GORO
Czy Wiera z łatwością zrozumie
to, co chciał jej przekazać? Nie, z pewnością nie. Czy jej się dziwił? Też nie.
Znał ją zbyt dobrze, by tego nie wiedzieć. Wierę wciąż dusiło jej własne
poczucie winy i pragnęła pomóc tak wielu osobom, jak to tylko możliwe. Choć być
może prawda była delikatnie inna i owa pomoc ofiarowana przez Wierę miała po
prostu wyrównać pewien licznik. Tyle osób uratować, ile skazała na
śmierć. Dusza za duszę, życie za życie. Może dlatego Wiera aż tak usilnie
chciała zostać w Rumunii i walczyć w boju, który nie należał do niej. Goro nie
wiedział, jaka był faktycznie odpowiedź; aż dotąd się nad tym nie zastanawiał,
bo nie widział potrzeby. Nieważne, dlaczego pomagała, liczył się sam efekt.
Ale teraz... teraz Goro nie
chciał, by Wiera robiła to kosztem własnego zdrowia i życia. Ryzyko było zbyt
duże, a oni, jak ci naiwni bohaterowie filmów superbohaterskich, rzucali się z
motyką na słońce, głupio sądząc, że w pojedynkę mają szansę pokonać wielką,
niszczycielską siłę. W tym momencie więc zgadzał się z Imrem: oni wszyscy
zachowywali się jak głupcy. Z tym że Goro już przejrzał na oczy.
A co z resztą?
To, co powiedziała Wiera w
pierwszej reakcji na jego słowa, miało być małą, złośliwą szpileczką, Goro
dobrze to wyczuł. Ale nie zdenerwował się, bo być może tego właśnie oczekiwała,
skoro mówiła do niego w tak ordynarny, sarkastyczny sposób. Nie zdenerwował
się, a zamiast tego zawzięcie kiwał głową, interpretując jej słowa po swojemu.
— Właśnie niech się Aria nie
martwi! — krzyknął na poły ze zniecierpliwieniem i nadzieją. — Niech się nie
martwi! Zgadzam się, powinniśmy ją od tego trzymać z daleka, zresztą nie tylko
ją, ale każdego. Więc niech wraca do Anglii i się nie wychyla. To nie czas na
podróże. Wiem, że jej tego nie powiesz, bo tylko sobie ze mnie kpisz — zauważył
— a więc ja jej to powiem. Zasugeruję, by wyjechała stąd jak najszybciej. Nie
próbuj się w to wtrącać, bo przekonywaniem jej, że powinna się zamartwiać
czyhającym Xunem, a może nawet namawianiem jej do tego, by ci tu pomogła bawić
się w Sherlocka, nie byłoby zbyt przyjacielskie z twojej strony.
Uśmiechnął się kpiąco, nie mogąc
pojąć, dlaczego Wiera kolejnymi swoimi argumentami strzelała sobie w stopę. A
użycie do tego przykładu Imrego było prawdziwą wisienką na torcie.
— Przecież Imre od samego
początku nam powtarza, żebyśmy stąd uciekali! — zawołał, tym razem z czystym
zniecierpliwieniem. — Wścieka się na nas, że w tym grzebiemy! Zabierzmy go ze
sobą — zaproponował. — Już wcześniej to sugerowałaś i to dobry pomysł. Ale nie
możemy zostać tu dłużej. To zbyt niebezpieczne.
Nie rozumiał, dlaczego tego nie
rozumiała. Znaleźli się w samym centrum ogromnego zamieszania, do którego wpadli
jak torpeda, bez żadnego przygotowania, bez żadnego planu. Jak mogli walczyć z czymś
tak wielki, czymś tak potężnym i czymś tak groźnym, skoro nie mieli kompletnie
nic?
— Czy nie rozsądniej będzie — pytał
lekko podniesionym głosem — gdybyśmy, tak z dala od tego groźnego zgiełku,
zebrali wszystkie informacje, skorzystali z pomocy Imrego, który wreszcie
poczułby się jakkolwiek bezpiecznie i swobodnie? Najpierw zbadajmy teorię, a
potem praktykę! Ale jak mamy to robić, jak my nawet żadnej teorii nie mamy?
Nie wiedzieli kompletnie nic.
Opierali się na domysłach, dopowiedzeniach i hipotezach. To było stanowczo za
mało. Czuł się teraz jak maleńki robaczek, na którego drapieżnik nie zwracał
większej uwagi, będąc zbyt mało istotnym, zbyt mało ważnym. Gorzej, kiedy ten
robaczek stanie się upierdliwy i zacznie kąsać. Wtem — ile zajęłoby
drapieżnikowi zgniecenie robaczka? Unicestwienie go zajęłoby ułamek sekundy. I
z nimi będzie tak samo. Jeśli nie zdołają się przygotować. I jeśli nie zdoła
przekonać do tego Wiery.
— Więc dobrze, zostańmy tu
jeszcze jakiś czas — zgodził się w miarę spokojnie — ale nie za długo. Tylko na
tyle, by powiadomić o tym resztę. Musimy porozmawiać z tym rodzeństwem, tymi
właścicielami hotelu. I musimy dotrzeć do ich rodziny, to tych wszystkich
rodów. Skoro upierasz się, że to nasza walka, dobrze. Ale nie bądź samolubna i
nie zgarniaj wszystkiego dla siebie. Potrzebujemy pomocy. Musimy powiadomić
tych, którzy tu rządzą, że na ich terenie niedługo może się dziać niedobrze.
Nie możemy walczyć z tym sami. Zabierzmy ze sobą Imrego, niech będzie dowodem
naszej prawdomówności, niech opowie o wszystkim, o czym wie. Wszystkich innych
wyślijmy do Anglii. Postarajmy się, by Ishmael jak najprędzej był zdolny do
odlotu, byśmy, tak jak mówisz, nie musieli nikogo innego nie narażać. Ale, na
miłość boską! — zawołał z zaciśniętymi zębami. — Przestań sobie wmawiać, że
poradzimy sobie z tym sami! Chcesz realnie nieść pomoc, czy po prostu robić za
bohaterkę?!
Sekundę po wypowiedzeniu tych
słów otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział. Tak jakby
przekroczył magiczną granicę, przed którą zachowywał się jak otępiały, a po
której przekroczeniu odzyskiwał nagle ostrość umysłu. Ta ostrość niestety dość
szybko się zacierała, rozmywała, a w głowie zaczęło mu brzęczeć miliony muszek,
zagłuszając jakąkolwiek logikę, która próbowała wedrzeć się myślami. Usiłował więc
jakoś wyciszyć to brzęczenie, ale to powodowało tylko nieznośny ucisk w
skroniach, uniemożliwiając dalsze wysiłki.
— Przepraszam — wymamrotał cicho,
przymykając powieki. Czuł się źle, coraz gorzej. — Chodźmy na spacer. Masz
rację. Tu dzieje się coś dziwnego. Muszę ochłonąć. Nawdychać się innego
powietrza.
Podmuch zimnego, nocnego
powietrza już zaraz po wyjściu z hotelu przyniósł pierwsze efekty. Goro poczuł
się trochę tak, jakby coś strzeliło mu w twarz: niby łagodnie, ale na tyle
mocno, by choć spróbował się ocknąć. Muszki w głowie nadal brzęczały, ale jakby
coraz ciszej. Musiały ustąpić całkowicie, nim wznowi rozmyślanie nad przerwanym
tematem, dlatego poprosił Wierę, aby milczeli tak długo, aż Goro poczuje, że jest
zdolny do logicznego myślenia.
Tę zdolność nabył bardzo późno,
bo jakieś trzy kilometry od hotelu. Czasami zdarzało im się po prostu milczeć w
swoim towarzystwie: gdy leżeli razem w łóżku, gdy wychodzili na spacery, gdy
oboje byli zmęczeni i czuli, że tylko wzajemna obecność ładowała im baterie.
Ale tamte cisze nie były krępujące, ponieważ wynikały naturalnie. Natomiast ta
cisza, która towarzyszyła im podczas tej nocnej przechadzki, robiła się coraz
cięższa z każdym przebytym metrem, a wszystko przez to, że była wymuszona, narzucona.
Ale w końcu głowa zaczęła puszczać.
Tylko odrobinę, bo muszki cały czas brzęczały, ale ciszej, mniej nachalnie.
Głowa ćmiła go bólem, tak jakby była czymś przeładowana, ale z tym już musiał
sobie sam jakoś poradzić.
— Nie umiem trzymać nerwów na
wodzy — stwierdził fakt lekko drżącym głosem. — Nie umiem tego wytłumaczyć, ale
cały czas czuję się taki… przyblokowany. Stłamszony. Sam nie wiem, jak to wyjaśnić.
Otępienie zaczęło z niego
wypływać dość ostrym, intensywnym strumieniem, porównując to uczucie do
zmęczenia po kąpieli. Już prawie wiedział, co mówił i co czuł. Prawie. Bo idealnie
nadal nie było.
— Aria i jej bliscy powinni stąd
jak najszybciej wyjechać — rozpoczął, nie chcąc rozwodzić się nad mniej
istotnymi sprawami — co do tego chyba oboje się zgadzamy. My powinniśmy tu zostać.
Do tego miejsca powiódł nas trop chorych demonów i to nie może być przypadek,
zwłaszcza że wyraxnie dzieje się tu coś dziwnego. Potrzebujemy pomocy Imrego. I
tych ludzi, którzy trzymają tu pieczę nad nadprzyrodzonymi. Ja wiem, że ty i Imre
jesteście temu przeciwni — zauważył lekko błagalnym tonem — ale jak inaczej
możemy sobie z tym poradzić? Na początek spróbujmy dyskretnie. Przepytajmy tych
właścicieli hotelu, sprawdźmy, czy zauważyli coś niepokojącego, czy inni ich
goście zachowują się jakoś inaczej. Spróbujmy wybadać, co wiedzą, co możemy im
powiedzieć, a czego nie możemy. Powinniśmy też zdobyć informacje o tych
rządzących tu rodach. Jak się nazywają, jaką mają realną władzę, czy w ogóle
coś robią, bo możliwe, że to tacy rumuńscy Baltimore’owie, którzy po prostu są
i nic więcej. Sprawdźmy, co możemy się o nich dowiedzieć i po której stronie
mogą stać. A wtedy zdecydujmy, co i ile możemy im powiedzieć.
Westchnął ciężko, z niepokojem
myśląc o tym, do czego miał przejść w następnej wypowiedzi. Przychodziło mu to
z wielkim trudem, ale im lepiej się czuł, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że
musiał to powiedzieć.
— A te koszmary… — zaczął niepewnie
— sama zdecyduj, co chcesz zrobić. Choć domyślam się odpowiedzi — dodał, uśmiechając
się nieco krzywo. — Odpowiedzi Inkarnacji na pewno dużo nam dadzą. A nawet jeśli
niedużo, to i tak dużo, bo tak naprawdę mało co wiemy. I to jest najgorsze. Spróbujmy
rozpuścić siatki szpiegowskie, spróbujmy zebrać możliwie jak najwięcej
informacji z każdej ze stron. Powinniśmy się podzielić zadaniami: ja jedno, ty
drugie, Bel trzecie. Tak będzie szybciej i łatwiej. Ale nie możemy — powtórzył
z naciskiem, patrząc uważnie na Wierę — działać sami! Nie poradzimy sobie.
Kłopot w tym, że nie bardzo wiemy, od kogo możemy tę pomoc otrzymać i komu można
zaufać. I właśnie dlatego od tego trzeba zacząć. Co o tym sądzisz?
Czuł się zmęczony, ale
przynajmniej to dziwne, duszne poczucie ucisku dość mocno ustąpiło, przez co
Goro nie miał wrażenia, jakby był skryty za grubą, szarą mgłą. Rozumiał,
odbierał bodźce, przekazywał je. Funkcjonował — czego nie można było o nim
powiedzieć jeszcze kilka godzin temu. Miał nadzieję, że Wiera to doceni i
wybaczy mu jego dziwaczne zachowanie.
Zwłaszcza że miał poczucie, że to nie był ostatni raz.
W poprzednim komentarzu mówiłam, że potrzeba niesienia pomocy przez Wierę bardzo zgrywa mi się z jej backstory. I na początku odpisu ujęłaś to w taki sposób, w jaki ja nie potrafiłam. Konsekwencja z jaką Czaro prowadzi ją, i to, jak dostrzegasz to oczyma Goro - <3. Pięknie.
OdpowiedzUsuń[Chociaż zaznaczę, że dla mnie nie wydaje się to być formą licznika, a czysto zadośćuczynienia; po prostu chęci pomocy tak wielu, jak może, w zamian za dawne grzechy, tak jak zresztą podkreśliłaś. :D]
Goro trochę podkręcający atmosferę swoją wypowiedzią, by zaraz zakończyć ją "nie byłoby zbyt przyjacielskie z twojej strony", PROSZĘ PANAAAAA.
EXCUSE ME?
Ja wiem, że nie jest sobą, ALE!!
"Gorzej, kiedy ten robaczek stanie się upierdliwy i zacznie kąsać", zdaje mi się, że już drapieżnik go widzi, a Xun vs Goro to odzwierciedlenie mnie vs pająka w rogu pokoju. Niby nic mi nie robi, ale może do mnie podejść, a to już mi się nie podoba.
"Sekundę po wypowiedzeniu tych słów otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział."
JA TEŻ STARY, JA TEŻ.
Hm.
Zastanawiam się, to spacer i świeże powietrze; ochłonięcie dało Goro trochę rześkości umysłu, czy może bycie z dala od Dalii. Hm. Chociaż wydaje mi się, że pewnie ochłonięcie.
HMMM.