Aria Vasco
Cała ta kolacja była jedną, wielką porażką. I nie tylko
przez te cholerne ziemniaczki, ale przez Emmeta, któremu zebrało się na
wspominki. Z drugiej jednak strony, miło było wrócić myślami do tych
beztroskich czasów, w których żadne z nich nie miało większych zmartwień, no
może poza jednym, złamanym sercem. Łatwo było choć na kilka chwil przenieść się
do tego obskurnego baru, w którym próbował poderwać ją jakiś pijaczek. Gdyby
wtedy wiedziała, co los dla niej przygotował, nigdy by stamtąd nie wyszła.
Mimowolnie jej myśli skierowały się w stronę Blomea i trzech lat spędzonych w
jego piwnicy. Zadrżała lekko, na tyle by nikt się nie zorientował, nawet
Athanasius. Zwłaszcza on. Nie chciała go niepotrzebnie niepokoić, tym bardziej,
że poczucie strachu było tylko chwilowe. Rozpierała ją duma ilekroć
przypominała sobie, że sama zdołała uwolnić się z jego łapsk i rozszarpać mu tą
jego słodką buźkę. Żałowała, że go wtedy nie zabiła, żałowała każdego dnia.
Najwyraźniej Ishowi podobały się opowieści Emmeta o ich
nastoletnich wojażach, bo zachęcał mężczyznę do zdradzania kolejnych sekretów.
Aria była nieco zażenowana, zwłaszcza, że chciała, by Athan widział w niej
kobietę, a nie podlotka. Chciała, by traktował ją poważnie, a wspominki o hulaszczych
przygodach mogłyby mu to nieco utrudnić. Dopiero co udało się im stworzyć
prawdziwy związek, pełnoprawną relację dwójki zakochanych w sobie ludzi i ani
myślała stracić to wszystko przez kilka głupot. Nie bez przyczyny nie mówiła o
tym wcześniej, z resztą, zarówno Athan, jak i Marisa, nie musieli wiedzieć o
każdym wypadzie do miasta bez zgody. Miała jednak nieodparte wrażenie, że Watts
robił to z premedytacją. Sama miała na
niego kilka haków, o których zamierzała opowiedzieć, głównie Marisie. Zawsze
uważała, że Emmet to taki grzeczny i ułożony chłopak, a Aria ma na niego zły
wpływ i pakuje go w kłopoty. Jej relacja z Marisą od początku nie była taka
kolorowa. Kobieta faworyzowała Emmeta i choć robiła to nieumyślnie, dało się to
zauważyć. Aria nie zwracała na to większej uwagi, zwłaszcza że Watts był jej Stworzonym,
a jak powszechnie wiadomo, między takimi wampirami rodziła się szczególna więź.
Nie rozpamiętywała więc, że pani Cavendish ponad dwieście lat temu spojrzała na
nią nieprzychylnie raz czy dwa. Nie żywiła urazy, choć Marisa wiele razy przepraszała ją za to.
- Och, nie rób ze mnie takiej zbuntowanej nastolatki. Wielki
pan dyplomata, pfff, jak z koziej dupy trąbka – prychnęła, sięgając po swój
kieliszek z winem. Wypiła duszkiem całą zawartość i posłała mu wredny
uśmieszek. Dostrzegła cień strachu w jego oczach i błagalne spojrzenie, które
niemal krzyczało – nie rób tego! Podobało mu się to, że wszyscy mieli go
za świętego, a ją za zupełne jego przeciwieństwo. Poniekąd tak właśnie było, ale
zdażało się, że i on wpadł czasem na głupi pomysł.
- Mariso, pamiętasz pannę Florę, która uczyła nas łaciny? Emmet
też ją pamięta. Dogłębnie, prawda Em? Miał takie dobre oceny, bo z nią sypiał!
Przecież on do dziś nie potrafi ani słowa po łacinie – wypaliła Vasco wyraźnie
z siebie zadowolona. Watts spojrzał na nią spod na wpół przymkniętych powiek i
poruszył lekko ustami. Aria była pewna, że właśnie nazwał ją zdzirą. Zaśmiała się
w duchu i nie przeszkadzało jej już, że dalsza część kolacji minęła na wspominkach. Miała swoją małą wygraną i to było najważniejsze. Jehanne również opowiedziała kilka anegdotek ze swojego młodzieńczego życia, które
były równie szalone. Aria była jej bardzo wdzięczna, że choć na moment dała jej
odetchnąć i skierowała uwagę wszystkich na siebie. Poproszona przez nią o zaśpiewanie
i umilenie wieczoru, zgodziła się od razu. Widać było, że sprawiało jej
to wielką przyjemność.
Aria bała się choćby spojrzeć na Athana, który cały czas
siedział tuż obok niej. Miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna zniszczy ją samym
spojrzeniem, że jest na nią zły. Dlatego tym bardziej ucieszyła się, gdy
przyjaciel ją porwał. Później porozmawia z Tismaneanu i zapewne będzie musiała
się grubo tłumaczyć. Z drugiej jednak strony czuła podniecenie na samą myśl o tej rozmowie i tym, jak będzie mogła wykorzystać ją jako pretekst do igraszek. Teraz jednak liczył się Emmet i ta butelka whisky, którą
opróżniali w zaciszu ogrodu. Dawno nie czuła się, jak nastolatka, a teraz trochę
tak właśnie było.
- Nie jestem damą, daj spokój. Boję się tylko, że Athan to w
końcu odkryje i mnie wykopie – wyjaśniła, spoglądając z lekkim uśmiechem na
mężczyznę siedzącego obok. Dobrze jej było przy nim. Nie musiała udawać i
wysilać się na wielkie słowa. Byli sobie równi, choć Emmet pochodził z bogatego
domu i miał od dziecka wszystko to, czego jej brakowało. Mimo to, nie traktował
jej z góry nawet przez chwilę. Być może dlatego, że oboje byli w podobnej
sytuacji, zmagali się z chorobą. To w jakiś sposób ich ze sobą połączyło,
związało na wieki. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że prawdziwe przyjaźnie rodzą
się w bólu. Oni byli na to idealnym przykładem. Oboje napiętnowani przez los, który
za nic miał majętność rodziców i potraktował ich równie niesprawiedliwie, narzucając
na barki niewinnych dzieci straszliwe choroby. Żadne z nich nie chciało specjalnie
rozmawiać na ten temat. Raz opowiedzieli sobie wszystko nawzajem i to wystarczyło,
by zrodziła się między nimi więź i zrozumieniem. Nie oznaczało to jednak, że gdyby
Emmet nie był kiedyś chory, to Aria by go nie polubiła. Lubiła przekraczać razem
z nim granice, miała kompana do wszystkich pierwszych razy.
- Co mam ci powiedzieć? Kocham go od zawsze i to się nigdy
nie zmieni. Jestem jebaną masochistką, bo bez względu na to, czy odwidzi mu się
ta nasza mała miłość za jakiś czas, to chce to czuć. Chcę czuć to, co teraz
czuję nawet jeśli ma to trwać ułamek sekundy. – wzruszyła lekko ramionami i
zdjęła buty. Zanurzyła bose stopy w wilgotnej od rosy trawie i westchnęła cicho,
czując przyjemny chłód. Zawsze lubiła odczuwać zimno. Uwielbiała, gdy na ciele pojawiała
się gęsia skórka, bo zawsze kojarzyło się jej to z Athanem. On również wywoływał
gęsią skórkę na jej ciele. Jego głos, dotyk i spojrzenie sprawiały, że Vasco drżała
i pragnęła więcej. Pamiętała moment, kiedy wszedł do jej pokoju w szpitalu. Powietrze naelektryzowało się od jego aury tajemniczości, a jej zabrakło tchu. Teraz wiedziała, że zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, choć podobno taka miłość nie istnieje. Nie istnieje dla tych, którzy jej nie doświadczyli. Miała pewną teorię, która wyjaśniałaby ich silną więź, jako Stwórcę i Stworzoną. Kochała go szczerze, gdy zmieniał ją w wampira i to w jakimś stopniu wpłynęło na przemianę.
- Wiele się zmieniło między nami. Chyba oboje dojrzeliśmy do
tego związku. On się otworzył, a tego zawsze mi brakowało. Blickling to mój dom
i dopiero teraz czuję to w pełni. Dobrze mi tu. Chyba jakoś wytrzymam, choć ciągnie
mnie do tego bezdomnego z bujną czupryną i namiotem – wyjaśniła, odchylając
nieco głowę do tyłu. Zachichotała, gdy wyobraziła sobie siebie w namiocie, gdzieś
na jakimś wypizdowie. Mężczyzna nieco inaczej postrzegał wolność. Przywykła do wygodnego
życia, które mogła wieść dzięki Athanowi, a później dzięki swoim odkryciom. Zarobiła
wystarczająco dużo, by móc utrzymywać się sama i pozwalać sobie na luksusy. Nie
oznaczało to jednak, że nie poradziłaby sobie w namiocie. Nauczyła się walczyć
o wszystko, wiedziała że jest silna i gdyby faktycznie zaszła taka potrzeba, to
namiot by jej w zupełności wystarczył.
Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć Emmetowi o tym
wszystkim, co się działo, ale uznała, że nie jest to odpowiednia moment. Potrzebowała
co najmniej całej nocy, a nie kilku minut w ogrodzie. Poza tym, alkohol im się kończył,
a do tego typu wyznań konieczne było wspomaganie. Nie chciała, by ten wieczór przytłoczył
ich ciężarem nieprzyjemności, a niestety miała same złe wieści.
- Chętnie cię odwiedzę i sprowadzę na złą drogę tego twojego
Thomasa – zażartowała, śmiejąc się w głos, gdy dostrzegła minę Wattsa. Wiedział,
że była do tego zdolna, jak nikt inny. Cieszyło ją, że Emmet ma Stworzonego, że
wiedzie dobre życie w Ameryce i jest szczęśliwy. To jedno było najważniejsze. Nigdy
nie wątpiła w to, że odniesie sukces, bo był do tego stworzony.
- A kiedy ty się w końcu ustatkujesz? Marisie ciągle marzy się
wielkim ślub i ja też chętnie odstawiłabym się w jakąś elegancką kieckę. Masz kogoś?
– zagadnęła z zaciekawieniem. Poznała kilka partnerek przyjaciela, jednak żadna
nie była tą, z którą chciał związać się na zawsze. Szczególnie lubiła Marianne
i uważała, że bardzo do siebie pasowali. Dostrzegła również, że i on patrzył na
nią zupełnie inaczej niż na wszystkie inne. Być może nawet i ją kochał.
- Właściwie, dlaczego nie wyszło ci z Mari? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
To przegrana sprawa, czy jest jeszcze szansa? Spójrz na mnie i Athana! Jeśli ją
kochasz, to walcz, bo wszystko jest możliwe. Znam to z autopsji. A jeśli ma faceta,
to wyślę mu dziwkę – oznajmiła z szerokim uśmiechem. Miała nieodparte wrażenie,
że Emmet od rozstania z kobietą nie jest do końca sobą, ale nie śmiała pytać go
wprost. Sypiali ze sobą, oboje odkrywali czym jest seks i chociaż dobrze im było,
to nigdy nie zrodziło to większego uczucia. Obiecali sobie kiedyś, że jeśli nadal
będą sami, gdy przekroczą sześćsetkę, to wezmą ślub i spędzą razem wieczność.
- Marisa ostatnio coś mi zdradziła. Wypiłyśmy trochę i język
jej się rozwiązał. Wiesz, że chcieli nas zeswatać? Ożenić nas. Wymarzyli sobie idealną
parę Stworzonych i byli przekonani, że jesteśmy na tyle silni, by przedłużyć nasz
gatunek. Nie chciała powiedzieć, dlaczego zrezygnowali z tego pomysłu. Ciekawe,
czy Athan o tym wiedział – podała butelkę przyjacielowi i spojrzała na niego, uśmiechając
się lekko. Naprawdę, cieszyła ją jego wizyta.
- Przez twoje opowieści będę musiała się teraz tłumaczyć?
Ale mnie wpakowałeś, głupku! Athan miał taką minę, że aż się nakręciłam i miałam
ochotę powiedzieć Oh Daddy! Gorący jest, kiedy tak poważnieje, prawda? Kurde,
on w sumie ciągle jest poważny... Teraz już wiem, dlaczego cały czas jestem napalona
– wyznała ze śmiechem i opadła na trawę. Spojrzała na niebo i zamyśliła się na moment,
przyglądając gwiazdom. Dawno już nie pozwoliła sobie na chwilę zadumy, a teraz,
leżąc w krzakach u boku Emmeta Wattsa, rozmarzyła się, jak niegdyś, jako nastolatka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz