ROZDZIAŁ 186

Aria Vasco

Nie miała siły na dalsze pyskówki i przepychanki, dlatego w końcu się poddała i usnęła owinięta wokół ciała Athana. W tym momencie trochę go nienawidziła, zwłaszcza za przytyk o Novak. Dobrze wiedział, że jej nie znosiła, a mimo to żartował w taki sposób. Zawsze czuła się gorsza od niej i nie chodziło tylko o fakt, że tamta była Hrabiną. Athanasius gościł ją w swoim łóżku, podczas gdy Arię wysyłał do Elijaha. Gdyby była choć odrobinę bardziej trzeźwa, to walnęłaby mu w ten głupi czerep i  by się te jego żarciki skończyły. Wykorzystywał fakt, że była niedysponowana i naigrywał się z niej. Kiedy jednak obejmował ją tak mocno i przyciskał do siebie, wiedziała że jest w stanie wybaczyć mu wszystko. Była zakochana po uszy i ani na jeden dzień nie przestała go kochać, gdy żyli osobno. Czy zdawał sobie sprawę, jak silne łączyło ich uczucie? Czy rozumiał jego potęgę? Gdyby tylko ją poprosił, to zrobiłaby wszystko i nie pytała o nic. Ich miłość była piękna, ale zarazem bardzo niebezpieczna. Wcale nie czyniła ich słabymi i podatnymi na zranienie przez to, że oboje mieli wiele do stracenia. Sprawiała, że z każdym kolejnym, wspólnym dniem rośli w siłę, przesuwali granice dalej i dalej aż w końcu nikt i nic nie będzie w stanie stanąć im na drodze. Lubiła to uczucie obezwładnienia, lekkiego otępienia i niepoprawności.

Otworzyła jedno oko, ale zaraz szybko je zamknęła, gdy oślepiło ją słońce przedzierające się przez zasłonę. Nienawidziła tego uczucia i bólu, jaki za sobą niosło. Lubiła budzić się w mroku i powoli przyzwyczajać do upierdliwych promieni, a nie dostać nimi po oczach na dzień dobry. Mogłaby przysiąc, że wczoraj zasłoniła okna, więc Athan musiał odsłonić je, kiedy wstał. Specjalnie! Potrafił być wkurzający, kiedy tylko sobie na to pozwalał. Nie był typem żartownisia robiącego psikusy, ale gdy pojawiała się okazja i powód, bez skrupułów rozpoczynał grę w uprzykrzanie życia. I kurwa, był w tym świetny!

- Kurwa – mruknęła głosem dżentelmena z dworca Kings Cross, który z szelmowskim uśmiechem prosi o drobne i nie przejmuje się brakiem jedynki. Po kilku minutach walki sama ze sobą i ze swoim wewnętrznym żulem, wstała i poczłapała do łazienki. Zimny prysznic dobrze jej zrobił i pozwolił obmyślić plan działania na nadchodzący dzień. Tak przynajmniej jej się wydawało, bo te piętnaście minut w łazience było niczym sen. Musiała zemścić się na dwóch facetach: Emmet oberwie za to, że uchlał ją, jak pospolitego chlora, a Athan za to, że wczoraj nie chciał się z nią kochać. To wystarczający powód do zemsty, zwłaszcza że ona była rozpalona, rozochocona i podawała mu się na tacy. Jedyne, co musiał zrobić, to zdjąć spodnie. Ona już by sobie ze wszystkim sama poradziła, ale nie był zainteresowany. Jego strata!

Weszła do kuchni próbując wyglądać godnie, jednak jej godność nadal leżała pod tym cholernym krzakiem w ogrodzie. Przywitała się ze wszystkimi i zajęła miejsce obok ukochanego, zaczynając sączyć kawę. Emmet coś paplał, ale wcale go nie słuchała. Większą uwagę zwróciła na Jehanne, która podsunęła w jej stronę dość grube czasopismo. Kobieta uniosła lekko brew zaskoczona tym widokiem i już miała się odezwać, ale wampirzyca ją w tym wyręczyła.

- Wiem, że nie jesteś w formie, ale miałyśmy zająć się dziś stajnią. Przyszedł ten katalog, o który prosiłaś, ale jeśli nie masz ochoty, to sama to zrobię – rudowłosa uśmiechnęła się lekko, spoglądając z uwagą na Arię, która w pierwszej chwili nie wiedziała, o co jej chodzi. Szybko przeanalizowała wszystko, co dziewczyna do niej powiedziała i natychmiast zaprzeczyła, kręcąc głową. Nie chciała dać po sobie poznać, że najchętniej wróciłaby do łóżka i zapomniała o całym świecie. Nie była w stanie myśleć.

- Jestem w doskonałej formie! Nie pokona mnie jedna butelka whisky. Musiałabym nie nazywać się Vasco. Mój ojciec wypił sam cztery beczki Bumbu. Był na morzu w czasie sztormu, stracił zapasy żywności i przez trzy tygodnie pił tylko rum. Miał kaca chyba do końca życia – oznajmiła ciemnowłosa i wyszczerzyła się radośnie do Jehanne. Legendy o jego morskich podbojach były dla Arii wyznacznikiem honoru i stylu. Zawsze chciała być, jak on. Chciała podróżować, jak ojciec, zwiedzać świat i odkrywać nowe miejsca. Chciała nawet pić, jak on, to przeklęte Bumbu. Zapewniła Jehanne, że po śniadaniu usiądą nad katalogiem i zamówią do stajni, co trzeba. Cieszyła się, że dziewczyna chętnie jej pomaga i znalazła sobie jakieś zajęcie, a nie tylko wgapia się w pracującego Isha. Najwyraźniej poza śpiewaniem lubiła też zwierzęta.

- Powinnaś wybrać jakieś fajne wodze i ogłowie dla Jupitera. Widziałam, że dobrze się dogadujecie. Wybacz, ale nie wiem kiedy masz urodziny, więc powiedzmy, że dziś.  Jupiter jest twój – powiedziała Aria, co wyrwało z ust dziewczyny głośny pisk. Wampirzyca zaczęła żałować, że powiedziała jej o tym akurat w chwili, gdy była przewrócona na lewą stronę. Ruda zeskoczyła z krzesła i objęła mocno Vasco, nie mogąc przestać piszczeć. Zapewne nie spodziewała się, że wampirzyca podaruje jej jednego ze swych koni. Przywiązała się do tego wyjątkowego wierzchowca o czarnym umaszczeniu. Był niepokorny i nie od razu dał jej się ułożyć, ale z czasem oboje się do siebie przyzwyczaił. Uspokoiła się dopiero, gdy do kuchni wszedł zaskoczony piskami Ishmael. Jehanne zaczęła pieczołowicie opowiadać mężczyźnie, że Aria zrobiła jej niesamowity prezent.

- Panowie, nie musicie dziękować. Zapamiętajcie. Sposób na uszczęśliwienie kobiety – dać jej porządnego ogiera – razem z Jehanne zachichotały i uznały, że towarzyszący im mężczyźni najwyraźniej nie znają żartów o koniach albo nie znają się na kobietach. Jedno z dwóch czyniło z nich w tej chwili fajtłapów.

Tak, jak obiecała, cały poranek spędziła na składaniu zamówienia do stajni. Było im potrzebne wiele rzeczy, dlatego zajęło jej to tak dużo czasu. Athan zabawiał Marisę, Emmeta i Antonego w salonie. Nim Aria weszła do środka, dostrzegła coś dziwnego, co od razu postanowiła wykorzystać. Przez ułamek sekundy w oczach Tismaneanu zauważyła zazdrość, gdy Emmet wykrzyknął jej imię i rozpromienił się radośnie w jej kierunku. Odwzajemniła uśmiech i właśnie wtedy jej ukochany zdradził skrywane emocje. Zawsze potrafił się świetnie maskować, ale tym razem szło mu zaskakująco trudno. Nikt inny tego nie zauważył, ba, on sam nie był zapewne świadomy iż zdradziło go jedno spojrzenie. Dla Vasco było to wystarczające. Mam cię, ty stary dziadu! Już wiedziała, jak się zemścić za żarty o Novak. Sam był sobie winien. Trzeba była kochać się z nią wczoraj i prawić komplementy, jaka to nie jest cudowna i piękna, a nie dogryzać o porównywaniu piersi. Upiecze zatem dwie pieczenie na jednym ogniu. Emmet posłuży jako obiekt zazdrości, a Athan będzie się o to wściekał. Idealnie.

- Mariso, powinniśmy wracać do domu. Masz jeszcze spotkanie z panem Franco, w sprawach fundacji – powiedział Antony, gdy Aria dołączyła do nich przy herbacie. Pani Cavendish przyznała mu rację i niechętnie wstała, zaczynając żegnać się ze wszystkimi. Widać było, że czuła się dobrze w Blickling i żal było wracać jej do pustego domu. Aria uścisnęła ją i ucałowała w policzek, zapewniając iż już za nią tęskni. Zawsze tak mówiła, kiedy się rozstawały, jeszcze gdy była młodym wampirem.

- Odwiozę później Emmeta. Wieczorem zabiorę go do muzeum. Nikogo już nie będzie, więc będę mogła go oprowadzić na spokojnie – odezwała się ciemnowłosa, posyłając słodki uśmieszek w stronę przyjaciela. Zerknęła na Athana i do niego również się uśmiechnęła, niewinnie. Zatrzepotała rzęsami, zaczesując za ucho kilka kosmyków włosów opadających jej na twarz. Sięgnęła po filiżankę z herbatą i upiła mały łyczek, śmiejąc się w duchu z tych dwóch cymbałów.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^