ATHANASIUS
Dopiero gdy kurz bitewny zaczął opadać, Athanowi przyszło do
głowy, że Antony był nie tylko zszokowany zaskoczony kłótnią, której był
świadkiem, ale i odrobinę… rozbawiony? Jednak jakimś cudem go to nie
rozgniewało, a wprost przeciwnie — teoretycznie wcale się Młodemu nie dziwił.
Tym bardziej, że jakby się tak zastanowić, ta wymiana zdań, dla kogoś
niewtajemniczonego zupełnie wyrwana z kontekstu, z boku musiała wyglądać co
najmniej karykaturalnie. Na szczęście de Clare nie wyglądał na rozgniewanego
tym nagłym wybuchem i nie tylko puścił wszystko mimo uszu, ale wręcz szybko
zareagował, wołając więcej alkoholu i prosząc dziewczęta, aby zadbały o poprawę
panującego w loży nastroju. I choć Antony zastrzegł, że to żaden przymus i
Ishmael mógł odmówić, Drawson najwyraźniej postanowił się poddać i również
próbować — albo chociaż udawać — wrócić do zabawy. Wobec tego przyjął ofertę
niziutkiej blondynki, od czasu do czasu wgryzając się w jej nadgarstek. Na nic
innego nie chciał sobie pozwolić, a Athan nie zamierzał go do niczego
przymuszać.
Choć teoretycznie obaj przyjaciele wszystko sobie wyjaśnili,
nadal musieli to przypieczętować, dopowiadając niektóre mniej lub bardziej
sporne kwestie. Wiedzieli jednak, że rozmowę musieli dokończyć w domowym
zaciszu, z dala od ciekawskich oczu i uszu. I nawet jeśli pozwalali sobie na
kolejne drinki i spijanie krwi z wynajętych dziewczyn, jemu — i, jak
podejrzewał, także Ishowi — cały czas dźwięczały w głowie wykrzyczane słowa.
Athan nie przypominał sobie, by kiedykolwiek było między nimi aż tyle gniewu,
co tym bardziej go martwiło. A zakładając, że Ishmael miał rację — a wiele
wskazywało na to, że miał — Athanasius musiał się nad tym wszystkim poważnie
zastanowić. I bardzo się tego bał, bo nie miał pojęcia, do jakich wniosków
dojdzie.
Gdy dołączyła do nich jakaś obca para będąca w wyraźnie
imprezowym nastroju, razem z Ishem zgodnie uznali, że jednak nie ma sensu
nigdzie wychodzić. Obaj byli wykończeni swoją kłótnią, obaj mieli ochotę się
już tylko upić i pójść spać, by następnego dnia wrócić do domu, rzucić się na
łóżko i znowu zasnąć, tym razem na znacznie dłużej, ze słodkim, odprężającym
poczuciem, że byli u siebie. Na szczęście alkohol działał na wszystkich
uspokajająco i w następnych godzinach wszyscy pili, śmiali się, usiłowali grać
w karty dla większych zakładów i korzystali z usług żywych worków krwi. Przez
ten dość wesoły czas Ishowi i Athanowi całkiem łatwo przychodziło udawanie, że
nic ich nie poróżniło i wciąż byli najlepszymi przyjaciółmi.
Tylko z tyłu głowy gromadziły się czarne chmury myśli, coraz
głośniej grzmiące i domagające się uwagi. Tę dostały od Athana dopiero o
świcie, gdy Antony wskazał im małe sypialenki, w których mogli się wyspać przed
powrotem. I choć Athan był dość mocno pijany i jeszcze bardziej senny, sen długo
nie mógł nadejść. Spory wpływ miały tu zawroty głowy, które nie pozwalały mu
zamknąć oczu w obawie przed napadami mdłości, jednak główną przyczyną był Ish i
to, co sobie powiedzieli. Athan rozpamiętywał i analizował każdy zarzut,
próbując obiektywnie ocenić, ile Drawson mógł mieć racji.
Aż wreszcie doszedł do rewolucyjnego wniosku. Natchnienie
spłynęło na niego wartkim strumieniem pełnym myśli tak słodkich i
orzeźwiających, że niemal miażdżących swoją ulgą. Rozbłyskające w jego głowie
konkluzje były tak oczywiste, że aż banalne i żenujące Athana swoją prostotą.
Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć? Jak mógł ignorować tak wyraźne znaki, jak
mógł tego wszystkiego nie rozumieć?! Wraz z odpowiedziami, przyszły także
logiczne — i konieczne! — rozwiązania, które jak najszybciej musiał wprowadzić
w życie!
Lecz jakie? Nie wiedział.
Zasnął, rankiem nie pamiętając już zupełnie niczego.
Kiedy się obudził, pierwszym, co do siebie poczuł, było
obrzydzenie.
Nie umiał dokładnie zlokalizować przyczyny tego uczucia, dlatego
szybko zrezygnował z poszukiwań. Powieki obrzydliwie się do siebie lepiły, a w
zaschniętych ustach zaległ jakiś obrzydliwy, gorzkawo-kwaśny posmak. Gdy zaś
próbował się podnieść, pierwsza próba nie przyniosła żadnego rezultatu, a przy
drugiej miał wrażenie, jakby wstała tylko skóra, a kości wciąż leżały na łóżku.
Zażenowany swoim stanem, chwycił za telefon, aby… właściwie nie wiedział, co
chciał z nim zrobić.
Szybko się rozbudził, jak zobaczył wiadomość od Arii. Do
głowy przyszła mu setka czarnych myśli, od jakiegoś wypadku, przez wszczęcie o
coś kłótni, aż po zapowiedź odejścia. To ostatnio często go nawiedzało w
chwilach nagłych napadów pesymizmu — i to na tyle często, że Athan zaczynał się
do tego przyzwyczajać. Jednak gdy odczytał wiadomość, natychmiast szeroko się
uśmiechnął, raz jeszcze uświadamiając sobie, jak bardzo tęsknił za Arią.
Patrząc na godzinę otrzymania smsa, zaniepokoił się, bo przyszła przed paroma
godzinami — dlatego natychmiast zabrał się za odpowiedź.
„Bawiliśmy się świetnie, mam nadzieję, że wy z Jehanne też.
Też bardzo za tobą tęsknie i nie mogę się doczekać, aż wreszcie cię zobaczę. Do
zobaczenia o 18. Ja też cię kocham — nadal!”
Nie mógł się powstrzymać od tego ostatniego dopisku,
rozbawiony, rozczulony i zmartwiony jednocześnie zawartym w wiadomości Arii
pytaniem. Tym bardziej więc cieszył się, że już niebawem ją zobaczy, choć wizja
ciągania ich po jakichś restauracjach niespecjalnie mu się podobała. Chwilowo
pragnął zamknąć się w swojej sypialni, zakopać pod pościelą i spać przez
następne trzy dni, ale nie śmiałby odmówić Arii, dlatego nawet nie próbował,
zamiast tego z góry nastawiając się na tę podwójną randkę.
Gdy zszedł na dół, całe kasyno było absurdalnie wyciszone i
puste. Dziwnie patrzyło się na czyste, ułożone stoły do gier w karty, dziwnie
też oglądało się całe pomieszczenie w świetle dnia. Tak obdarte z dusznej,
hałaśliwej nocy, traciło cały swój urok, który niczym nie korcił. Jednak nie
tym Athan się przejmował, a dręczącym go pragnieniem krwi; musiał się jej napić
i to możliwie jak najszybciej. Na szczęście przy barze siedzieli już Ish i
Antony popijający coś czerwonawego. I o ile de Clare wyglądał świeżo jak
skowronek, tak Drawson sprawiał wrażenie, jakby chwilę temu potrąciła go
ciężarówka.
— Wyglądasz koszmarnie — powiedział na przywitanie Athan,
wkładając nadzwyczaj dużo wysiłku w samo mruganie – aby czasem nie zasnął na
stojąco. Zaraz potem usiadł obok przyjaciela, łapczywie chwytając szklankę,
którą przysunął mu Antony i od razu wypijając całą jej zawartość.
— Czyli nadal lepiej niż ty — skwitował Ish, niespiesznie
popijając ze swojej szklanki.
Athan uśmiechnął się pod nosem, uznając, że dobrze zrobił,
nie patrząc przed wyjściem w lustro. Jednak nie odezwał się ani słowem,
pozwalając, aby niezręczna cisza chwytała ich boleśnie za gardło. Gdy była już
nie do wytrzymania, Athanasius nerwowo szukał w myślach jakiegoś tematu,
uparcie odrzucając pomysł powrotu do spraw, które omawiali za pomocą kłótni.
— Dostałeś wiadomość od Jehanne? O spotkaniu? — spytał,
starając się na niego nie patrzeć. Udawał więc, że opróżniona szklanka była
bardziej interesująca od przyjaciela.
— Co? — spytał wyraźnie zaskoczony Drawson. — Jakie
spotkanie?
— Mamy się spotkać z dziewczynami o osiemnastej w
restauracji przy Berkeley — wyjaśnił zmęczonym tonem.
Albo mu się wydawało, albo Ish jęknął cicho. Jednak nic
więcej nie powiedział, w ciszy przetwarzając tę wiadomość. Athan domyślał się,
co było przyczyną tego niezadowolenia. Wyglądali tak, jak się czuli, czyli jak
trzy ćwierci od śmierci, marząc o tym, by po całej nocy balowania wreszcie
odpocząć. Tymczasem musieli zacząć się ogarniać i znaleźć sobie jakiś
odpowiedni, najlepiej nowy strój. Dochodziła trzecia po południu, więc nie było
sensu jechać do Blickling tylko po to, by się przebrać i znowu wrócić do
Londynu. Antony był zbyt chudy, więc pożyczenie garnituru też odpadało. Musieli
wiec coś sobie kupić, co nie podobało się żadnemu z nich. Nie mogli też
zapomnieć o kwiatach. To wprawdzie był pomysł i wola Athana, który wiedział, że
Aria lubiła takie małe, romantyczne gesty. To samo więc zasugerował Ishowi,
wierząc, że Jehanne nie różniła się specjalnie pod tym względem od jego
ukochanej. Poza tym nie wypadało przyjść z pustymi rękami; w innym wypadku
postawiliby na wino, ale jeśli szli do restauracji, pomysł odpadał.
Po kilku godzinach, gdy byli już w drodze, obaj byli dość
ponurzy, obiecując sobie, że nie okażą tego swoim partnerkom. Kłopot w tym, że
niespecjalnie byli zachwyceni pomysłem jakiejkolwiek randki; gdyby wiedzieli,
że taka będzie miała miejsce, znacznie ograniczyliby pewne swoje nocne
rozrywki. Teraz już i tak nie mieli wyjścia, dlatego nie zamierzali narzekać.
Ish dojechał pierwszy i choć Athan dotychczas trzymał się
tuż za nim, w pewnym momencie między nich wjechał jakiś idiota, który prawo
jazdy wygrał chyba w czipsach. Swoją nieostrożną jazdą o mało co nie
doprowadził do wypadku, a potem przyczynił się do utworzenia sporego kotka,
wlekąc się niemiłosiernie akurat w miejscu, w którym nijak nie było jak go
wyprzedzić. Ish już dawno zniknął mu z oczu, a Athan zgrzytał zębami,
domyślając się, że za ewentualne spóźnienie Aria gotowa będzie go udusić.
Gdy w końcu dotarł na miejsce, był co najmniej zły i tym
razem nie miał pewność, czy zdoła to ukryć. Gdy wszedł do restauracji, początkowo
nikogo znajomego nie zauważył: półmrok panujący w środku znacznie to utrudniał.
Trzeba było jednak przyznać, że znakomicie podsycał klimat i pasował do wystroju
wnętrza. Całość zdawała się bardzo przytulna, choć jednocześnie nosząca w sobie
znamiona pewnej tajemnicy: cichej, spokojnej, ale przede wszystkim
intrygującej. Drewniane ściany i podłogi przyozdobione były licznymi małymi
obrazkami i figurkami. Grube, ciemne zasłony nie pozwalały światłu dnia na
wielkie pole popisu, zwłaszcza że blask miały dawać nie słońce, a porozwieszane
wokół lampiony. Stoliki, dość niskie, drewniane i na pierwszy rzut oka liche,
były poustawiane od siebie w dość dużej odległości, co gwarantowało gościom
maksimum prywatności; niektóre były nawet zasłonięte drewnianymi pergolami.
Ot, pierwszym, co rzucało się w oczy po wejściu do tej
restauracji, były półmrok i drewno.
O ile Athan, wciąż stojący w progu, nikogo nie zauważył, tak
ktoś dostrzegł jego — i to jedyna, która winna to zrobić. Odetchnął z ulgą, gdy
dostrzegł idącą w jego stronę Arię. Nie zdążył jednak wypowiedzieć ani jednego
słowa, gdy ujrzał jej kreację. Prosta, czarna sukienka sięgająca połowy ud, o
długich, przylegających rękawach i wąskim, bardzo głębokim dekolcie, w
doskonały sposób podkreślała figurę Arii: jej zgrabne, szczupłe nogi, wyraźne
wcięcie w talii i wydatny biust. Pod wpływem tej małej czarnej Athan miał
ochotę chwycić Arię i zbadać każdy kawałek ukrytej pod sukienką skóry — nawet mimo
tego, że znajdowali się w towarzystwie. Ze skutkiem odrzucił od siebie te
pokusy, obiecując sobie, że zrobi to później.
— Przepraszam za spóźnienie, kotku — szepnął, całując ją
czule na powitanie. Nie zamierzał tłumaczyć, dlaczego przybył później, bo to i
tak nie miało żadnego znaczenia. — Wyglądasz przepięknie — odparł z delikatnym
uśmiechem, wciąż wyraźnie podziwiając całą jej sylwetkę. Wiedział, że Aria to
widziała i wiedział, że się jej to podobało. — To dla ciebie — rzekł, wręczając
jej bukiet róż. — Wspominałem, że wyglądasz przepięknie? — szepnął, raz jeszcze
całując ją w kącik ust.
Ich stolik stał na niewielkim podwyższeniu, zasłonięty
drewnianą kotarą. To tłumaczyłoby fakt, że Athan z początku nikogo nie
zauważył, ale takie odgrodzenie ich od reszty bardzo mu odpowiadało. Z Arią pod
rękę ruszył w tamtym kierunku, lecz zdębiał, gdy zobaczył, kto siedział tuż
przed nimi. Albo raczej jak. I z kim. W ogóle trudno było mu to
objąć rozumem.
Naprzeciwko nich siedzieli Jehanne i Ish. I nie byłoby w tym
nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że oboje byli nad sobą pochyleni, szeptali
i chichotali nastolatki — no, głównie Jehanne. Lecz, co ważniejsze, trzymali
się za ręce. Ten widok, teoretycznie zwyczajny, tak zaskoczył Athana, że
nim siadł, wpatrywał się w tę scenę tępo dobrych kilka sekund. Dopiero gdy Aria
go szturchnęła, ocknął się nieco i przysiadł do stolika, kierując na siebie
spojrzenie pary.
— Gdzie ty tak nagle zniknąłeś? — spytał Ishmael, tylko na
moment odwracając się od Jehanne. — Miałeś jechać za mną.
— Nawet mnie nie denerwuj — wymamrotał nieco stłumionym
głosem, ponieważ jego myśli nawet nie zahaczyły o tego idiotę, którego spotkał
na drodze, cały czas krążąc wokół związku Isha i Jehanne.
Oboje wreszcie to chyba zauważyli, bo Jehanne roześmiała się
dźwięcznie, a i Ishmael uśmiechnął z rozbawieniem. Aria w oczywisty sposób nie
wyglądała na zaskoczoną tym związkiem, ale Athan czuł się tak, jakby przespał
co najmniej pięćdziesiąt lat, przeoczając wiele bardzo ważnych rzeczy.
Jeszcze jedno uderzenie łokciem w żebra całkiem wybudziło go
z letargu.
— Przepraszam — wydusił, cały czas wpatrzony w parę przed
sobą — jeszcze nie widziałem was razem i... — odchrząknął, nieco zażenowany
swoją niewiedzą — chyba muszę się przyzwyczaić — dodał ze śmiechem.
Jego splątanie dość mocno rozbawiło pozostałą resztę, ale
Athan nie tylko nie miał im tego za złe, ale wręcz się cieszył — należało im
się rozluźnienie atmosfery, aby spędzić ten wieczór w radosnym, iście rodzinnym
gronie.
— Jeszcze nie miałem okazji wam pogratulować — zauważył
nagle, nieco zaskoczony tym odkryciem — więc... gratuluję — powtórzył, szeroko
uśmiechnięty. — Naprawdę bardzo się cieszę, że jesteście razem! Trochę to
zaskakujące... to znaczy dla mnie — mruczał, uśmiechając się krzywo. Nagle się
zreflektował, zmieniając zdanie: — A właściwie to nie, to wcale nie jest
zaskakujące i co sprytniejszy mógłby się domyślić, że może do tego dojść.
Najwyraźniej ja taki sprytny nie jestem — dodał z rozbawieniem — ale...
naprawdę się cieszę — dodał szczerze, uśmiechając się łagodnie. — Cieszę się —
podjął po chwili ciszy — bo wiem, że mogę być spokojny o Jehanne. Trafił ci się
naprawdę porządny facet — powiedział, patrząc na Jehanne z największą uwagą —
przy którym możesz czuć się spokojnie i bezpiecznie. Tego ci właśnie trzeba i
lepiej wybrać nie mogłaś.
Czuł na sobie spojrzenie Drawsona i wiedział, co chciał mu w
ten sposób przekazać. Nie odzywał się za wiele, bo wolał dać głos rozgadanej i
rozemocjonowanej Jehanne, ale Athan wiedział, że Ish był wdzięczny za te słowa.
Tismaneanu nie chciał się w żaden sposób przypodobać przyjacielowi, aby
złagodzić i tak napięte relacje między nimi. Nawet gdyby wciąż był na niego
potwornie zły, i tak powiedziałby o Drawsonie to samo.
Szczerze zachwycony tym, jak szczęśliwi razem wydawali się
Ish i Jehanne, Athan objął Arię w talii, lekko do siebie przysuwając. Odwrócił
się w jej stronę u uśmiechnął szeroko, ciesząc się z jej rozbawienia. Tym
bardziej więc miał nadzieję, że ani ona, ani Jehanne nie spytają o wrażenia z
ich zabawy — a zwłaszcza o kwestię konfliktu. Aria o nim wiedziała, dlatego
istniało ryzyko, że o go spyta. Nie wiedział, jak się sytuacja miała z Jehanne
— ale póki żadna nie pytała, Athan nie zamierzał ich wyprzedzać z odpowiedzią i
domyślał się, że Ish myślał podobnie — zwłaszcza że nie zdradzał żadnych
objawów gniewu.
Widocznie obecność Jehanne działała na niego kojąco, pomyślał
z rozbawieniem.
Miło było ich obserwować, tak w siebie wpatrzonych. Tym
bardziej, że i Jehanne wyglądała naprawdę pięknie: krótka, czerwona sukienka,
krojem przypominająca tę Arii, lecz o szerszym, prostokątnym dekolcie, znakomicie
podkreślała wszystkie kobiece walory wampirzycy. Natomiast dzięki
rozpuszczonym, falowanym włosom rozpuszczonym niby w nieładzie, całość nie
wyglądała wyzywająco, a kobieco i kusząco. Nawet Athan, będąc przyzwyczajony do
tego, że Aria uwielbiała wywierać na nim wrażenie ponętnymi kreacjami, za
każdym razem był zachwycony. Więc co dopiero Ish — który dopiero poznawał
Jehanne? Athanasius podejrzewał, że musiał być w siódmym niebie.
— A jak panie spędziły wieczór pod naszą nieobecność? —
zagadnął wesoło. — My piliśmy i graliśmy w karty — wyjaśnił ogólnie,
uśmiechając się lekko — więc nie wydarzyło się nic ciekawego, ale i tak
sprawiło wiele radochy.
— To takie gry i zabawy dla dużych chłopców — dodał Ish
kopiącym tonem.
— My, faceci, nie jesteśmy zbyt wymagający — przyznał Athan.
Te filmowy sceny z nerdami i planszowkami to wcale nie jest przesada — dodał
nieco poważniej.
— Ej, bez żartów — zawołał nagle Ish, a oczy aż mu się
zaświeciły. — Zagrałbym w takie! Dawno tego nie robiłem... — mruknął z nutą
nostalgii.
Choć on sam nigdy nie dał się wciągnąć w podobne rozrywki,
pamiętał, że Ishmael interesował się tematem i to bardziej, niż przeciętny
gracz chińczyka. Ale skoro Ish chciał znowu w to wpaść, może nawet uda mu się
go namówić. W razie takiej propozycji Athan nie zamierzał odmówić.
— Kiedyś spraktykujemy — stwierdził z uśmiechem. — Ale
później; na razie mam na ciebie inne plany.
Roześmiał się na widok zaskoczonej miny Ishmaela, który
przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co się wokół niego działał.
A Athan musiał sam przed sobą przyznać, że wyjątkowo miło i dobrze wychodziło
im udawanie, że wszystko mieli między sobą wyjaśnione.
— Jakie niby? — spytał zdziwiony, wręcz mimowolnym ruchem
mocniej obejmując Jehanne.
— Zobaczysz.
Nie chciał nic więcej zdradzać, bo nawet nie był pewny, czy
relacje między nimi jakkolwiek się ułożą – a bez tego pomysł nie może wypalić.
Dlatego cały czas wolał trzymać ten plan w sferze bliższej lub dalszej
przyszłości, cały czas mając go z tyłu głowy.
Zamówione wino smakowało zaskakująco dobrze; zaskakująco, bo
Athan zwykle nie ufał tym restauracyjnym trunkom. W kwestii dań jak zwykle dał
Arii zamówić coś dla nich obojga. I, sam sobie się dziwiąc, zauważył, że wcale
nie czuł się tak źle, jak choćby w drodze na miejsce. Z całą pewnością była to
zasługa miłego towarzystwa, w którym czuł się naprawdę rozluźniony i
zrelaksowany — pierwszy raz od dawna.
— Wasze zdrowie — zawołał, podnosząc kieliszki wypełnione winem — nasze piękne panie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz