ROZDZIAŁ 601

GORO

Czy Wiera z łatwością zrozumie to, co chciał jej przekazać? Nie, z pewnością nie. Czy jej się dziwił? Też nie. Znał ją zbyt dobrze, by tego nie wiedzieć. Wierę wciąż dusiło jej własne poczucie winy i pragnęła pomóc tak wielu osobom, jak to tylko możliwe. Choć być może prawda była delikatnie inna i owa pomoc ofiarowana przez Wierę miała po prostu wyrównać pewien licznik. Tyle osób uratować, ile skazała na śmierć. Dusza za duszę, życie za życie. Może dlatego Wiera aż tak usilnie chciała zostać w Rumunii i walczyć w boju, który nie należał do niej. Goro nie wiedział, jaka był faktycznie odpowiedź; aż dotąd się nad tym nie zastanawiał, bo nie widział potrzeby. Nieważne, dlaczego pomagała, liczył się sam efekt.

Ale teraz... teraz Goro nie chciał, by Wiera robiła to kosztem własnego zdrowia i życia. Ryzyko było zbyt duże, a oni, jak ci naiwni bohaterowie filmów superbohaterskich, rzucali się z motyką na słońce, głupio sądząc, że w pojedynkę mają szansę pokonać wielką, niszczycielską siłę. W tym momencie więc zgadzał się z Imrem: oni wszyscy zachowywali się jak głupcy. Z tym że Goro już przejrzał na oczy.

A co z resztą?

To, co powiedziała Wiera w pierwszej reakcji na jego słowa, miało być małą, złośliwą szpileczką, Goro dobrze to wyczuł. Ale nie zdenerwował się, bo być może tego właśnie oczekiwała, skoro mówiła do niego w tak ordynarny, sarkastyczny sposób. Nie zdenerwował się, a zamiast tego zawzięcie kiwał głową, interpretując jej słowa po swojemu.

— Właśnie niech się Aria nie martwi! — krzyknął na poły ze zniecierpliwieniem i nadzieją. — Niech się nie martwi! Zgadzam się, powinniśmy ją od tego trzymać z daleka, zresztą nie tylko ją, ale każdego. Więc niech wraca do Anglii i się nie wychyla. To nie czas na podróże. Wiem, że jej tego nie powiesz, bo tylko sobie ze mnie kpisz — zauważył — a więc ja jej to powiem. Zasugeruję, by wyjechała stąd jak najszybciej. Nie próbuj się w to wtrącać, bo przekonywaniem jej, że powinna się zamartwiać czyhającym Xunem, a może nawet namawianiem jej do tego, by ci tu pomogła bawić się w Sherlocka, nie byłoby zbyt przyjacielskie z twojej strony.

Uśmiechnął się kpiąco, nie mogąc pojąć, dlaczego Wiera kolejnymi swoimi argumentami strzelała sobie w stopę. A użycie do tego przykładu Imrego było prawdziwą wisienką na torcie.

— Przecież Imre od samego początku nam powtarza, żebyśmy stąd uciekali! — zawołał, tym razem z czystym zniecierpliwieniem. — Wścieka się na nas, że w tym grzebiemy! Zabierzmy go ze sobą — zaproponował. — Już wcześniej to sugerowałaś i to dobry pomysł. Ale nie możemy zostać tu dłużej. To zbyt niebezpieczne.

Nie rozumiał, dlaczego tego nie rozumiała. Znaleźli się w samym centrum ogromnego zamieszania, do którego wpadli jak torpeda, bez żadnego przygotowania, bez żadnego planu. Jak mogli walczyć z czymś tak wielki, czymś tak potężnym i czymś tak groźnym, skoro nie mieli kompletnie nic?

— Czy nie rozsądniej będzie — pytał lekko podniesionym głosem — gdybyśmy, tak z dala od tego groźnego zgiełku, zebrali wszystkie informacje, skorzystali z pomocy Imrego, który wreszcie poczułby się jakkolwiek bezpiecznie i swobodnie? Najpierw zbadajmy teorię, a potem praktykę! Ale jak mamy to robić, jak my nawet żadnej teorii nie mamy?

Nie wiedzieli kompletnie nic. Opierali się na domysłach, dopowiedzeniach i hipotezach. To było stanowczo za mało. Czuł się teraz jak maleńki robaczek, na którego drapieżnik nie zwracał większej uwagi, będąc zbyt mało istotnym, zbyt mało ważnym. Gorzej, kiedy ten robaczek stanie się upierdliwy i zacznie kąsać. Wtem — ile zajęłoby drapieżnikowi zgniecenie robaczka? Unicestwienie go zajęłoby ułamek sekundy. I z nimi będzie tak samo. Jeśli nie zdołają się przygotować. I jeśli nie zdoła przekonać do tego Wiery.

— Więc dobrze, zostańmy tu jeszcze jakiś czas — zgodził się w miarę spokojnie — ale nie za długo. Tylko na tyle, by powiadomić o tym resztę. Musimy porozmawiać z tym rodzeństwem, tymi właścicielami hotelu. I musimy dotrzeć do ich rodziny, to tych wszystkich rodów. Skoro upierasz się, że to nasza walka, dobrze. Ale nie bądź samolubna i nie zgarniaj wszystkiego dla siebie. Potrzebujemy pomocy. Musimy powiadomić tych, którzy tu rządzą, że na ich terenie niedługo może się dziać niedobrze. Nie możemy walczyć z tym sami. Zabierzmy ze sobą Imrego, niech będzie dowodem naszej prawdomówności, niech opowie o wszystkim, o czym wie. Wszystkich innych wyślijmy do Anglii. Postarajmy się, by Ishmael jak najprędzej był zdolny do odlotu, byśmy, tak jak mówisz, nie musieli nikogo innego nie narażać. Ale, na miłość boską! — zawołał z zaciśniętymi zębami. — Przestań sobie wmawiać, że poradzimy sobie z tym sami! Chcesz realnie nieść pomoc, czy po prostu robić za bohaterkę?!

Sekundę po wypowiedzeniu tych słów otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział. Tak jakby przekroczył magiczną granicę, przed którą zachowywał się jak otępiały, a po której przekroczeniu odzyskiwał nagle ostrość umysłu. Ta ostrość niestety dość szybko się zacierała, rozmywała, a w głowie zaczęło mu brzęczeć miliony muszek, zagłuszając jakąkolwiek logikę, która próbowała wedrzeć się myślami. Usiłował więc jakoś wyciszyć to brzęczenie, ale to powodowało tylko nieznośny ucisk w skroniach, uniemożliwiając dalsze wysiłki.

— Przepraszam — wymamrotał cicho, przymykając powieki. Czuł się źle, coraz gorzej. — Chodźmy na spacer. Masz rację. Tu dzieje się coś dziwnego. Muszę ochłonąć. Nawdychać się innego powietrza.

Podmuch zimnego, nocnego powietrza już zaraz po wyjściu z hotelu przyniósł pierwsze efekty. Goro poczuł się trochę tak, jakby coś strzeliło mu w twarz: niby łagodnie, ale na tyle mocno, by choć spróbował się ocknąć. Muszki w głowie nadal brzęczały, ale jakby coraz ciszej. Musiały ustąpić całkowicie, nim wznowi rozmyślanie nad przerwanym tematem, dlatego poprosił Wierę, aby milczeli tak długo, aż Goro poczuje, że jest zdolny do logicznego myślenia.

Tę zdolność nabył bardzo późno, bo jakieś trzy kilometry od hotelu. Czasami zdarzało im się po prostu milczeć w swoim towarzystwie: gdy leżeli razem w łóżku, gdy wychodzili na spacery, gdy oboje byli zmęczeni i czuli, że tylko wzajemna obecność ładowała im baterie. Ale tamte cisze nie były krępujące, ponieważ wynikały naturalnie. Natomiast ta cisza, która towarzyszyła im podczas tej nocnej przechadzki, robiła się coraz cięższa z każdym przebytym metrem, a wszystko przez to, że była wymuszona, narzucona.

Ale w końcu głowa zaczęła puszczać. Tylko odrobinę, bo muszki cały czas brzęczały, ale ciszej, mniej nachalnie. Głowa ćmiła go bólem, tak jakby była czymś przeładowana, ale z tym już musiał sobie sam jakoś poradzić.

— Nie umiem trzymać nerwów na wodzy — stwierdził fakt lekko drżącym głosem. — Nie umiem tego wytłumaczyć, ale cały czas czuję się taki… przyblokowany. Stłamszony. Sam nie wiem, jak to wyjaśnić.

Otępienie zaczęło z niego wypływać dość ostrym, intensywnym strumieniem, porównując to uczucie do zmęczenia po kąpieli. Już prawie wiedział, co mówił i co czuł. Prawie. Bo idealnie nadal nie było.

— Aria i jej bliscy powinni stąd jak najszybciej wyjechać — rozpoczął, nie chcąc rozwodzić się nad mniej istotnymi sprawami — co do tego chyba oboje się zgadzamy. My powinniśmy tu zostać. Do tego miejsca powiódł nas trop chorych demonów i to nie może być przypadek, zwłaszcza że wyraxnie dzieje się tu coś dziwnego. Potrzebujemy pomocy Imrego. I tych ludzi, którzy trzymają tu pieczę nad nadprzyrodzonymi. Ja wiem, że ty i Imre jesteście temu przeciwni — zauważył lekko błagalnym tonem — ale jak inaczej możemy sobie z tym poradzić? Na początek spróbujmy dyskretnie. Przepytajmy tych właścicieli hotelu, sprawdźmy, czy zauważyli coś niepokojącego, czy inni ich goście zachowują się jakoś inaczej. Spróbujmy wybadać, co wiedzą, co możemy im powiedzieć, a czego nie możemy. Powinniśmy też zdobyć informacje o tych rządzących tu rodach. Jak się nazywają, jaką mają realną władzę, czy w ogóle coś robią, bo możliwe, że to tacy rumuńscy Baltimore’owie, którzy po prostu i nic więcej. Sprawdźmy, co możemy się o nich dowiedzieć i po której stronie mogą stać. A wtedy zdecydujmy, co i ile możemy im powiedzieć.

Westchnął ciężko, z niepokojem myśląc o tym, do czego miał przejść w następnej wypowiedzi. Przychodziło mu to z wielkim trudem, ale im lepiej się czuł, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że musiał to powiedzieć.

— A te koszmary… — zaczął niepewnie — sama zdecyduj, co chcesz zrobić. Choć domyślam się odpowiedzi — dodał, uśmiechając się nieco krzywo. — Odpowiedzi Inkarnacji na pewno dużo nam dadzą. A nawet jeśli niedużo, to i tak dużo, bo tak naprawdę mało co wiemy. I to jest najgorsze. Spróbujmy rozpuścić siatki szpiegowskie, spróbujmy zebrać możliwie jak najwięcej informacji z każdej ze stron. Powinniśmy się podzielić zadaniami: ja jedno, ty drugie, Bel trzecie. Tak będzie szybciej i łatwiej. Ale nie możemy — powtórzył z naciskiem, patrząc uważnie na Wierę — działać sami! Nie poradzimy sobie. Kłopot w tym, że nie bardzo wiemy, od kogo możemy tę pomoc otrzymać i komu można zaufać. I właśnie dlatego od tego trzeba zacząć. Co o tym sądzisz?

Czuł się zmęczony, ale przynajmniej to dziwne, duszne poczucie ucisku dość mocno ustąpiło, przez co Goro nie miał wrażenia, jakby był skryty za grubą, szarą mgłą. Rozumiał, odbierał bodźce, przekazywał je. Funkcjonował — czego nie można było o nim powiedzieć jeszcze kilka godzin temu. Miał nadzieję, że Wiera to doceni i wybaczy mu jego dziwaczne zachowanie.

Zwłaszcza że miał poczucie, że to nie był ostatni raz.

1 komentarz:

  1. W poprzednim komentarzu mówiłam, że potrzeba niesienia pomocy przez Wierę bardzo zgrywa mi się z jej backstory. I na początku odpisu ujęłaś to w taki sposób, w jaki ja nie potrafiłam. Konsekwencja z jaką Czaro prowadzi ją, i to, jak dostrzegasz to oczyma Goro - <3. Pięknie.
    [Chociaż zaznaczę, że dla mnie nie wydaje się to być formą licznika, a czysto zadośćuczynienia; po prostu chęci pomocy tak wielu, jak może, w zamian za dawne grzechy, tak jak zresztą podkreśliłaś. :D]

    Goro trochę podkręcający atmosferę swoją wypowiedzią, by zaraz zakończyć ją "nie byłoby zbyt przyjacielskie z twojej strony", PROSZĘ PANAAAAA.
    EXCUSE ME?
    Ja wiem, że nie jest sobą, ALE!!

    "Gorzej, kiedy ten robaczek stanie się upierdliwy i zacznie kąsać", zdaje mi się, że już drapieżnik go widzi, a Xun vs Goro to odzwierciedlenie mnie vs pająka w rogu pokoju. Niby nic mi nie robi, ale może do mnie podejść, a to już mi się nie podoba.

    "Sekundę po wypowiedzeniu tych słów otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział."
    JA TEŻ STARY, JA TEŻ.

    Hm.
    Zastanawiam się, to spacer i świeże powietrze; ochłonięcie dało Goro trochę rześkości umysłu, czy może bycie z dala od Dalii. Hm. Chociaż wydaje mi się, że pewnie ochłonięcie.

    HMMM.

    OdpowiedzUsuń

^