ROZDZIAŁ 178

Aria Vasco

Nie mogła zasnąć, aż w końcu po paru godzinach przestała próbować. Przewracała się z boku na bok, bo wyrzuty sumienia i wstyd nie dały jej spać. Zawód w oczach Marisy był przytłaczający. Analizowała swoje zachowanie, zastanawiając się, czy faktycznie uczepiła się Antonego, czy miała jednak powody, by go nie lubić. Nie chodziło o zazdrość, ale coś mówiło jej, że nie był godny zaufania. Pojawił się tak nagle, jakby wyrósł spod ziemi, nikt nie wiedział co się z nim działo do tej pory. Stał się bliski Cavendishom, szarogęsił się w ich domu i zachowywał tak, jakby to wszystko należało do niego. Aria nie mogła wyrzucić z pamięci widoku jego twarzy, gdy odczytano testament. Spodziewał się, że dostanie dużo więcej. Zdjął maskę na kilka sekund i tylko ona zdołała dostrzec jego prawdziwe oblicze. Dziwiło ją, że wszyscy byli aż tak łatwowierni i dali się omamić, a on nie musiał się nawet za bardzo starać. Marisa była na nią wściekła i wampirzyca nie mogła nic z tym robić. Wiedziała, że musiało minąć trochę czasu aż jej przejdzie i na nic zdało się teraz wielkie przepraszanie, tym bardziej, że Aria wcale nie żałowała próby włamania do pokoju de Clare. Odpuściła sobie śniadanie i poranną kawę, chcąc uniknąć spotkania z przyjaciółką. Gosposia przekazała jej, że Pani domu i Jehanne wybrały się na przejażdżkę konną, więc została w domu sama. Cóż, Marisa również nie miała ochoty jej widzieć. Korzystając z okazji, odwiedziła Elijaha i mimo, że minął od jego śmierci już jakiś czas, to emocje związane z tym wydarzeniem wcale nie opadły. Tak bardzo jej go brakowało, tak bardzo chciała go zobaczyć i przytulić, porozmawiać z nim, pożartować. Żałowała, że nie dała nigdy namówić się na odwiedziny, bo być może mogłaby zapobiec jego śmierci, ochronić go w jakiś sposób. Nie wierzyła w samobójstwo i choćby przedstawiono jej milion faktów, nigdy w to nie uwierzy. Zamierzała zabrać się porządnie za odnalezienie zabójcy i wiedziała, że Athan również był chętny. Mieli dużo do omówienia, gdy tylko znajdą chwilę sam na sam.

Kiedy kobiety wróciły z przejażdżki, Jehanne nie mogła przestać opowiadać o koniach i okolicy, która według niej była przepiękna.

- Och, chciałabym mieć kiedyś taki piękny dom, jak ten albo jak Blickling. – westchnęła z rozmarzeniem, opadając na sofę obok Arii. Ciemnowłosa przygarnęła ją do siebie i zamknęła w ciasnych objęciach, chichocząc cicho wprost do jej ucha.

- Ishmael kupi ci takie dwa, jak go ładnie poprosisz – zażartowała, na co rudowłosa zarumieniła się cała. Kobieta uniósł lekko brew zdziwiona, gdy nagle coś do niej dotarło. Zawstydzenie dziewczyny mogło oznaczać tylko jedno.

- Nie mów, że jeszcze do niczego nie doszło między wami! – pisnęła Aria, na co Jehanne odpowiedziała cichym jęknięciem i zakryła twarz dłońmi, czerwona jak dojrzały pomidor.

- Cholera, ja nie potrafiłabym utrzymać rąk przy sobie na jego miejscu – stwierdziła zadziwiona, że Ish jest w stanie powstrzymywać się tak w obecności Jehanne. Podobno był sam już jakiś czas, więc musiał mieć ochotę na igraszki, zwłaszcza że wampirzyca była bardzo atrakcyjna.

- My z Elijahem też długo spotykaliśmy się zanim zdecydowaliśmy się na kolejny krok. Widać, że Ishmael ma poważne plany, co do ciebie, skoro nie chce się spieszyć – stwierdziła Marisa z uprzejmym uśmiechem, popijając herbatę, którą podała gosposia.

- Za to później bzykaliście się, jak króliki – skwitowała Aria, co spotkało się z rozbawieniem obu kobiet, które jej towarzyszyły. Jehanne przyznała, że chciałaby zbliżyć się z mężczyzną, zwłaszcza po wczorajszym występie, który sprawił, że jej zmysły oszalały.

- Obiecałam, że nie będę niczego przyspieszać, ale jestem napalona! Cholera! Ish jest taki seksowny, ale ciągle trzyma mnie na dystans. Nie chcę go do niczego przymuszać. Gdybyście widziały jego ciało... Podglądałam go na siłowni... – wymamrotała rozżalona. Aria wiedziała od Athana że wampir ciężko zniósł rozwód i rozstanie z żoną, dlatego z jednej strony nie dziwiła się temu, że tak ostrożnie obchodził się z Jehanne. Każdy dźwigał swój bagaż doświadczeń, z którymi zmagał się na swój własny sposób. Dobrze, że nie postawił posągu byłej żony w ogrodzie...

Spędziły jeszcze trochę czasu z Marisą na rozmowie o facetach, ale w końcu przyszedł czas na pożegnanie. Widać było, że Jehanne z ciężkim sercem opuszczała dom Cavendishów, a Aria w pełni to rozumiała. Było w tym budynku coś wyjątkowego, co sprawiało, że chciało się tu być. W drodze do restauracji rozmawiały jeszcze chwilę o minionej nocy, uzgadniając że nie będą zdradzać szczegółów. Same nie oczekiwały od mężczyzn spowiedzi, zwłaszcza że wszyscy sobie ufali. Taką przynajmniej miała nadzieję Aria.

Ish zjawił się pierwszy, a Athan niedługo po nim. Obdarował ją bukietem kwiatów, co spotkało się z jej aprobatą i zaraz został nagrodzony pocałunkiem. Serce zabiło jej mocniej na jego widok, choć musiała przyznać, że wyglądał gorzej niż źle. Po przywitaniu i zajęciu miejsc, Aria zerknęła na Jehanne, od której aż biła po oczach miłość. Athanasius wydawał się zaskoczony widokiem pary i wyglądał trochę tak, jakby zobaczył ducha. Zreflektował się zaraz i zaczął im gratulować, wtrącając jeszcze kilka miłych słów w stronę Isha. Aha, czyli wziął sobie do serca moje rady. Miły gest.

- Ale mam szczęście. Otaczają mnie sami fajni faceci – stwierdziła z uśmiechem Jehanne, coś sobie nagle przypominając. Zwróciła się zaraz do Tismaneanu, robiąc słodką minkę.

- Właściwie, chciałabym cię o coś prosić. Nie mam dokumentów i tak jakby oficjalnie nie istnieje. Gdyby kiedyś przypadkiem skontrolowała mnie policja...Mógłbyś pojechać ze mną jutro do urzędu? Ishmael ma spotkanie, więc nie będzie mógł jechać, a Aria pewnie będzie zajęta układaniem swoich rzeczy. Moglibyśmy wystąpić do centrum ogrodniczego i kupić sadzonki rododendronów. Mówiłeś, że mogę zasądzić kilka pod moim oknem. W maju zaczynają kwitnąć i cudownie pachną. Miałam takie w domu rodzinnym – zapytała cicho, jakby obawiała się, że z jakiegoś powodu wampir odmówi. Nic takiego się nie stało, choć wyglądał na zaskoczonego prośbą dziewczyny. Dopiero, co mówił Arii o swoich wątpliwościach, a Jehanne zachowywała się zupełnie normalnie, jakby nie była do niego zrażona. Kobieta ścisnęła jego dłoń pod stołem i uśmiechnęła się szeroko. Z trudem powstrzymała się od powiedzenia ‘’a nie mówiłam! ‘’ i pacnięcia Athanowi w tą jego zakutą łepetynę. Był idealnym Stwórcą dla Jehanne, a Ish był idealnym mężczyzną, w którym mogła się zakochać. Wszystko układało się znakomicie i wydawało się, że nic im już tej sielanki nie zdoła  zniszczyć.

- Pewnie, że z tobą pojedzie. – odpowiedziała za niego, sięgając po kieliszek z winem i upiła kilka łyków. Domyślała się, że wampir był w ciężkim szoku prośbą dziewczyny, zwłaszcza że myślała iż się go bała i wolała unikać. Jeśli choćby jeszcze raz wspomni o oddaniu jej Drawsonowi, to przysięgła sobie, że go ukatrupi i postawi sobie jego pomnik w holu. Powinien pielęgnować ich więź, a nie szukać sposobu na jej zerwanie. To byłby wielki błąd i dopiero wtedy dziewczyna czułaby się źle w jego towarzystwie. Czułaby się odrzucona, tak jak Aria kiedyś.

Kolacja przebiegała w miłej atmosferze. Rozmawiali o wszystkim i nawet zamieniła kilka zdań z Ishmaelem na temat sytuacji ekonomicznej w kraju. Mieli podobne poglądy, co zaskoczyło zarówno ją, jak i jego. Nie spodziewał się pewnie, że Aria będzie miała do powiedzenia cokolwiek, co go zainteresuje i co nie będzie podziwem dla ich Stwórcy. Przyjaźnią nie można było tego nazwać, ale i tak Vasco ucieszyła się, że już na nią nie warczy. Być może Jehanne miała w tym jakąś zasługę, bo przy niej Ish wydawał się, jakby mniej szary i prostolinijny. Nabierał głębi, uśmiechał się i okazywał jej zainteresowanie. Wydawał się zupełnie inny niż zazwyczaj. Ich związek bardzo mu służył.

- Nasi goście wyglądali tak, jak wy teraz, po nocy z Madame Rosmertą – rzuciła nagle rudowłosa, wyjaśniając szybko Arii kim była wspomniana osoba. Wampirzyce roześmiały się w głos, a widząc miny mężczyzn, stwierdziły, że to był cios poniżej pasa. Aria przeć cały czas powstrzymywała się, by nie skomentować w żaden sposób tego, jak wyglądali, a był to zaiste widok ciekawy. Dłubali w talerzach, wzdychali raz po raz i zapewne daliby wszystko, by jak najszybciej zakończyć randkę. Byli niesamowicie rozkoszni, gdy się tak dla nich starali.

- Kiedyś cię tam zabiorę, spodoba ci się w Turkusowym Żółwiku – zapewniła dziewczyna, popijając wino z szerokim uśmiechem. Przysunęła się nieco do Isha i cmoknęła go lekko w policzek. Oparła łokcie na stole i zaczęła mówić z rozmarzeniem o swoim pozbycie w pensjonacie i o przyjaźni z Madame.

- Spędziłam tam kilka lat i to był wspaniały czas. Śpiewałam, obsługiwałam bar, poznawałam masę ludzi i nadprzyrodzone istoty, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Madame jest kochaną osobą i chciałabym zaprosić ją kiedyś do Blickling, jeśli się zgodzicie. To moja jedyna rodzina, poza wami oczywiście. -  przyjemnie patrzyło się na to jak rudowłosa rozkwitała z każdym dniem. Athanasius odmienił jej życie. Gdyby kto inny ją wtedy znalazł, gdyby jakimś cudem wydostała się z niewoli, to sama nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić. Aria była pewna, że Jehanne targnęłaby się na swoje życie lub zupełnie stoczyła na dno. Teraz może wszystko, teraz ma rodzinę, która się o nią troszczy. Pamiętała, jak ciężko było jej samej wrócić do normalnego życia, dlatego tym bardziej podziwiała postępy dziewczyny.

- No dobra, nie będziemy was dłużej męczyć. Dopijemy wino i możemy wracać do domu. Na serio, sponiewierało was w tym kasynie. Ciekawe ile kasy przegraliście. Czy w ogóle mamy jeszcze do czego wracać? – odezwała się Aria, nie mogąc odpuścić sobie małego droczenia i wbicia szpileczki.

Z drugiego końca sali dobiegło charakterystyczne piszczenie mikrofonu, a kilka sekund później usłyszeć można było męski głos:

- Scena otwarta dla gości. Zapraszamy wszystkich – Jehanne wyprostowała się wyraźnie poruszona, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Arii zupełnie wypadło z głowy, że restauracja w godzinach wieczornych uskutecznia występy klientów, co cieszyło się sporym zainteresowaniem i przyciągało tłumy.

- No idź! – zachęciła ją Vasco. Dziewczyna spojrzała niepewnie na Ishmaela, a gdy ten kiwnął głową, wstała powoli i ruszyła w kierunku niewielkiego podestu. Drżała z ekscytacji.

- Mamy pierwszą chętną. Jak masz na imię, złotko? Jehanne. Piękne imię. Zapraszam tutaj. Scena jest twoja – mężczyzna uśmiechnął się i podał mikrofon dziewczynie. Wampirzyca uniosła na moment głowę, by upewnić się, że Ishmael na nią patrz. Patrzył, a ona poczuła się tak, jakby byli tylko we dwoje, jakby śpiewała tylko dla niego. W głowie miała zupełną pustkę, bo nie przemyślała, co mogłaby zaśpiewać. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to stara żeglarska piosenka, którą raczyła gości w Żółwiku.

 Kiedy zaczęła śpiewać, Aria wstrzymała oddech, nie mogąc uwierzyć, jak piękny miała głos. Zerknęła na Isha, który wydawał się równie zaskoczony. Spodziewał się jakiegoś szalonego wyjca? 

- No proszę, a to ci dopiero - szepnęła do Athanasiusa, przytulając się do jego ramienia.

- Mmm ładnie pachniesz, kochanie. Mówiłam ci już, że się stęskniłam? Cieszę się, że dobrze się bawiłeś, ale mam nadzieję, że takie męskie wypady nie wejdą ci w krew. Nie lubię spać bez ciebie - przyznała cichutko, by nie przeszkadzać Drawsonowi w podziwianu Jehanne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^