Aria Vasco
Nie mogła zasnąć, aż w końcu po paru godzinach przestała
próbować. Przewracała się z boku na bok, bo wyrzuty sumienia i wstyd nie dały
jej spać. Zawód w oczach Marisy był przytłaczający. Analizowała swoje
zachowanie, zastanawiając się, czy faktycznie uczepiła się Antonego, czy miała
jednak powody, by go nie lubić. Nie chodziło o zazdrość, ale coś mówiło jej, że
nie był godny zaufania. Pojawił się tak nagle, jakby wyrósł spod ziemi, nikt nie
wiedział co się z nim działo do tej pory. Stał się bliski Cavendishom,
szarogęsił się w ich domu i zachowywał tak, jakby to wszystko należało do
niego. Aria nie mogła wyrzucić z pamięci widoku jego twarzy, gdy odczytano
testament. Spodziewał się, że dostanie dużo więcej. Zdjął maskę na kilka sekund
i tylko ona zdołała dostrzec jego prawdziwe oblicze. Dziwiło ją, że wszyscy
byli aż tak łatwowierni i dali się omamić, a on nie musiał się nawet za bardzo
starać. Marisa była na nią wściekła i wampirzyca nie mogła nic z tym robić. Wiedziała,
że musiało minąć trochę czasu aż jej przejdzie i na nic zdało się teraz wielkie
przepraszanie, tym bardziej, że Aria wcale nie żałowała próby włamania do
pokoju de Clare. Odpuściła sobie śniadanie i poranną kawę, chcąc uniknąć
spotkania z przyjaciółką. Gosposia przekazała jej, że Pani domu i Jehanne
wybrały się na przejażdżkę konną, więc została w domu sama. Cóż, Marisa również
nie miała ochoty jej widzieć. Korzystając z okazji, odwiedziła Elijaha i mimo,
że minął od jego śmierci już jakiś czas, to emocje związane z tym wydarzeniem
wcale nie opadły. Tak bardzo jej go brakowało, tak bardzo chciała go zobaczyć i
przytulić, porozmawiać z nim, pożartować. Żałowała, że nie dała nigdy namówić
się na odwiedziny, bo być może mogłaby zapobiec jego śmierci, ochronić go w
jakiś sposób. Nie wierzyła w samobójstwo i choćby przedstawiono jej milion
faktów, nigdy w to nie uwierzy. Zamierzała zabrać się porządnie za odnalezienie
zabójcy i wiedziała, że Athan również był chętny. Mieli dużo do omówienia, gdy
tylko znajdą chwilę sam na sam.
Kiedy kobiety wróciły z przejażdżki, Jehanne nie mogła
przestać opowiadać o koniach i okolicy, która według niej była przepiękna.
- Och, chciałabym mieć kiedyś taki piękny dom, jak ten albo
jak Blickling. – westchnęła z rozmarzeniem, opadając na sofę obok Arii.
Ciemnowłosa przygarnęła ją do siebie i zamknęła w ciasnych objęciach,
chichocząc cicho wprost do jej ucha.
- Ishmael kupi ci takie dwa, jak go ładnie poprosisz –
zażartowała, na co rudowłosa zarumieniła się cała. Kobieta uniósł lekko brew
zdziwiona, gdy nagle coś do niej dotarło. Zawstydzenie dziewczyny mogło
oznaczać tylko jedno.
- Nie mów, że jeszcze do niczego nie doszło między wami! –
pisnęła Aria, na co Jehanne odpowiedziała cichym jęknięciem i zakryła twarz
dłońmi, czerwona jak dojrzały pomidor.
- Cholera, ja nie potrafiłabym utrzymać rąk przy sobie na jego
miejscu – stwierdziła zadziwiona, że Ish jest w stanie powstrzymywać się tak w
obecności Jehanne. Podobno był sam już jakiś czas, więc musiał mieć ochotę na
igraszki, zwłaszcza że wampirzyca była bardzo atrakcyjna.
- My z Elijahem też długo spotykaliśmy się zanim
zdecydowaliśmy się na kolejny krok. Widać, że Ishmael ma poważne plany, co do
ciebie, skoro nie chce się spieszyć – stwierdziła Marisa z uprzejmym uśmiechem,
popijając herbatę, którą podała gosposia.
- Za to później bzykaliście się, jak króliki – skwitowała
Aria, co spotkało się z rozbawieniem obu kobiet, które jej towarzyszyły.
Jehanne przyznała, że chciałaby zbliżyć się z mężczyzną, zwłaszcza po
wczorajszym występie, który sprawił, że jej zmysły oszalały.
- Obiecałam, że nie będę niczego przyspieszać, ale jestem
napalona! Cholera! Ish jest taki seksowny, ale ciągle trzyma mnie na dystans. Nie
chcę go do niczego przymuszać. Gdybyście widziały jego ciało... Podglądałam go
na siłowni... – wymamrotała rozżalona. Aria wiedziała od Athana że wampir
ciężko zniósł rozwód i rozstanie z żoną, dlatego z jednej strony nie dziwiła
się temu, że tak ostrożnie obchodził się z Jehanne. Każdy dźwigał swój bagaż
doświadczeń, z którymi zmagał się na swój własny sposób. Dobrze, że nie
postawił posągu byłej żony w ogrodzie...
Spędziły jeszcze trochę czasu z Marisą na rozmowie o
facetach, ale w końcu przyszedł czas na pożegnanie. Widać było, że Jehanne z
ciężkim sercem opuszczała dom Cavendishów, a Aria w pełni to rozumiała. Było w
tym budynku coś wyjątkowego, co sprawiało, że chciało się tu być. W drodze do
restauracji rozmawiały jeszcze chwilę o minionej nocy, uzgadniając że nie będą
zdradzać szczegółów. Same nie oczekiwały od mężczyzn spowiedzi, zwłaszcza że
wszyscy sobie ufali. Taką przynajmniej miała nadzieję Aria.
Ish zjawił się pierwszy, a Athan niedługo po nim. Obdarował ją
bukietem kwiatów, co spotkało się z jej aprobatą i zaraz został nagrodzony
pocałunkiem. Serce zabiło jej mocniej na jego widok, choć musiała przyznać, że
wyglądał gorzej niż źle. Po przywitaniu i zajęciu miejsc, Aria zerknęła na
Jehanne, od której aż biła po oczach miłość. Athanasius wydawał się zaskoczony
widokiem pary i wyglądał trochę tak, jakby zobaczył ducha. Zreflektował się
zaraz i zaczął im gratulować, wtrącając jeszcze kilka miłych słów w stronę
Isha. Aha, czyli wziął sobie do serca moje rady. Miły gest.
- Ale mam szczęście. Otaczają mnie sami fajni faceci –
stwierdziła z uśmiechem Jehanne, coś sobie nagle przypominając. Zwróciła się
zaraz do Tismaneanu, robiąc słodką minkę.
- Właściwie, chciałabym cię o coś prosić. Nie mam dokumentów
i tak jakby oficjalnie nie istnieje. Gdyby kiedyś przypadkiem skontrolowała
mnie policja...Mógłbyś pojechać ze mną jutro do urzędu? Ishmael ma spotkanie,
więc nie będzie mógł jechać, a Aria pewnie będzie zajęta układaniem swoich
rzeczy. Moglibyśmy wystąpić do centrum ogrodniczego i kupić sadzonki
rododendronów. Mówiłeś, że mogę zasądzić kilka pod moim oknem. W maju zaczynają
kwitnąć i cudownie pachną. Miałam takie w domu rodzinnym – zapytała cicho,
jakby obawiała się, że z jakiegoś powodu wampir odmówi. Nic takiego się nie
stało, choć wyglądał na zaskoczonego prośbą dziewczyny. Dopiero, co mówił Arii
o swoich wątpliwościach, a Jehanne zachowywała się zupełnie normalnie, jakby
nie była do niego zrażona. Kobieta ścisnęła jego dłoń pod stołem i uśmiechnęła
się szeroko. Z trudem powstrzymała się od powiedzenia ‘’a nie mówiłam! ‘’ i
pacnięcia Athanowi w tą jego zakutą łepetynę. Był idealnym Stwórcą dla Jehanne,
a Ish był idealnym mężczyzną, w którym mogła się zakochać. Wszystko układało
się znakomicie i wydawało się, że nic im już tej sielanki nie zdoła zniszczyć.
- Pewnie, że z tobą pojedzie. – odpowiedziała za niego,
sięgając po kieliszek z winem i upiła kilka łyków. Domyślała się, że wampir był
w ciężkim szoku prośbą dziewczyny, zwłaszcza że myślała iż się go bała i wolała
unikać. Jeśli choćby jeszcze raz wspomni o oddaniu jej Drawsonowi, to przysięgła
sobie, że go ukatrupi i postawi sobie jego pomnik w holu. Powinien pielęgnować
ich więź, a nie szukać sposobu na jej zerwanie. To byłby wielki błąd i dopiero
wtedy dziewczyna czułaby się źle w jego towarzystwie. Czułaby się odrzucona,
tak jak Aria kiedyś.
Kolacja przebiegała w miłej atmosferze. Rozmawiali o wszystkim
i nawet zamieniła kilka zdań z Ishmaelem na temat sytuacji ekonomicznej w kraju.
Mieli podobne poglądy, co zaskoczyło zarówno ją, jak i jego. Nie spodziewał się
pewnie, że Aria będzie miała do powiedzenia cokolwiek, co go zainteresuje i co
nie będzie podziwem dla ich Stwórcy. Przyjaźnią nie można było tego nazwać, ale
i tak Vasco ucieszyła się, że już na nią nie warczy. Być może Jehanne miała w
tym jakąś zasługę, bo przy niej Ish wydawał się, jakby mniej szary i
prostolinijny. Nabierał głębi, uśmiechał się i okazywał jej zainteresowanie.
Wydawał się zupełnie inny niż zazwyczaj. Ich związek bardzo mu służył.
- Nasi goście wyglądali tak, jak wy teraz, po nocy z Madame
Rosmertą – rzuciła nagle rudowłosa, wyjaśniając szybko Arii kim była wspomniana
osoba. Wampirzyce roześmiały się w głos, a widząc miny mężczyzn, stwierdziły,
że to był cios poniżej pasa. Aria przeć cały czas powstrzymywała się, by nie
skomentować w żaden sposób tego, jak wyglądali, a był to zaiste widok ciekawy.
Dłubali w talerzach, wzdychali raz po raz i zapewne daliby wszystko, by jak
najszybciej zakończyć randkę. Byli niesamowicie rozkoszni, gdy się tak dla nich
starali.
- Kiedyś cię tam zabiorę, spodoba ci się w Turkusowym
Żółwiku – zapewniła dziewczyna, popijając wino z szerokim uśmiechem. Przysunęła
się nieco do Isha i cmoknęła go lekko w policzek. Oparła łokcie na stole i
zaczęła mówić z rozmarzeniem o swoim pozbycie w pensjonacie i o przyjaźni z
Madame.
- Spędziłam tam kilka lat i to był wspaniały czas.
Śpiewałam, obsługiwałam bar, poznawałam masę ludzi i nadprzyrodzone istoty, o
których istnieniu nawet nie wiedziałam. Madame jest kochaną osobą i chciałabym
zaprosić ją kiedyś do Blickling, jeśli się zgodzicie. To moja jedyna rodzina,
poza wami oczywiście. - przyjemnie
patrzyło się na to jak rudowłosa rozkwitała z każdym dniem. Athanasius odmienił
jej życie. Gdyby kto inny ją wtedy znalazł, gdyby jakimś cudem wydostała się z
niewoli, to sama nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić. Aria była pewna, że
Jehanne targnęłaby się na swoje życie lub zupełnie stoczyła na dno. Teraz może
wszystko, teraz ma rodzinę, która się o nią troszczy. Pamiętała, jak ciężko
było jej samej wrócić do normalnego życia, dlatego tym bardziej podziwiała
postępy dziewczyny.
- No dobra, nie będziemy was dłużej męczyć. Dopijemy wino i
możemy wracać do domu. Na serio, sponiewierało was w tym kasynie. Ciekawe ile
kasy przegraliście. Czy w ogóle mamy jeszcze do czego wracać? – odezwała się
Aria, nie mogąc odpuścić sobie małego droczenia i wbicia szpileczki.
Z drugiego końca sali dobiegło charakterystyczne piszczenie
mikrofonu, a kilka sekund później usłyszeć można było męski głos:
- Scena otwarta dla gości. Zapraszamy wszystkich – Jehanne wyprostowała
się wyraźnie poruszona, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Arii
zupełnie wypadło z głowy, że restauracja w godzinach wieczornych uskutecznia
występy klientów, co cieszyło się sporym zainteresowaniem i przyciągało tłumy.
- No idź! – zachęciła ją Vasco. Dziewczyna spojrzała
niepewnie na Ishmaela, a gdy ten kiwnął głową, wstała powoli i ruszyła w
kierunku niewielkiego podestu. Drżała z ekscytacji.
- Mamy pierwszą chętną. Jak masz na imię, złotko? Jehanne.
Piękne imię. Zapraszam tutaj. Scena jest twoja – mężczyzna uśmiechnął się i
podał mikrofon dziewczynie. Wampirzyca uniosła na moment głowę, by upewnić się,
że Ishmael na nią patrz. Patrzył, a ona poczuła się tak, jakby byli tylko we
dwoje, jakby śpiewała tylko dla niego. W głowie miała zupełną pustkę, bo nie
przemyślała, co mogłaby zaśpiewać. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to stara
żeglarska piosenka, którą raczyła gości w Żółwiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz