ROZDZIAŁ 174

Antony de Clare

 Nie spodziewał się telefonu od Athana, a tym bardziej propozycji spędzenia wspólnie czasu. Rozmawiali jakiś czas temu o męskim wypadzie do kasyna, ale nie przypuszczał, że mężczyzna się na to zdecyduje. Dziwił się, że Aria wyraziła na to zgodę, bo odniósł wrażenie, że była nieco zaborcza i wolała trzymać mężczyznę przy sobie. Mógł się mylić, bo nie znał jej zbyt dobrze. Dopiero, co wróciła do Anglii i raczej nie była zainteresowana bliższymi kontaktami z nim. Nie miał pretensji, rozumiał, że straciła bliskiego przyjaciela, opiekuna, mentora. On również nie był w stanie pozbierać się po tej tragedii. Wiele razy wracał myślami do ostatniej rozmowy z Elijahem i bardzo żałował, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Gdyby mógł przywrócić mu życie w jakiś sposób, to zrobiłby to bez wahania. Nie miał jednak aż takiej mocy sprawczej, ale starał się wspierać Marisę w tych trudnych chwilach. Oboje byli samotni i oboje potrzebowali swojego towarzystwa. Cieszył się, że mógł być dla niej oparciem. Rany były zbyt świeże, ale miał nadzieję, że z czasem się zabliźnią i nie będą za bardzo dokuczały. 

Powiedzieć, że był zaskoczony propozycją, to duże niedomówieniem, ale nie zamierzał zaprzepaścić takiej okazji. Tismaneanu i Drawson byli jego potencjalnymi, nowymi klientami i jeśli zapewni im odpowiednie rozrywki, to wrócą do niego nie raz, a mogą jeszcze przyprowadzić innych. Nie byli zwykłymi, podrzędnymi krwiopijcami, dlatego zależało mu, by byli zadowoleni. Mógł wiele zyskać na ich znajomościach, rozwinąć sieć kasyn i wreszcie mieć coś swojego. Planował stworzyć lokal specjalnie dla wampirów, którzy mieli być klientami VIP. Wszystko na wysokim poziomie, dla arystokracji i bogaczy. Zadbał  o wszystko, aby panowie czuli się godnie zaopiekowani i rozpieszczeni. Najlepsze dziewczyny i najlepszy alkohol, by mogli nacieszyć nie tylko oko, ale i podniebienie. Ważny był każdy detal, by niczego nie zabrakło im podczas wizyty, zarówno w domu, jak i później w kasynie. Osobiście wybrał kobiety, które miały towarzyszyć im tego wieczora nie tylko jako swego rodzaju ozdoba, ale również żywy worek z krwią. Gdy tylko któregoś z nich najdzie ochota na odrobinę krwi do pokera, to bez problemu będzie mógł skosztować prosto z szyi lub nadgarstka.

- Proszę pana, goście już są – usłyszał znajomy głos swojej asystentki. Uniósł wzrok znad ekranu telefonu, w który wpatrywał się uparcie od kilku minut. Kobieta była szczupła i ubrana w dopasowaną sukienkę, kusząc swymi wdziękami wszystkich, którzy go odwiedzali.

- Dziękuję, Lucy. Już idę. Gdzie są dziewczyny? – zapytał, wstając z fotela i wyszedł zza biurka, by przystanąć obok niej. Blondwłosa piękność uraczyła go zniewalającym uśmiechem i zerknęła na zegarek. Była młodą wampirzycą, która doskonale zdawała sobie sprawę ze swej urody. Zatrudnił ją, bo potrafiła wszystko załatwić i znała się na rzeczy, jak mało kto. Była konkretna i lojalna, a kogoś takiego potrzebował. 

- W drodze, proszę pana. Będą punktualnie, zadbałam o to – zapewniła, na co skinął głową i odwzajemniając uśmiech, opuścił swój gabinet. Idąc korytarzem w stronę salonu, przystanął przed wielkim lustrem i zerknął na swoje odbicie. Poprawił nieco włosy i wszedł pewnym krokiem do pomieszczenia, w którym czekali na niego Ish i Athan. Wyszczerzył się na ich widok i przywitał, ściskając ręce i lekko obejmując.

- Już myślałem, że się rozmyśliliście, a tu taka niespodzianka! – odezwał się, zapraszając ich do stołu, gdzie już czekała przygotowana wcześniej kolacja. Antony postawił na lekką kuchnie, licząc iż apetyt zaspokoją później w nieco inny sposób. Stół pełen był przekąsek, więc mieli w czym wybierać.

- Co tam u Arii? Dobrze? To świetnie. No, to skoro formalności mamy za sobą, możemy przejść do bardziej przyjemnych rzeczy – powiedział ze śmiechem, a widząc zadowolenie na twarzy Ishmaela, domyślił się, że nie przepada za Vasco. Nie mógł się temu dziwić, ta dziewczyna nie była jedną z tych osób, które dało się od razu polubić, choć niewątpliwie miała jakieś zalety. Głęboko skrywane, ale jednak. Athan puścił tą uwagę mimo uszu, ale de Clare dostrzegł cień rozbawienia w jego oczach. Nie zamierzał poruszać już tematu Arii, a skupić się na zabawianiu gości i zapewnianiu im rozrywek, po które przyjechali. 

- Mam nadzieję, że wzięliście sporo gotówki – wyszczerzył się i sięgnął po koreczek, na który nabity był ser feta i kilka warzyw. Wsadził wszystko do ust i przez chwilę delektował się smakiem, by w końcu zamoczyć wargi w alkoholu, którym napełniona była szklanka. Mocny smak whisky zmieszał się ze słonym serem, co było prawdziwą eksplozją dla jego zmysłów.

Przy kolacji rozmawiali na różne tematy, nie tylko te wesołe. Żartowali i dyskutowali o interesach. Wyczuł, że między Ishem i Athanem było jakieś napięcie, ale nie zamierzał pytać, co było powodem. Każdy z nich przyjechał swoim autem, co było nieco dziwne, jednak nie chciał wtrącać się w ich sprawy. Panowie powoli zdawali się odprężać, a gdy do salonu weszła Lucy, wiedział już, że przyszedł czas na wyjazd. Kobieta wprowadziła za sobą trzy dziewczyny, które mogły mieć nieco ponad dwadzieścia lat.

- To Gina, Sara i Jess. Będą nam towarzyszyć dzisiejszej nocy. Mają umilać nam czas i służyć krwią, gdyby ktoś z nas miał ochotę. Limuzyna czeka w garażu, zapraszam. To będzie niezapomniany wieczór – zapewnił z szerokim uśmiechem. Przedstawił kobiety i wyjaśnił, że będą kręciły się w pobliżu, a gdy ktoś z nich będzie chciał napić się krwi lub skorzystać z ich uprzejmości w inny sposób, wystarczy dać znać.

Gina była brunetką o ciemnej karnacji, przypominającą Latynoskę. Miała na sobie czerwoną sukienkę bez pleców i wysokie buty sięgające za kolano. Sara, najniższa z towarzystwa, drobna blondynka z piegami, ubrana była w dopasowany kombinezon w kolorze nude, który idealnie podkreślał jej zgrabną figurę. Rudowłosa Jess uczesana była w wysoki kucyk. Miała na sobie cekinową sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni, która pasowała do jej szmaragdowych oczu. Panie delektowały się szampanem w limuzynie i zagadywały swoich towarzyszy, zwracając na siebie ich uwagę. Było na co popatrzeć. Antony z zadowoleniem obserwował Athanasiusa i Ishmaela, którzy najwyraźniej czuli się już lepiej w swoim towarzystwie, a przynajmniej Ish nie łupał już na swego Stwórcę niczym Bazyliszek. 

Budynek kasyna został niedawno odrestaurowany, więc prezentował się imponująco. W konstrukcji przeważało szkło i biała cegła, co nadawało mu jeszcze więcej ekstrawagancji. W środku panowała rubaszna atmosfera, co sprzyjało dobrej zabawie. Klimatyczna muzyka, przygaszone światła, drogie drinki i piękne kobiety. Miejsce idealne na zapomnienie się i stratę majątku. Jedna strona budynku była strefą rozrywki, gdzie wydzielono stoły do gier, bar i parkiet. Druga strona była strefą relaksu, z lożami i dwoma barami, gdzie goście mogli odpocząć na wygodnych sofach i skosztować drinków. Na niektórych stolikach poustawiane były wysokie fajki wodne dla jeszcze większego zadowolenia klientów. 

- Gotowi na męski wieczór? – zapytał Antony, zerkając na swoich towarzyszy. Dotknął lekko ramienia Athana, dając mu znak by ruszył przodem w kierunku przygotowanej wcześniej loży, gdzie czekał na nich szampan i rum dla Isha. Musiał przyznać, że obaj prezentowali się nieźle i przyciągali nie tylko jego wzrok, ale również wszechobecnych kobiet. Sam fakt, że byli wampirami dawał im już plus sto do zajebistości. Ubrani z klasą, budzili nie małe poruszenie wśród damskiej części gości, choć Antony dostrzegł, że nawet kilku mężczyzn zerka w ich stronę. 

- Athanasius Tismaneanu! Uszczypnij mnie, bo nie wierzę, że odwiedziłeś taki przybytek – za ich plecami rozległ się kobiecy głos, a chwilę później na szyi Athana zawisła lady Novak, która swego czasu często wpadała do Blickling. Wampirzyca nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna już oficjalnie zszedł się z Arią, więc nie omieszkała dać mu całusa na powitanie. Brakowało jej ich spotkań i nie raz próbowała się z nim skontaktować, jednak na próżno. Zmieszanie na jego twarzy bardzo ją rozbawiło, bo wcześniej nie widziała, by coś go zawstydzało. Zawsze był bardzo śmiały, zwłaszcza, gdy się kochali. 

- Nie przedstawisz mnie? – zagadnęła z łobuzerskim uśmieszkiem, zerkając na Antonego i Ishmaela, których kojarzyła z pogrzebu Cavendisha. Tismaneanu wyglądał na zaskoczonego widokiem znajomej, a nawet był nieco zmieszany, co od razu dało Antonemu do myślenia. Kim dla niego była Novak? Chyba nie był taki grzeczny i spokojny za jakiego powszechnie chciał uchodzić. 

- Athan jest nieokrzesany, proszę mu wybaczyć. On tylko wygląda na takiego ważniaka. Nazywam się Antony de Clare, a to Ishmael Drawson. Nasza loża jest tam, jeśli będzie miała pani ochotę, to zapraszamy – odezwał się mężczyzna i skłonił, by ująć jej chłodną dłoń, składając na niej lekki pocałunek. Kobieta posłała mu lekki uśmiech i zerknęła na Tismaneanu, który wyglądał trochę tak, jakby chciał uciec. 

- Dziękuję za zaproszenie, ale jestem tu z przyjacielem. Chciałam się tylko przywitać. Miło było cię zobaczyć, Athan. Panowie, życzę przyjemnego wieczoru – lady Novak pożegnała się i odeszła w swoją stronę. Antony nie mógł odpuścić sobie takiej okazji, więc gdy tylko usiedli, zagadnął Athana o kobietę.

- No proszę, proszę. Nie próżnujesz. Jestem zazdrosny, że ze mną nie witasz się tak gorąco – mężczyzna zaśmiał się pod nosem i zaczął rozlewać alkohol. Wręczył szklanki swoim towarzyszom i oznajmił, że oficjalnie rozpoczyna grzeszną noc. Ish wyglądał na zadowolonego i najwyraźniej podobało mu się to miejsce. Athan, jak zawsze wydawał się nieodgadniony, choć starał się sprawiać wrażenie zrelaksowanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^