JEHANNE
Od zawsze udawała kogoś innego. Przykładną córkę, a później
wampirzycę pogodzoną ze swoim losem. Nauczyła się robić to tak dobrze, że sama
w to wszystko wierzyła. Na początku było trudno, ale za każdym razem coraz
łatwiej wchodziła w kolejne role. Już ją to nie bolało, bo stało się częścią
jej duszy, która krwawiła za każdym razem, gdy Jehanne rozrywała ją na miliony
kawałków. Rozrywała i lepiła z niej różne kształty, stając się przy tym inną
wersją siebie, w zależności od potrzeb otaczającego ją świata. Jej prawdziwa
natura cały czas pozostawała uśpiona i tylko co jakiś czas dawała o siebie
znać, jednak szybko wracała na swoje miejsce. Na dno serca, kuląc się i łkając.
Wydawało jej się, że w Blickling będzie mogła w końcu być w pełni sobą, jednak
była w błędzie. I tutaj musiała zmienić kształt, dostosować się do oczekiwań
innych, bo tylko tak zdoła zatrzymać przy sobie Ishmaela. Musiała wyrzec się
swojej prawdziwej natury, tej nieco szalonej i niecierpliwej, tej organizującej
pikniki zimą i ślącą gorące fotki facetowi, który jej się podoba. Pragnęła być
blisko mężczyzny, a ten potrzebował przestrzeni i czuł się osaczony, a
jednocześnie chciał z nią być. Nie rozumiała tego. Chciał być z nią, ale tylko
trochę? Chciał z nią być, ale nie za bardzo, żeby nie zmieniło to jego
ustalonego porządku i planu dnia? Poczuła, jak drogocenny naszyjnik zaczyna
ciążyć jej na szyi, jakby zaciskał się na niej coraz bardziej. Wydawało się, że
Ish założył jej obroże, by móc kontrolować bezpańskiego kundla i dopuszczać go
do siebie tylko wtedy, gdy jest mu wygodnie.
— Dziękuję za prezent, jest bardzo piękny. Nie musiałeś aż
tak się dla mnie wykosztowywać – zaczęła z uśmiechem. Nie chciała dać po sobie
poznać, jak źle się nagle z tym wszystkim poczuła. Teraz musiała odpowiedzieć
na to, co właśnie jej powiedział. Jego monolog znaczył tyle, że w Japonii
myślał o tym bardzo intensywnie, a ona nie dostrzegła wcześniej, że to, co się
między nimi działo nie do końca mu odpowiadało. Czuł się przy niej źle, bo była
zbyt intensywna. Różnili się od siebie tak bardzo, może na tyle, że nigdy nie
będą mogli być razem. Słyszała w myślach głos Ishmaela powtarzający
zapewnienia, że to nie jej wina. Bzdura! Oczywiście, że to jej wina. Drawsonowi
podobało się jej małe szaleństwo, ale nie do końca je akceptował. "Jakbyś
mogła być trochę mniej szalona. Bądź trochę mniej... sobą"
— Bilety nie mogą się zmarnować. To zbyt piękna sztuka, ale
sam się przekonasz. Zawsze poprawiała mi nastrój. Niby komedia, ale ma głębsze
przesłanie – starała się, by nawet na sekundę głos jej nie zadrżał i nie
zdradził tego, jak bardzo zabolały ją jego słowa. Rozumiała, że Ish potrzebuje
czasu, by się z tym wszystkim oswoić, ale teraz nie wiedziała, jak powinna się
przy nim zachowywać. Nie mogła być sobą. Nie mogła chwycić go za rękę, gdy
miała ochotę ani pocałować. Czy siedziała za blisko? Tak, zdecydowanie.
Odsunęła się zatem, by nie czuł się stłamszony i napadnięty przez nią. Być może
śmiała się za głośno albo zbyt często się uśmiechałam. Ogarnęło ją na raz tak
wiele wątpliwości. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie jego powrót, ale nic już
nie mogła z tym zrobić. Gdy spędzała samotne wieczory zanurzała się w świat
własnych fantazji, w których Ish ją przytula i gładzi jej miękką skórę. Dotyka
jej włosów i pleców, przebiegając palcami wzdłuż kręgosłupa. Wyobrażała sobie,
jak leżą w jego łóżku i rozmawiają o zupełnie błahych sprawach, jak czyta mu
szekspirowskie sztuki i opowiada o Francji. Czy to wszystko było aż tak złe i
nieodpowiednie? Gdyby tak dłużej się nad tym zastanowić, to przecież nic nie
działo się nie naturalnie. Ciągnęło ich do siebie, więc po co to spowalniać na
siłę? Mężczyzna jasno wyraził swoje zdanie i musiała to uszanować, choć wcale
jej się nie podobało.
— Przepraszam, nie chciałam byś czuł się przy mnie
niekomfortowo. Obiecuję, że nie będę zawracała ci niepotrzebnie głowy. To się
już nie powtórzy. Nie będę się narzucała – zapewniła, posyłając mu pogodny
uśmiech. Chciała, by wiedział iż nie sprawił jej swoimi słowami przykrości.
Potrafiła kłamać i przychodziło jej to zaskakująco łatwo. Poczuła, jak całe jej
ciało napina się ze stresu, jak serce na moment przestaje bić. Panika,
niepewność, zmieszanie i wstyd zapanowały nad nią. Nie mogła oddychać, a kolana
jej drżały.
— Nie działo się tutaj nic ciekawego. Spędzałam czas z
Athanem i pomagałam Adriannie w porządkach. Zmieniałyśmy dekoracje na wiosenne,
zamówiłyśmy nowe kwiaty – zaczęła opowiadać o zmianach w ogrodzie, a gdy tylko
ekscytowała się zbyt mocno, szybko zmieniała ton głosu i starała się mówić
spokojnie. Nie wspomniała już ani razu, że o nim myślała i że tęskniła i jak
bardzo chciała go zobaczyć. Nagle odkryła, jak źle się teraz przy nim czuła i
nie potrafiła odsunąć od siebie tych myśli. Ishmael wytoczył ciężkie działa
przeciw niej i nie była w stanie sobie z tym poradzić. Zapadła między nimi
głucha cisza, którą przerywały ich pojedyncze oddechy. Wszystko się zmieniło.
Przecież tego właśnie chciał. Chciał przestrzeni dla siebie, chciał powrotu
swojej dawnej rutyny, którą ona zaburzyła swoim wtargnięciem. Chciał się z tym
wszystkim oswoić i Jehanne to rozumiała, ale sprawiało jej to ból. Czy czuł się
do czegoś zmuszany? Zobowiązany? Nie chciała być mu kulą u nogi, nie chciała by
musiał układać na nowo cały swój świat i szukać dla niej w nim miejsca. Wciśnie
ją gdzieś z braku laku po między papiery i czasem przypadkiem sobie o niej
przypomni.
— Mam nadzieję, że twój wyjazd był udany. Och, jestem pewna.
Poszło ci świetnie – uśmiechnęła się raz jeszcze, wygładzając nieistniejący
fałdek na spódniczce. Gdyby tylko mogła być sobą, rozsiadłaby się wygodnie przy
nim i wtuliła w jego ramie prosząc, by opowiedział jej wszystko ze szczegółami.
A może położyłaby się tak z głową na jego kolanach i dopytywała, czy Japończycy
rzeczywiście noszą tylko granatowe garnitury i są aż tak sztywni, jak słyszała.
Zrobiłaby tak wiele rzeczy, gdyby mogła być odrobinę sobą. Mogłaby przynieść
jakieś przekąski przed telewizor i oglądaliby stare filmy na dywanie.
Westchnęła w duchu.
— Cóż... Dziękuję raz jeszcze za prezent. Pójdę już, w takim
razie. Jesteś pewnie zmęczony po podróży. Odpocznij, Ishmaelu. Miłej nocy –
wstała powoli i ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro. On również
wstał, a chwilę później usłyszała swoje imię. Zatrzymała się i obróciła
zaskoczona.
— O co chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz