ATHANASIUS
Wyobrażał sobie wiele scenariuszy — większość z nich była
czarna niczym zalegająca za oknami noc. Jednak bez względu na to, co Aria powie
lub nie powie, według Athana, prędzej czy później go opuści. Może zrobi to
powoli i ostrożnie, uspakajając go i karmiąc fałszywymi obietnicami. A może
nagle wybiegnie z domu, nie mogąc znieść przebywania w salonie ani chwili
dłużej.
Wyobrażał sobie wiele scenariuszy, lecz nie przewidział tego
jednego. Nie z braku wyobraźni, a ze strachu przed tym, że był zbyt piękny, by mógł
się ziścić.
Wypowiedziane przez nią imię zadziałało z ogromną siłą.
Niczym błyskawica przecięło panującą od dłuższego czasu ciszę, uderzając wprost
w serce Athana, które na moment stanęło. Wybudziwszy się z tego gorzkiego,
trującego letargu, drgnął wystraszony, panicznie bojąc się tego, co wydarzy się
później. Co zechce mu powiedzieć? Ostatecznie oznajmić, że nie chce z nim być,
że odchodzi? Że go nienawidzi, że już go nie kocha? Pojedyncze łzy cały czas
spływały mu po policzkach, ale nie miał ani sił, ani ochoty, by z nimi
zawalczyć.
Jej dotyk, tak delikatny, ostrożny, łagodny, omiótł go
rozkosznym ciepłem, które rozlało się po nim falą dreszczy. Te, szarpiąc jego
skórą, wznosiły się i opadały, wnikając w każdą komórkę, aż wreszcie docierając
jeszcze głębiej — do samych zakamarków jego duszy. To tam zaczęło powstawać coś
na podobieństwo ulgi, choć wciąż zbyt wątłej i niepewnej, by się uformować.
Coraz silniej drżąc, niemal zamarł; bał się choćby ruszyć w
obawie, że zniszczy tę tak nieprawdopodobnie piękną chwilę. Trudno było
mu uwierzyć, że po wszystkim, co powiedział, Aria nie tylko miała siłę i ochotę
na niego patrzeć, ale zrobiła jeszcze więcej — podeszła bliżej i…
Targnięty tą nagłą, choć lękliwą nadzieją, bardzo powoli i
ostrożnie zakrył jej dłonie swoimi, głęboko oddychając. Czując, jak Aria coraz
mocniej się w niego wtula, pragnął już tylko jednego: by zawsze tak trwali,
przytuleni, oswobodzeni z tajemnic, związani tylko swoimi losami i uczuciem,
które wreszcie wybrzmiało jasno i wyraźnie.
To łagodne, słodkie wzruszenie momentalnie z niego uleciało
pod wpływem gwałtownego, panicznego wręcz strachu, które go zmroziło, gdy Aria
zażartowała na temat pobicia. Jego oddech natychmiast przyspieszył, a przed
oczami na krótką chwilkę zrobiło się całkiem biało. Przejęty lodowatym
strachem, próbował odpędzić sprzed oczu wizję tego najstraszliwszego spośród
błędów, które mógłby popełnić i nawet cichy śmiech Arii nie pomógł — Athan był
przerażony. Nie miał jej za złe tego dość makabrycznego żartu, lecz on sam nie
mógł się choćby lekko uśmiechnąć — myśl o skrzywdzeniu Arii pożarła całe
poczucie humoru i resztki nieśmiałej nadziei.
Jeszcze bardziej się zląkł, gdy kazała mu na nią spojrzeć.
Potwornie się bał tej konfrontacji i spojrzenia jej w oczy. Wtem, tak dobrze ją
znając, natychmiast wyczyta z nich wszystko, co dręczyło Arię i co zaprzątało
jej myśli. Od razu zrozumie, co czuła i jaki miała stosunek do jego straszliwej
opowieści. Bał się, że w tych przepięknych, ciemnych oczach nie ujrzy nic poza
pogardą, strachem i gniewem. Lecz jednocześnie — nie był w stanie jej odmówić.
Jakże by mógł, po tym wszystkim? Nie śmiał, a przede wszystkim nie chciał jej
już odmawiać — nigdy i w niczym. Dlatego, choć bardzo powoli i niepewnie,
wreszcie na nią spojrzał.
Zmroziło go, gdy ujrzał jej łzy. Z jednej strony się tego
spodziewał, lecz z drugiej dopadła go nagła potrzeba błagania Arii o
przebaczenie, przepraszania i proszenia, aby nie roniła nad nim więcej ani
jednej łzy, bo nie zasługiwał na żadną z nich. Miał ochotę cofnąć wszystko, co
powiedział o swojej przeszłości — tylko po to, by oblicze Arii znów złagodniało
spokojem, niezmącone strachem, żalem i smutkiem.
Słuchając jej, wyraźnie czuł, jak ulga — wciąż jeszcze
zakuta w kajdany, choć coraz luźniejsze i kruchsze — owija się wokół jego wciąż
mocno bijącego serca, pomalutku je uspokajając. Ulga była pierwsza, ale zaraz
po niej nadszedł szok, a następnie lękliwe niedowierzanie. Aria mówiła dziwne,
początkowo niezrozumiałe dla Athana rzeczy, które powoli układały się w jeden
komunikat: „zostanę z tobą”. Zostanie?, pytał w myślach z wyraźnym
niepokojem. Słyszał te wyraźne, jakże sugestywne słowa Arii, ale wciąż bał się
pojąć ich sens i w pełni w nie uwierzyć. Bał się, że gdy już nakarmi się
nadzieją, jego ukochana dopowie coś jeszcze, tym samym rujnując ten mały,
chwilowy optymizm.
Dotyk jej dłoni na swoim policzku podziałał na niego
elektryzująco. Westchnąwszy głęboko, przymknął powieki, całym sobą chłonąc ten
czuły gest.
Uśmiechnął się z ogromną ulgą, gdy usłyszał prośbę Arii. Bo,
choć wydawało się to nadzwyczaj nieprawdopodobne, Athanasius bał się, że w
ogniu tej potwornej historii, którą jej opowiedział, Aria nie pojęła powagi
wyznania jej miłości — lub gdzieś po drodze zupełnie go zagubiła. Świadomość,
że słyszała te najważniejsze słowa, mocno go uspokoiła.
— Jeśli będę ci to powtarzał co minutę — zagadnął odrobinę
złośliwie, choć próbując się uśmiechnąć — w końcu to wyznanie straci na swoim
znaczeniu. Cała magia i uczucie zostaną całkiem wyeksploatowane i już nic po
tym nie zostanie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc minę Arii.
Oczywiście, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Dopiero gdy przyszło mu
do głowy, że jego ukochana mogła to odebrać jako kolejną próbę migania się,
szybko zareagował.
— Ale teraz mogę — dodał, gdy uśmiech mu złagodniał, a
spojrzenie zupełnie zatonęło w jej oczach. — Kocham cię, Ario Vasco —
wyszeptał, czując, jak te kilka słów wypełnia go całego od środka, napełniając
niespotykaną dotąd energią, wiarą nadzieją. — Kocham cię — powtórzył cichutko —
ale ty dobrze o tym wiesz, prawda? — spytał, będąc naprawdę ciekaw odpowiedzi.
— Tal długo ci tego nie mówiłem, tak długo odmawiałem ci tego wyznania i tak
długo udawałem, że nie czuję do ciebie tego samego, co ty do mnie… ale wiedziałaś
o tym od dawna, prawda? Wiedziałaś?
Z rozkoszą, wzruszeniem, uwielbieniem i nadzieją wysłuchiwał
mowy Arii. Chłonął każde jej słowo, miliony razy powtarzając je sobie w głowie.
Jeśli naprawdę chciała z nim zostać — Athan jeszcze nie potrafił sobie
wyobrazić aż tak dużej dawki szczęścia, bo nigdy takiej nie zaznał. Ale chciał
jej zasmakować — właśnie z Arią. Tylko z Arią.
— Podejmujesz niemałe ryzyko — szepnął cicho, usiłując się
uśmiechnąć, lecz tym razem szło mu znacznie trudniej. — Dobrze wiesz — podjął
głośniej i pewniej, spoglądając na nią z całą mocą, lecz jednocześnie z ogromną
trwogą — że niczego innego nie pragnę. Tak… egoistycznie — podkreślił — ale
chcę właśnie tego, byś ze mną została. Ale…
Zawahał się, bo bardzo się bał znowu wrócić do omawiania
swojej przeszłości. Domyślał się, że jeszcze długo z tego nie ochłonie, dlatego
tym bardziej każde, choćby najmniejsze wspomnienie o tym, kim był kiedyś,
bolało go wstydem.
— Wiesz już, dlaczego cię odpychałem, ale kochanie — szepnął
z wyraźnym przerażeniem, jakby dopiero teraz dotarła do niego ta okrutna prawda
— to, że ci o wszystkim opowiedziałem, nie zmieni aż tyle, ile sam bym chciał.
Nie zmieni mnie — tłumaczył lekko drżącym głosem — nie zmieni też tego, co
zrobiłem ani tego, czego się boję. Aria,
kocham cię — rzekł twardo, lecz tym razem nie brzmiało to jak romantyczne
wyznanie, a konkretny argument — i właśnie dlatego myśl o tym, że kiedyś… że… —
Wściekł się na siebie, że nie umiał tego dokończyć, ale sama próba wyobrażenia
sobie tej tragedii bardzo bolała. — Błagam cię — podjął nagle, postanawiając
zacząć z innej strony. — Błagam cię, przysięgnij mi coś. Tylko jedną rzecz, ale
szalenie ważną. Nie odzyskam ani kawałka spokoju, jeśli nie obiecasz mi tej
jednej rzeczy!
Patrzył jej głęboko w oczy, mocno ściskając jej dłonie.
Chciał, by pojęła, że to, o czym mówił, było dla niego śmiertelnie ważne. I
wiedział, że pojmie.
— Przysięgnij mi — szeptał, rozplatając ich uścisk i ujmując
dłońmi jej twarz — że… — Odetchnął raz jeszcze, wręcz zmuszając się do tego, by
to powiedzieć. — Przysięgnij, że jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzę — wydusił
słabo — to odejdziesz. Od razu — podkreślił, tym razem spoglądając na nią z
pełną stanowczością — bez dawania żadnych szans, które i tak bym zmarnował.
Odejdziesz bez wahania, bez odwracania się i bez pożegnania. Odejdziesz i nigdy
nie spróbujesz do mnie wrócić. Błagam — szepnął rozpaczliwie — obiecaj mi to!
Łzy raz jeszcze zatańczyły w kącikach jego oczu, gdy tylko
jego uparta wyobraźnia ukazała mu, jak by to wyglądało. Jej odejście, jej zawód
w oczach, jej płacz. Jego rozpacz, jego desperację i panikę. Nie przeżyliby już
tego rozstania — ani ona, ani on. To miała być jeszcze jedna motywacja dla
Athana i choć zupełnie nie wyobrażał sobie przekraczać przy Arii tej koszmarnej
granicy, już dawno się nauczył, by w żadnej kwestii sobie nie ufać.
Liczył tylko na to, że Aria chwilę poprotestuje — jak to ona
— ale ostatecznie się zgodzi, znacznie go uspokajając. Ale potem było tylko
gorzej, czego nawet on — skrajny pesymista — nie przewidział. A może i
przewidział, ale wcześniej, przed deklaracją Arii, jakoby zamierzała z nim
zostać mimo jego jakże potwornych win. Wtem wampirzyca przypomniała mu
wszystkie strachy i uruchomiła lęki. Zmroziła go paniką, starła na proch całą
nadzieję i nieśmiało zagnieżdżającą się w jego umyśle ulgę. I znowu zupełnie
opustoszał z myśli i emocji, pozwalając, by w tej przerażającej pustce powoli
zagnieżdżał się tylko lód.
— Chciałabym wyjechać na tydzień. Sama.
Tydzień. Tylko tydzień, ledwie siedem dni. To niedużo —
zwłaszcza biorąc pod uwagę ich ostatnią, niemal stuletnią rozłąkę. Czymże dla
wampira żyjącego wiecznie miałby być tydzień?
Dla Athana — całą wiecznością.
Wieść o jej odejściu zadziałała jak kubeł lodowatej wody,
zmywając z niego tę naiwność podszeptującą mu, że być może Aria jakimś cudem
naprawdę mu to wszystko wybaczyła. Czy wyjeżdżałaby, gdyby tak było? Czy
zostawiłaby go właśnie teraz — kiedy tak potrzebował jej wsparcia, kiedy nie
umiał sobie sam poradzić z walką, którą niedawno stoczył ze swoją przeszłością?
Aż do tej chwili sądził, że odniósł w tej bitwie ciężkie rany, ale wyszedł z
niej zwycięsko. Najwyraźniej się mylił, ale to przecież wcale nie powinno go
dziwić.
Miała wyjechać gdzieś zdała od niego i sobie wszystko
przemyśleć. Tłumaczyła, że myślała o tym dużo wcześniej, uspakajała go, mamiła
obietnicami, w które Athan — choć bardzo chciał — nie potrafił uwierzyć.
Mówiła, że wróci.
Nie wróci, nie wróci, nie wróci!, piszczały w jego
głowie obce głosy, wręcz zmuszając go do tego, by paść na kolana i błagać Arię,
by z nim została.
Wtedy właśnie zrobił coś, co zupełnie go zaskoczyło i na co
cały aż się w sobie skurczył, porażony tym kłamem, jaki jej właśnie zadawał.
— Rozumiem — odparł cicho, siląc się na delikatny uśmiech. —
Istotnie, wszyscy jesteśmy przytłoczeni ostatnimi wydarzeniami, a ja tylko
dołożyłem ci kolejnych zmartwień. Pozostaje mi mieć nadzieję, że ten wyjazd
naprawdę ci pomoże. I obiecuję — dodał nieco poważniejszym tonem — że wszystko
przegotuję na twoje przybycie.
Uśmiechnął się delikatnie, choć krótko, gdy Aria rozgadała
się na temat ich planów na przyszłość. Jeszcze chwilę temu entuzjastycznie by
do tego dołączył, ale w głowie cały czas dzwoniło mu tylko to jedno, przeklęte
zdanie: „Chciałabym wyjechać na tydzień. Sama”. Chciała wyjechać, więc Athan
przygotuje pokój na jej artefakty, uprzątnie oranżerię i będzie cierpliwie
czekał na moment, w którym zrozumie, że Aria, wbrew zapowiedziom, nigdy nie
wróci.
Znowu czuł się potłuczony. Rozdarty, zmiażdżony. Zniszczony.
Lecz któż był temu winny? Któż, jeśli nie on?
— Z tym leczeniem to nie tak szybko, moja panno — wyjaśnił,
usilnie udając, że nie rozpadał się od środka. — Przypominam ci, kochanie, że
nie leczyłem od bodaj dwustu lat. Prawie nic nie umiem — dodał z cichym
śmiechem — więc jeśli będę chciał wrócić, to muszę iść na studia, potem na
staż, praktyki… a potem dopiero prawdziwa praca. To mi zajmie dobre dziesięć
lat. Ale jestem nieśmiertelny — dodał niby obojętnie, wzruszając lekko
ramionami. — Dycha wte czy wewte, co za różnica.
Tydzień wte czy wewte, też żadna różnica. Prawda?
Próbował cieszyć się razem z nią, gdy opowiadała o ich
szczęściu, ale już nie umiał — znowu zapomniał w nie uwierzyć. Więc czy czuł tę
lekkość, o której wspominała Aria? Nie. Ani przez moment.
Dlatego nie odpowiedział. Już nawet nie dbał o to, czy Aria
to zauważy czy nie — po prostu nie chciał jej okłamywać, że czuł się jak
oczyszczony. Kobieta, którą tak kochał, zapewne uważała, że ta swoista spowiedź
sprawiła, że odrzucił od siebie wszelkie strachy. Nie rozumiała, że
opowiedzenie jej o swojej przeszłości miało tylko zniszczyć mur między nimi,
lecz w żaden sposób nie mogło sprawić, by Athanasius przestał się bać — bo do
tego nigdy nie nadejdzie, choćby nastały dla niego najszczęśliwsze dni. Bał się
o Arię, dla Arii i przez Arię. Bał się i już zawsze będzie się bać. Nie chciał
jej okłamywać ani niczego więcej przed nią ukrywać — i właśnie dlatego milczał.
— Muzeum, szpital, sztaluga — wymieniał cicho, boleśnie
zmuszając się do uśmiechu — ładne plany. Co jeszcze — przytulił ją do siebie
nieco mocniej, chcąc jeszcze mocniej chłonąć jej bliskość — dla nas
przewidujesz? Jak sobie wyobrażasz… nas? Nas i nasze wspólne życie? Za wcześnie
o tym mówię — zaśmiał się cicho — ale… lubiłem… nadal lubię… wyobrażać sobie,
jak by nam się żyło, gdybyśmy byli razem, tacy spokojni i szczęśliwi.
Bał się spytać, czy sądziła, że może im się to udać. Bał się
każdego jej słowa, bojąc się, że znowu powie coś, co zupełnie zburzy resztki
jego radości.
Być może dlatego znowu wrócił myślami do swojej przeszłości,
a zwłaszcza do faktu, że Aria wreszcie o wszystkim wiedziała. Ta świadomość
istotnie go uspakajała, ale… nadal było coś jeszcze.
— Jeśli… — zaczął z wyraźnym wahaniem — Jeśli kiedyś
chciałabyś się jeszcze czegoś dowiedzieć… albo dopytać w sprawie mojej
przeszłości, nie wahaj się. Skoro już wiesz, to dla mnie nie jest żaden temat
tabu. A ja naprawdę nie chcę więcej niczego przed tobą ukrywać — podkreślił,
patrząc na nią czule. — I… jeśli zdecydujesz się mi wybaczyć, to twój wybór.
Ale proszę tylko — mruknął z głębokim żalem — byś o tym wszystkim nie
zapominała. Byś pamiętała, u czyjego boku chcesz spędzić resztę życia.
Oczywiście zakładając — dodał z uśmiechem — że się po drodze nie rozmyślisz.
Masz na to tydzień, pomyślał ze smutkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz