie opamięta się w porę i zrobi jej krzywdę. Czy kiedy się kochali, to myślał o Lakricii i to ją sobie wtedy wyobrażał? Kiedy dowiedziała się o tej kobiecie nie potrafiła wypędzić jej z myśli. To ją pierwszą pokochał. Aria zawsze będzie tą drugą. Nie potrafił o niej zapomnieć, nie chciał o niej zapominać. Gdyby tak było, to nie stawiałby tego cholernego pomnika w ogrodzie. Nie chodziło tylko o to, że ją skrzywdził i dręczyło go sumienie. On nadal ją kochał, nadal była dla niego ważna, a Aria musiała na to patrzeć i to przeżywać wraz z nim. Nic nie mogła poradzić na to, co czuł i nie mogła zmusić go do tego, by zapomniał o swojej żonie.

- Miłość jest warta każdego poświęcenia. Nigdy nie kocha się za bardzo – szepnęła, opuszczając na moment głowę, aby nie dostrzegł tańczących w jej oczach łez. Przytuliła się do jego i ukryła twarz w koszuli, udając, że wcale nie próbuje się ukryć.

- Pani Adrianna mówiła, że Ish i Jehanne pojechali na randkę do miasta i nie wrócą na noc. Chciałam zaprosić ich na kolację, a okazało się, że jesteśmy sami w domu. Nadal nie mogę uwierzyć, że oni są razem, właściwie nie wiem, czy to oficjalnie, ale się spotykają – zachichotała, spoglądając na niego dopiero, gdy była pewna, że nie zobaczy jej łez. Ciekawiło ją, co Athan myślał o związku swojego Stworzonego z dziewczyną, którą ocalił i która stała się ich rodziną. Chciała porozmawiać o czymś innym niż jego demony, chciała by choć na moment skupił się na innych sprawach. Życie mieszkańców Blickling, zwłaszcza przyjaciół, było równie ważne, co ich własne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^