ROZDZIAŁ 164

Aria Vasco

  Potrzebowała tego. Tydzień samotności i kontemplacja własnych myśli sprawił, że poczuła się w końcu dobrze sama ze sobą i wiedziała iż będzie mogła w pełni poświęcić się Athanowi. Nie chciała, by coś ją rozpraszało, a co najgorsze, odstraszało od ukochanego. Jego przeszłość jej nie przeszkadzała, ale domyślała się, że choć powiedział jej o wszystkim, to i tak nadal ciążyło mu to na sumieniu. Nie było to byle co, coś o czym można łatwo zapomnieć. Naiwnie wierzyła iż mężczyzna poświęcił ten czas również na przemyślenia, może nawet wyciszenie.  Jak miało się niebawem okazać, była w błędzie. Miała nadzieję, że po jej powrocie do Blickling będą mogli zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą i tym razem bez sekretów. Układała w głowie plany na przyszłość marząc, że tym razem Athanasius się jej oświadczy, a ona w końcu zostanie panią Tismaneanu. Bardzo chciała nosić jego nazwisko, udowodnić, że wcale nie musiało być ciężarem minionych wydarzeń, a mogło być dumą. Być może kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym wampir uzna, że Aria jest tą jedyną i dane jej będzie włożyć suknie ślubną, którą już dawno temu wybrała. Wyobrażała sobie nie raz, jak Elijah prowadzi ją do ołtarza, teraz jednak będzie musiała uczynić to Marisa. Jehanne będzie jej druhną, a Ish z pewnością drużbą Athana. Ceremonia odbędzie się w ogrodzie, przy oranżerii. Okrągłe stoliki, mnóstwo kwiatów i lampionów, radośni goście i oni. Zakochani w sobie bez pamięci. Uśmiechała się do własnych myśli, które podpowiadały jej same chwile szczęścia u boku ukochanego. Z

 Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu, a gdy usłyszała po drugiej stronie szorstki głos Drawsona, drgnęła niespokojnie. Gdzieś z tyłu głowy od razu pojawiła się myśl, że coś się stało, że coś jest nie tak. Kiedy odkryła, że straciła poczucie czasu i minęło już osiem dni, wystraszyła się nie na żarty. Athanasius z pewnością już jej nie chciał. Przemyślał sobie wszystko i wysłał Isha, żeby ten przekazał jej informację o tym iż ma już nie wracać. Ręce jej drżały, podobnie jak kolana, kiedy podniosła się z podłogi, na której układała fotografie do albumów. Poza odnajdywaniem różnych  ‘’znajdziek” bardzo lubiła też fotografować, a później z tych fotografii tworzyła obrazy. Całkiem przypadkiem odkryła, że można malować również w taki sposób i to się jej spodobało.

  Zaskoczył ją tak szybkim przyjazdem, ale bardziej zaskakujący był powód wizyty. Jego zarzuty uderzyły ją nagle i niespodziewanie i chociaż starała się zrozumieć sens jego słów, nie potrafiła. Przyjechał tylko po to, by na nią nawrzeszczeć? Pokłócił się z kimś i chciał się na niej wyładować?

  - Ishmaelu, o czym ty kurwa mówisz? – wymamrotała wgapiając się w niego, jakby ten porozumiewał się w innym języku. Była tak zaskoczona jego wizytą i tym wszystkim, co powiedział, że milczała kilka minut, wpatrując się raz w niego, a raz w filiżanki z herbatą, poustawiane starannie na stoliku.

 - Oczywiście, że wracam do Blickling. Przecież wszystko omówiłam z Athanem, ten wyjazd i mój pobyt w Londynie. Długo rozmawialiśmy i musiałam kilka rzeczy przemyśleć. Nie chcę być z nim na pół gwizdka i wiem, że potrzebuje mojego wsparcia. Dlatego wyjechałam, by uporządkować sobie swoje sprawy i móc się nim zająć – powiedziała, siląc się na spokojny ton, choć głos jej drżał. Wszystko, co mówił Drawson, było oszczerstwami i wynikało z tego, że po prostu jej nie lubił. Gdyby znał prawdę o swoim Stwórcy, z pewnością nie wpadałby tu, jak burza i nie oskarżał jej o całe zło tego świata. Nie zamierzała mu nic mówić, bo skoro Athan jeszcze tego nie zrobił, najwyraźniej nie chciał go tym obarczać. Był to ogromny ciężar, który ledwo sam znosił i z pewnością nie chciał mieszać w to przyjaciela. Mężczyzna był raczej typem, który oceniał wszystkich według swoich własnych wartości i mógłby nie zrozumieć pobudek Athanasiusa. Może tego właśnie wampir się bał. Bał się iż straci w jego oczach.

  - Zgadzam się z tobą, że nie jest to zdrowa relacja i chcę to zmienić. Nie sądziłam, że ma to taką skalę. Przed wyjazdem nie sprawiał wrażenia, jakby coś było nie tak. To znaczy, sam wiesz, że Athan jest nieco melancholijny i jego skwaszona mina nie jest żadną nowością. Na Boga, Ishmaelu! Przecież nie zrobiłam tego celowo. Nie może tak być, że gdziekolwiek się ruszę, to on będzie mordował i demolował dom. Zapewniłam, że wrócę. Obiecałam mu to i zamierzałam dotrzymać słowa, bo wbrew temu, co o mnie myślisz, kocham go. Obchodzicie mnie wszyscy, nawet ty, chociaż mnie nienawidzisz i uważasz że lepiej byłoby, gdyby Blome mnie zabił. Och, nie rób takiej miny. To oczywiste. Athan prędzej czy później pogodziłby się z moją śmiercią i jakoś żył dalej, a teraz będzie wariował– odezwała się cicho, spoglądając mu w oczy podobnie, jak on wcześniej jej. Chciała, aby wiedział że miała czystej zamiary wobec ich Stwórcy. Kochała go szczerze, a Athan kochał ją. Był przerażony, że nie wróciła i wiedziała, że ktokolwiek stracił życie, miała na ręka jego krew. Pochłonęło ją pakowanie i aplikacja do Muzeum. Dopiero, co zdobyła posadę, a już musiała zrezygnować z pracy. Teraz najważniejszy był Athan i musiała zrobić wszystko, aby mu się polepszyło.

  - Wrócę z tobą do Blickling, jeśli to nie problem. Potrzebuję dwóch godzin, aby dokończyć pakowanie i wezwać transport. Jeśli mi pomożesz, to uwinę się w godzinę – posłała mu lekki uśmiech i podeszła do barku, by nalać im po szklance Burbona. Zamiast podać mężczyźnie jedną, wypiła obie duszkiem, gdy przypomniała sobie, że Ish wolał inny trunek.

  - Ty pijesz rum, prawda? Proszę – nalała mu pół szklanki i wskazała rzeczy, które miał spakować do pudeł. Sama odeszła nieco na bok, by wykonać szybki telefon. Było jej strasznie głupio, że musiała wywinąć się od pracy, ale nie miała wyjścia. Najwyraźniej podjęła decyzję za szybko. Zaufała swojemu instynktowi, który podpowiadał jej, że wszystko jest okej i nie powinna martwić się sprawami w domu.

  - Dzień dobry, panie Andrews. Tak, bardzo dziękuję. Chciałabym prosić o przesunięcie terminu rozpoczęcia pracy, wypadła mi ważna sprawa rodzinna. Minimum rok. Moja ciocia zachorowała, a to moja jedyna rodzina, sam pan rozumie. Polecę kogoś na zastępstwo, to wspaniały historyk. Patrick Harman, wykładał na Oxfordzie, ma świetne referencje. Ręczę za niego. Podam numer – Aria podyktowała numer telefonu i jeszcze krótką chwilę rozmawiała z dyrektorem Muzeum, po czym przeprosiła i zakończyła rozmowę. Poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, więc pospiesznie otarła twarz i wróciła do Ishmaela siedzącego na sofie, który sączył niespiesznie rum. Była zdruzgotana tym, że nie zauważyła wcześniej tego, w jakim stanie był Athan i że pierwsze lata ich związku nie będą wcale spokojne, a raczej zamienią się w walkę z nałogiem. Nałogiem, którym sama była.

  Zaskakująco szybko udało im się spakować resztę rzeczy, a niedługo później pojawiła się firma transportowa. Większość czasu minęła im w milczeniu. Ani Aria, ani tym bardziej Ishmael nie miał ochoty na rozmowę i nikomu z nich to nie przeszkadzało.

  - Proszę uważać, to bardzo cenne eksponaty. Tamta część idzie do Muzeum Wiktorii i Alberta w południowym Kensington. Reszta do Blickling. Rozliczymy się po wszystkim na miejscu – poinstruowała tragarzy, wręczając im klucze i zwróciła się do Isha.

  - Jestem gotowa, możemy ruszać – oznajmiła opuszczając wraz z nim mieszkanie. Idąc do auta czuła się tak, jakby wampir wiózł ją na skazanie. Cieszyła się, że zobaczy Athana i wróci w końcu do domu, ale jednocześnie była przerażona ogromem pracy, jaki ich czeka. Ishmael skupiał się na drodze, a ona spoglądała w okno, zastanawiając się, co powinna zrobić. Czy najpierw się zezłościć, a później wtulić w ramiona ukochanego, czy jednak zareagować odwrotnie. Jeśli faktycznie kogoś zabił, to jego stan psychiczny był naprawdę kiepski, a to rzutowało na całą atmosferę w domu i relację z innymi. Może lepiej mu zrobi jeśli faktycznie wyjadą gdzieś tylko we dwoje? Nie, to kiepski pomysł. Nie chciała izolować go od innych. Westchnęła w duchu, a gdy zobaczyła malujące się na horyzoncie dwie wieżyczki, górujące ponad drzewami, serce zabiło jej szybciej. Nigdzie indziej, a była w wielu miejscach, nie czuła się tak, jak tutaj. To był jej dom, jej miejsce na ziemi. Tu było wszystko, co kochała.

  Weszła do środka i zatrzymała się na moment w holu, zerkając przelotnie na Isha stojącego kilka kroków za nią. Skierowała się do gabinetu Stwórcy, czując jak zaczyna robić się jej słabo. Weszła do środka bez pukania i zamknęła za sobą cicho drzwi. Zaskoczenie na twarzy mężczyzny sprawiło, że poczuła silny zawód. Nie spodziewał się jej. Sądził, że nie wróci prawdopodobnie, gdy tylko opuściła Blickling.

  - Athanasiusie Tismaneanu, chyba musimy poważnie porozmawiać! - odezwała się z powagą, wwiercając w niego spojrzenie, przed którym tak usilnie chciał uciec. 

- Coś ty sobie myślał, cholera! Nie możesz tak robić, nie możesz szaleć kiedy nie ma mnie w pobliżu. Baltimorowie mają cię na oku, a ty urządzasz sobie igrzyska śmierci w salonie! Kto to był? Kogo zabiłeś? - nie chciała podnosić głosu, ale nie była w stanie trzymać nerwów na wodzy. Nie zamierzała mu matkować, jednak najwyraźniej musiała to zrobić, zwłaszcza, że wampir rzeczywiście postradał zmysły i to ona była tego przyczyną. 

- Traktujesz Ishmaela bez szacunku. Wprawiasz w zaklopotanie panią Adriannę i narażasz Jehanne. Musisz wziąć się w garść i choćbym miała zaciągnąć cię siłą, to pójdziesz na terapię. Znam świetnego specjalistę, bo mamy kurwa problem! Nie będę zamykała się z tobą w domu, bo już to przerabialiśmy i nie wyszło, pamiętasz? - zrobiła kilka kroków w stronę biurka, za którym nadal siedział bez ruchu. Oddychał płytko, jakby bojąc się zaczerpnąć głębiej powietrza. 

- Przepraszam, że się nie odezwałam. Chciałam, jak najszybciej do ciebie wrócić i trochę mi się przeciągnęło, ale to nie powód do mordowania i robienia rozpierduchy w salonie. Wiesz, że kogokolwiek zabiłeś, to ja jestem temu winna? Bo nie zadzwoniłam. Pomyśl o tym teraz. Ktoś stracił życie, bo ja straciłam poczucie czasu. Przecież to absurdalne. Równie dobrze ty mogłeś zadzwonić albo przyjechać! Jeden dzień, Athan. Jeden, pierdolony dzień, a ty szalejesz po okolicznych wsiach i siejesz spustoszenie. - wymamrotała drżącym głosem. Chciała, by wziął odpowiedzialność za swoje czyny, bo w końcu miał powód do prawdziwych wyrzutów sumienia. Myśl, że Aria obwiniała się za jego zbrodnie była odpowiednią karą i nie zamierzała go przed tym bronić. 

- Dostałam pracę w Muzeum, ale ją odrzuciłam. Pan Andrews ma mnie pewnie za kompletną idiotkę i już nigdy mnie nie zatrudni. Boję się zrobić krok za próg, żebyś nie wpadł w szał, a co dopiero wyjazd do Londynu, do pracy. Spóźnię się pół godziny, a ty wyrżniesz pół wsi. Kto podejdzie ci pod rękę, ten oberwie. To się musi skończyć, rozumiesz? - zapytała z westchnięciem. 

- Spójrz na mnie. Proszę, żebyś na mnie spojrzał i wyjaśnił, dlaczego mi nie ufasz. Przecież powiedziałam, że wrócę. Powiedziałam, że chce z tobą być. Rozmawialiśmy godzinami. Za kogo mnie masz? Jak mogłabym wyznać ci miłość i odejść! Pieprzony egoista! - łzy napłynęły jej do oczu, ale kontrolowała się na tyle, by nie zacząć płakać. Miała wielką ochotę rzucić w niego jakąś książką i rozkwasić mu tą jego piękną facjatę. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^