Aria Vasco
Wspomnienie o Lakricii było dla Arii, jak cios w serce i uświadczyło
ją w przekonaniu, że Athan nadal myślał o zmarłej żonie i zapewne nigdy nie będzie
gotowy na ślub z nią. Było w nim zbyt wiele poczucia winy i strachu, a co więcej,
Arii na pewno nie zdoła nigdy pokochać tak bardzo, jak tamtej kobiety. Cieszyła
się, że w tym momencie jej twarz ukryta była w jego koszuli i nie mógł zobaczyć
zawodu, jaki wymalował się na jej twarzy. Była zazdrosna o paskudną rzeźbę i nie
potrafiła wyzbyć się tego uczucia. Athan uciekał tu ilekroć czuł się źle, a powinien
przyjść do niej, z nią powinien rozmawiać, a nie z pomnikiem. To do niego go ciągnęło,
a co gorsza, odnosiła wrażenie, że wolał zostać w ogrodzie niżeli wracać z nią do
domu. Spoglądał na ponurą rzeźbę z utęsknieniem, jakby żałował rozstania. Zabolało ją to, ale nie zamierzała o tym mówić i przyznawać się do tego. Nie chciała dawać mu kolejnych powodów do zmartwień. Gdyby to zależało
tylko od niej, pozbyłaby się tego paskudztwa. Dla niej Lakricia była uosobieniem
tchórzostwa i wszelkich możliwych słabości. Nie rozumiała, jak mogła przez tyle
lat godzić się na tak podrzędny los i pozwalać Athanowi traktować siebie, jak szmatę.
Sam powiedział, że obrywała za wszystko, że nie był potrzebny wielki powód. Tym
bardziej powinna odejść, gdy dowiedziała się o ciąży, a nie tkwić w toksycznej relacji
z mężczyzną, którego kiedyś kochała. Aria nie wierzyła, że trzymała ją przy nim
miłość. Był to strach i spętanie.
Pomieszczenie, które przygotował Athan nadawało się idealnie.
Rozpromieniła się po raz pierwszy szczerze, od kiedy zabrała go z ogrodu.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Jest świetnie! A i owszem,
mam zbiory dla ciebie i nawet listy, o których wcześniej ci wspominałam. Jutro powinno
wszystko dotrzeć i będę potrzebowała twojej pomocy w układaniu, więc lepiej się
przygotuj. Jest tego sporo, a i tak większą część przekazałam do muzeum – powiedziała
z uśmiechem, obejmując go mocno. Była wdzięczna, że Athan zrobił to, o co go prosiła
i zajął się pokojem, a nie od razu zaczął dołować, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.
Przygotowanie kolacji było swego rodzaju, małą karą. Wiedziała,
że nie potrafił gotować i jakoś za bardzo się tym nie interesował, a teraz poniekąd
trochę go zmuszała. Miała ubaw, gdy nieumiejętnie obchodził się z nożem i innymi
kuchennymi akcesoriami, ale ani myślała pomagać. Bawiła się przednio. Koniec końców
jedzenie nie wyszło aż takie złe. Kiedy jedli kolację w salonie, czuła się wspaniałe
i nie potrafiła oderwać się nawet na chwilę od ukochanego.
- Możemy też zrobić wszystko całkiem odwrotnie. Najpierw będziemy
się kochać – odpowiedziała równie mrukliwie, co on i korzystając z okazji, że akurat
była blisko jego szyi, zaczęła ją obcałowywać, a chwilę później wgryzła się w nią
niespodziewanie, co wyrwało z ust mężczyzny ciche mruknięcie zadowolenia. Odchylił
nieco głowę, by zrobić jej lepszy dostęp do miejsca, którym była zainteresowana.
Nie żywiła się praktycznie cały tydzień, pomijając kilka lampek wina z krwią, które
wypiła w Londynie. Nie potrzebowała wiele, dlatego szybko oderwała się od Athana
i spojrzała mu w oczy z zadziornym uśmiechem. Kiedy wspomniał o pracy, skrzywiła
się lekko. Nie chciała wracać jeszcze do tego tematu, a w Londynie i tak była już
spalona.
- Pomyślę o Norwich za jakiś czas. Teraz nie chce się niczym
rozpraszać. Priorytetem jesteś ty i twój powrót do...zdrowia. Twoje lepsze samopoczucie
– powiedziała spokojnym, ale zdecydowanym tonem. Poprawiając się nieco na sofie, zaczęła gładzić
jego ramie, uważnie go przy tym obserwując. Szybko pokiwała przecząco głową, gdy zaczął mówić o przeprosinach.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać, kochany. Jedyną osobą,
z którą powinieneś porozmawiać, jest Ishmael. Jeśli mogłabym coś ci zasugerować,
to właśnie to. Chyba najbardziej mu się od ciebie oberwało, prawda? Pomaga ci we
wszystkim, jest lojalny i oddany bardziej niż pies i zasługuje na szacunek. Pokaż
mu, że doceniasz to wszystko, co dla ciebie robi. Każdy czasem potrzebuje aprobaty,
poklepania po ramieniu. Jehanne to twoja odpowiedzialność, a ile razy pomyślałeś
o niej przez ten tydzień albo od czasu, kiedy wróciłam? Zbliżyli się do siebie,
to prawda, ale to ty jesteś jej Stwórcą i opiekunem. Wiem, że dla niego spędzanie
z nią czasu, to przyjemność, ale ma na głowie również firmę i dom, bo ty byłeś,
ujmijmy to, niedysponowany – odezwała się po chwili ciszy, posyłając mu lekki, pokrzepiający
uśmiech.
- Pokaż Ishowi, że on również może na ciebie liczyć – dodała
nieco ciszej, zaczynając bawić się kosmykiem jego włosów. Westchnęła bezgłośnie,
sięgając po pierożka i wpychając do ust całego. Podała Athanowi kieliszek z winem
i wzięła również dla siebie.
- Za dużo rzeczy chcesz zrobić na raz. Mamy przed sobą nieskończoność,
więc zróbmy to powoli. Dajmy sobie z tym wszystkim czas i zastanówmy się, co sprawia,
że czujesz się lepiej, co powoduje, że nie myślisz o przeszłości. Wiem, kim jesteś
i w kim się zakochałam. Dla mnie nie ma dwóch Athanasiusów Tismaneanu i dla ciebie
też nie powinno. Twoja przeszłość jest częścią twojej duszy i powinieneś to zaakceptować
tak samo, jak ja. Robiłeś potworne rzeczy, ale kto z nas nie robił? Żyjemy zbyt
długo, aby być świętymi, kochanie. Usilnie chcesz wyzbyć się ‘’ tego drugiego ‘’,
a problem polega na tym, że nikogo innego poza tobą nie ma. Kocham cię takiego,
jakim jesteś. Kocham twoje wszystkie wady i zalety. – tym razem to ona odgarnęła
kilka kosmyków z jego twarzy i ucałowała go mocno, z całą swą miłością. Chciała
przypieczętować to wszystko, o czym mówiła, chciała aby w końcu w to uwierzył. To bolało ją najbardziej, że przez wszystkie te lata nie brał jej
za pewnik. W jego głowie tliła się niepewność, a przecież ona robiła wszystko, aby
ufał jej w pełni. Na każdym kroku okazywała mu uczucia, nawet w tak prostym geście,
jak uścisk. Uwielbiała, kiedy dominował nad nią w łóżku i wiedziała, że i on to
lubił, ale zawsze się ograniczał. Zapewne bał się, że nie będzie potrafił wrócić,
że nie opamięta się w porę i zrobi jej krzywdę. Czy kiedy się kochali, to
myślał o Lakricii i to ją sobie wtedy wyobrażał? Kiedy dowiedziała się o tej kobiecie
nie potrafiła wypędzić jej z myśli. To ją pierwszą pokochał. Aria zawsze będzie
tą drugą. Nie potrafił o niej zapomnieć, nie chciał o niej zapominać. Gdyby tak
było, to nie stawiałby tego cholernego pomnika w ogrodzie. Nie chodziło tylko o
to, że ją skrzywdził i dręczyło go sumienie. On nadal ją kochał, nadal była dla
niego ważna, a Aria musiała na to patrzeć i to przeżywać wraz z nim. Nic nie mogła
poradzić na to, co czuł i nie mogła zmusić go do tego, by zapomniał o swojej żonie.
- Miłość jest warta każdego poświęcenia. Nigdy nie kocha się
za bardzo – szepnęła, opuszczając na moment głowę, aby nie dostrzegł tańczących
w jej oczach łez. Przytuliła się do jego i ukryła twarz w koszuli, udając, że wcale
nie próbuje się ukryć.
- Pani Adrianna mówiła, że Ish i Jehanne pojechali na randkę
do miasta i nie wrócą na noc. Chciałam zaprosić ich na kolację, a okazało się, że
jesteśmy sami w domu. Nadal nie mogę uwierzyć, że oni są razem, właściwie nie wiem,
czy to oficjalnie, ale się spotykają – zachichotała, spoglądając na niego dopiero,
gdy była pewna, że nie zobaczy jej łez. Ciekawiło ją, co Athan myślał o związku
swojego Stworzonego z dziewczyną, którą ocalił i która stała się ich rodziną. Chciała
porozmawiać o czymś innym niż jego demony, chciała by choć na moment skupił się
na innych sprawach. Życie mieszkańców Blickling, zwłaszcza przyjaciół, było równie
ważne, co ich własne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz