ROZDZIAŁ 158

 JEHANNE

    Od zawsze udawała kogoś innego. Przykładną córkę, a później wampirzycę pogodzoną ze swoim losem. Nauczyła się robić to tak dobrze, że sama w to wszystko wierzyła. Na początku było trudno, ale za każdym razem coraz łatwiej wchodziła w kolejne role. Już ją to nie bolało, bo stało się częścią jej duszy, która krwawiła za każdym razem, gdy Jehanne rozrywała ją na miliony kawałków. Rozrywała i lepiła z niej różne kształty, stając się przy tym inną wersją siebie, w zależności od potrzeb otaczającego ją świata. Jej prawdziwa natura cały czas pozostawała uśpiona i tylko co jakiś czas dawała o siebie znać, jednak szybko wracała na swoje miejsce. Na dno serca, kuląc się i łkając. Wydawało jej się, że w Blickling będzie mogła w końcu być w pełni sobą, jednak była w błędzie. I tutaj musiała zmienić kształt, dostosować się do oczekiwań innych, bo tylko tak zdoła zatrzymać przy sobie Ishmaela. Musiała wyrzec się swojej prawdziwej natury, tej nieco szalonej i niecierpliwej, tej organizującej pikniki zimą i ślącą gorące fotki facetowi, który jej się podoba. Pragnęła być blisko mężczyzny, a ten potrzebował przestrzeni i czuł się osaczony, a jednocześnie chciał z nią być. Nie rozumiała tego. Chciał być z nią, ale tylko trochę? Chciał z nią być, ale nie za bardzo, żeby nie zmieniło to jego ustalonego porządku i planu dnia? Poczuła, jak drogocenny naszyjnik zaczyna ciążyć jej na szyi, jakby zaciskał się na niej coraz bardziej. Wydawało się, że Ish założył jej obroże, by móc kontrolować bezpańskiego kundla i dopuszczać go do siebie tylko wtedy, gdy jest mu wygodnie.

     — Dziękuję za prezent, jest bardzo piękny. Nie musiałeś aż tak się dla mnie wykosztowywać – zaczęła z uśmiechem. Nie chciała dać po sobie poznać, jak źle się nagle z tym wszystkim poczuła. Teraz musiała odpowiedzieć na to, co właśnie jej powiedział. Jego monolog znaczył tyle, że w Japonii myślał o tym bardzo intensywnie, a ona nie dostrzegła wcześniej, że to, co się między nimi działo nie do końca mu odpowiadało. Czuł się przy niej źle, bo była zbyt intensywna. Różnili się od siebie tak bardzo, może na tyle, że nigdy nie będą mogli być razem. Słyszała w myślach głos Ishmaela powtarzający zapewnienia, że to nie jej wina. Bzdura! Oczywiście, że to jej wina. Drawsonowi podobało się jej małe szaleństwo, ale nie do końca je akceptował. "Jakbyś mogła być trochę mniej szalona. Bądź trochę mniej... sobą"

     — Bilety nie mogą się zmarnować. To zbyt piękna sztuka, ale sam się przekonasz. Zawsze poprawiała mi nastrój. Niby komedia, ale ma głębsze przesłanie – starała się, by nawet na sekundę głos jej nie zadrżał i nie zdradził tego, jak bardzo zabolały ją jego słowa. Rozumiała, że Ish potrzebuje czasu, by się z tym wszystkim oswoić, ale teraz nie wiedziała, jak powinna się przy nim zachowywać. Nie mogła być sobą. Nie mogła chwycić go za rękę, gdy miała ochotę ani pocałować. Czy siedziała za blisko? Tak, zdecydowanie. Odsunęła się zatem, by nie czuł się stłamszony i napadnięty przez nią. Być może śmiała się za głośno albo zbyt często się uśmiechałam. Ogarnęło ją na raz tak wiele wątpliwości. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie jego powrót, ale nic już nie mogła z tym zrobić. Gdy spędzała samotne wieczory zanurzała się w świat własnych fantazji, w których Ish ją przytula i gładzi jej miękką skórę. Dotyka jej włosów i pleców, przebiegając palcami wzdłuż kręgosłupa. Wyobrażała sobie, jak leżą w jego łóżku i rozmawiają o zupełnie błahych sprawach, jak czyta mu szekspirowskie sztuki i opowiada o Francji. Czy to wszystko było aż tak złe i nieodpowiednie? Gdyby tak dłużej się nad tym zastanowić, to przecież nic nie działo się nie naturalnie. Ciągnęło ich do siebie, więc po co to spowalniać na siłę? Mężczyzna jasno wyraził swoje zdanie i musiała to uszanować, choć wcale jej się nie podobało. 

     — Przepraszam, nie chciałam byś czuł się przy mnie niekomfortowo. Obiecuję, że nie będę zawracała ci niepotrzebnie głowy. To się już nie powtórzy. Nie będę się narzucała – zapewniła, posyłając mu pogodny uśmiech. Chciała, by wiedział iż nie sprawił jej swoimi słowami przykrości. Potrafiła kłamać i przychodziło jej to zaskakująco łatwo. Poczuła, jak całe jej ciało napina się ze stresu, jak serce na moment przestaje bić. Panika, niepewność, zmieszanie i wstyd zapanowały nad nią. Nie mogła oddychać, a kolana jej drżały. 

     — Nie działo się tutaj nic ciekawego. Spędzałam czas z Athanem i pomagałam Adriannie w porządkach. Zmieniałyśmy dekoracje na wiosenne, zamówiłyśmy nowe kwiaty – zaczęła opowiadać o zmianach w ogrodzie, a gdy tylko ekscytowała się zbyt mocno, szybko zmieniała ton głosu i starała się mówić spokojnie. Nie wspomniała już ani razu, że o nim myślała i że tęskniła i jak bardzo chciała go zobaczyć. Nagle odkryła, jak źle się teraz przy nim czuła i nie potrafiła odsunąć od siebie tych myśli. Ishmael wytoczył ciężkie działa przeciw niej i nie była w stanie sobie z tym poradzić. Zapadła między nimi głucha cisza, którą przerywały ich pojedyncze oddechy. Wszystko się zmieniło. Przecież tego właśnie chciał. Chciał przestrzeni dla siebie, chciał powrotu swojej dawnej rutyny, którą ona zaburzyła swoim wtargnięciem. Chciał się z tym wszystkim oswoić i Jehanne to rozumiała, ale sprawiało jej to ból. Czy czuł się do czegoś zmuszany? Zobowiązany? Nie chciała być mu kulą u nogi, nie chciała by musiał układać na nowo cały swój świat i szukać dla niej w nim miejsca. Wciśnie ją gdzieś z braku laku po między papiery i czasem przypadkiem sobie o niej przypomni. 

     — Mam nadzieję, że twój wyjazd był udany. Och, jestem pewna. Poszło ci świetnie – uśmiechnęła się raz jeszcze, wygładzając nieistniejący fałdek na spódniczce. Gdyby tylko mogła być sobą, rozsiadłaby się wygodnie przy nim i wtuliła w jego ramie prosząc, by opowiedział jej wszystko ze szczegółami. A może położyłaby się tak z głową na jego kolanach i dopytywała, czy Japończycy rzeczywiście noszą tylko granatowe garnitury i są aż tak sztywni, jak słyszała. Zrobiłaby tak wiele rzeczy, gdyby mogła być odrobinę sobą. Mogłaby przynieść jakieś przekąski przed telewizor i oglądaliby stare filmy na dywanie. Westchnęła w duchu. 

     — Cóż... Dziękuję raz jeszcze za prezent. Pójdę już, w takim razie. Jesteś pewnie zmęczony po podróży. Odpocznij, Ishmaelu. Miłej nocy – wstała powoli i ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro. On również wstał, a chwilę później usłyszała swoje imię. Zatrzymała się i obróciła zaskoczona.

    — O co chodzi?   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^