ATHANASIUS
Belial, jak się okazało, okazał się bardzo rozmownym towarzyszem i to, wbrew pozorom, wcale się Athanowi nie podobało. Miał raczej nadzieję, że demon ugnie się pod naporem argumentów i przekonań, jakimi go atakował, nie wyduka nic poza jakimś cienkim pobąkiwaniem pod nosem, a następnie ze wszystkim się zgodzi. Czy Athan wierzył w taki scenariusz? Też niespecjalnie, co nie zmieniało faktu, że naprawdę na to liczył. A jednak Belial postanowił odpowiedzieć na każdy przytoczony zarzut, co momentalnie wzbudziło w wampirze głębokie pokłady irytacji. Jeszcze się odszczekiwał!, myślał rozeźlony, wyraźnie czując, że rozmowa nie przebiegnie tak pomyślnie, jak by tego chciał. Jednocześnie Athan wiedział, że musiał w tym uczestniczyć — więc skoro demon chciał pogawędki, to będzie ją miał.
— Żyjesz tyle czasu — odezwał się, znowu tylko pozornie spokojnym, opanowanym i zaciekawionym tonem. Nietrudno jednak było wyczuć w tym wszystkim kilogramy ironii. — I naprawdę, przez te wszystkie lata, nie trafiła się żadna kobieta, która by ci zawróciła w głowie? Której byś pożądał, ale nie tylko czysto seksualnie? Z którą chciałbyś spędzić choć ułamek swojego wiecznego życia? Czyżbyś przez ten czas był aseksualny? A może tylko tak twierdzisz? Może coś ukrywasz?
Z banalną łatwością wyobraził sobie, jak Belial tuszował kolejne morderstwa, zdrady i oszustwa, jak łatwo pozbywał się każdej kolejnej partnerki, która go nudziła. Wiedział, jak to działało, bo sam przecież niegdyś tak robił. Dlaczego Belial miałby być inny? Zwłaszcza że był potężną postacią, potrafił tak wiele i żył wiecznie. Athan nie wierzył — i zapewne nigdy nie uwierzy — że Belial ani razu tego nie wykorzystał.
— Nie wierzę, że Gudrun jest pierwszą — syknął, odkrywając na moment swoje emocje — i radzę ci zaraz zmienić swoje zeznania i przyznać, że wcześniej były jakieś inne! Uwierz mi: myśl, że to moje dziecko będzie u ciebie robić za królika doświadczalnego, ani trochę mnie nie pociesza!
Niespodziewanie zaczął się zastanawiać, czy umiejętność wykrywania kłamstw działała też na demony. Wprawdzie te stwory niby nie potrafiły kłamać — albo po prostu się tego brzydziły, lecz Athan nie pamiętał — ale czy gdyby jednak się na to porwały, wampir zdołałby to wyczuć? Obawiał się, że nie, co jeszcze bardziej go frustrowało.
Najgorsze jednak nastało w momencie, w którym demon jak gdyby nigdy nic nazwał życie jego córki “anomalią”. I choć Athan wiedział, w jakim sensie użył tego słowa, to sam fakt, jak swobodnie i lekko mówił o śmierci jego dziecka, wprawiła go najpierw w osłupienie, a potem w mrożącą krew w żyłach wściekłość.
— STOP! — krzyknął wściekle, aż na moment zamykając oczy. Zęby miał tak boleśnie zaciśnięte, że poczuł lekki ból szczęki. Mimo to, dopiero po chwili zdecydował się odetchnąć, choć emocje nadal nie minęły. — Chcesz dołączyć do tej rodziny? — Te słowa, tak sprzeczne z jego wolą i przekonaniem, niemal paliły mu wargi. — Więc poznaj pierwszą zasadę: w tym domu nie mówi się o tym, co się kiedyś wydarzyło Gudrun. Rozumiesz?! Nie przy mnie.
Ten szczeniak mówił o śmierci Gudrun jak o zdechłym psie! Ot, był kiedyś, fajnie było go czasem pogłaskać, ale potem padł — i koniec historii. O śmierci kogoś, kogo rzekomo darzył takim uczuciem, też mówił tak, jakby to nic nie znaczyło, jakby nie robiło żadnej różnicy. Bel nie wiedział o jej istnieniu, gdy on przeżywał żałobę po utracie córki, dlatego może to nie była dla niego kwestia tabu. Dla Athana była, dlatego każdy w Blickling wiedział, by nawet nie ważyć się odzywać na ten temat w jego obecności.
A już na pewno nie tak swobodnym tonem!
— Wbrew temu, co ci się może wydawać — wydyszał — dla mnie śmierć mojego dziecka była dość traumatycznym przeżyciem. Więc milcz! A Arii — warknął — nawet nie próbuj do tego mieszać!
Bo i on, musiał przyznać, nie miał pojęcia, dlaczego jego żona cały czas się przyjaźniła z tymi draniami. Mimo tych wszystkich krzywd! Ale Athan wiedział, że to temat rzeka i nie chciał go znowu rozgrzebywać, by na nowo się rozzłościć i sprowokować między nimi kłótnię. O to i bez tego było bardzo łatwo.
Mówiąc następnie, że nie był w stanie jej ochronić, demon znowu go obraził. Może nie takie były jego intencje, może logika potwierdzała jego słowa, ale nie było większej ujmy dla ojca niż podkreślenie, że nie był w stanie zadbać o bezpieczeństwo własnego dziecka. Lecz, czy właśnie nie spełniała się ta groźba, ta obawa? Czyż właśnie nie czuł bezsilności na myśl, że Gudrun tak czy inaczej zwiąże się z tym demonem, a on będzie musiał na to tylko patrzeć? Ta myśl była przytłaczająca i uwłaczająca.
— Z nikim nie jest tak bezpieczna jak z tobą — powtórzył pustym głosem, wpatrując się w Beliala niczym w śmierdzącego, zmiażdżonego butem karalucha. — Tak samo jak z nikim nie będzie aż tak zagrożona. Przecież jesteś w stanie ją zabić w ciągu sekundy — zauważył nienaturalnie swobodnym tonem. Nawet mimo tego, że po każdym słowie czuł, jak coś zaciska mu się na gardle. — Wystarczy, że cię trochę bardziej zdenerwuje. Że się pokłócicie. Dobrze przecież wiesz, jak narwana jest Gudrun. A ty jesteś jeszcze gorszy. Takie temperamenty? A co się stanie, gdy się ze sobą zetrą? Jedną twoją myślą jesteś w stanie zrobić jej krzywdę. Więc czy Gudrun jest przy tobie najniebezpieczniejsza? Skrajność, demonie — wysyczał — nigdy nie jest najlepszą z opcji. — A tak się składa, że o ile ty siedziałeś w mojej głowie — dodał wściekle — tak i ja, wbrew sobie, siedziałem w twojej. Myślisz, że nie wiesz, do czego jesteś zdolny?! — krzyknął. — I JA MAM ODDAĆ MOJE DZIECKO KOMUŚ TAKIEMU?!
Jeszcze przed tą rozmową, dopiero po jej zaplanowaniu, Athan miał cień podejrzeń, że może to spotkanie nie przebiegnie aż tak źle. Obaj przecież wiedzieli, na czym stali: Belial nie odpuści, bo i Gudrun na to nie pozwoli, a Athan powścieka się po swojemu i wreszcie dojdą do cienkiej, postrzępionej nici porozumienia. Niestety, ta pogawędka zmierzała w najgorszym możliwym kierunku i nic nie zapowiadało poprawy sytuacji.
Zwłaszcza że Belial nagle wstał i do niego podszedł. Wyrósł przed nim jak wielka, rzucająca cień góra i choć Athan bardzo tego chciał, nie umiał uruchomić w sobie całego gniewu, który zwykle czuł na jego widok, bo znów pierwsze skrzypce zaczęło grać coś innego: strach. Kiedy tak stał przy nim i wpatrywał się w niego swoimi czarnymi oczami, Athan nie myślał o niczym innym jak o zagrożeniu. Czuł, że znalazł się w niebezpieczeństwie, że znów nie będzie w stanie nic zrobić, że znów był jak spanikowane zwierzę złapane we wnyki. To przeklęte, zawstydzające przerażenie znowu go sparaliżowało, bo Athan zamiast zareagować, wciąż siedział w fotelu, wciąż nie mógł się ruszyć, nerwowo czekając na kolejny ruch tego, którego tak się bał.
To dziwne otępienie minęło dopiero w momencie, w którym Belial złapał go za ramię. Obudzony tym niespodziewanym ruchem, momentalnie próbował się wyrwać, ale uścisk demona był silny, choć mimo wszystko dość delikatny. Już chciał się odezwać, już chciał krzyknąć, by zostawił go w spokoju, ale dziwne pieczenie, które rozgrzewało go od środka wewnątrz każdej, najmniejszej komórki ciała, znowu tak mocno go zaskoczyło, że zaniemówił. Nie milczał natomiast Belial, który ciągle coś do niego mówił, ale Athan niczego nie rejestrował. Wszystko przez to, że to tajemnicze pieczenie zdawało się zaatakować także jego myśli; w głowie i przed oczyma na ułamek sekundy zobaczył jaskrawe pyłki, niczym maleńkie, wybuchające gwiazdki w kolorach czerwieni, pomarańczu i złota. Te małe fajerwerki zdawały się tańczyć w nim całe godziny, choć słabymi resztkami świadomości Athan wiedział, że minęła tylko chwila, że to wrażenie było bardzo krótkie. Ale Athanasius, zupełnie wbrew sobie, zaczął pławić się w tym odczuciu. Jego wszystkie myśli dziwnie zmętniały, zdawały się topnieć i zbić w gęstą, lejącą się, niekształtną masę. Ale te gwiazdki wciąż piekły, wciąż błyszczały, wciąż go ogrzewały i rozświetlały.
Gdy zaczęły znikać, Athan poczuł wręcz żal, że będzie musiał się z nimi rozstać. Nie miał pojęcia, co to było, ale nie chciał się nawet nad tym zastanawiać. Wraz z przypływającą świadomością czuł, jak i pieczenie ustaje, pozostawiając po sobie przytulne, relaksujące ciepło. Athan czuł się jakoś inaczej, ale jeszcze nie umiał stwierdzić, co się zmieniło. To, że się nagle tak uspokoił? Nie, było coś jeszcze, przykryte pod tą milutką kołderką spokoju.
Na szczęście przytomność wróciła równie szybko, a to za sprawą wciąż wiszącego nad nim demona. Błyskawicznie poczuł, jak wraca do siebie, jak zalewa go doskonale znajome, niemal zawsze mu towarzyszące uczucie gniewu. Z dużym opóźnieniem, ale wreszcie od niego odskoczył, zrywając się z fotela na równe nogi.
— NIGDY WIĘCEJ — ryknął — NIE WAŻ SIĘ MNIE TKNĄĆ!
Co to w ogóle miało być?! Tak po prostu podszedł do niego i coś mu wyczarował? Belial cały czas coś gadał, ale przez to otępienie Athan niemal nic nie pamiętał i nie potrafił sobie tego wszystkiego poukładać. Pamiętał tylko strzępy, jakieś pojedyncze słowa, coś o strachu.
— To ma być ta pokojowa rozmowa?! — pytał ze wciąż podniesionym głosem. — To ma być twoje pojednanie?! Atakowanie mnie bez ostrzeżenia?! Nigdy — wysyczał — nie zaakceptuję cię jako partnera mojej córki! Nigdy ci nie zaufam! I jedyne, o co będę się modlił, to by kiedyś przejrzała na oczy i sama podjęła decyzję o tym, by zostawić ten związek za sobą i nigdy więcej się za tobą nie oglądać!
Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział. Nie planował aż tak uzewnętrzniać swoich emocji i nienawiści do tego drania, ale zupełnie nagle poczuł, że nie ma już żadnych hamulców, że nic go nie powstrzymuje, a ten demon zasługuje tylko na pogardę. I choć wiedział, że życzenie rozpadu związku córki nie brzmiało najlepiej, właśnie dlatego podkreślił życzenie, by to ona z nim zerwała: w tym scenariuszu najmniej by cierpiała.
Wściekł się jeszcze bardziej, gdy Bel zasugerował, że to Gudrun owinęła go sobie wokół palca. To wszystko były brednie mające na celu udobruchanie go i wyjaśnienie, że to jego dziecko było głową tego związku. Athan ani trochę w to nie wierzył, ale uznał, że nie ma sensu tego tłumaczyć, bo ten drań zapewne i tak będzie stał na swoim.
— Znam demony? — zakpił. — O tak, dzięki tobie poznałem je nawet bardzo dobrze! DUŻO LEPIEJ niż bym chciał! — krzyknął wściekle. — Mam gdzieś wasze przysięgi, wasze obietnice! Nie ufam im, nie wierzę w nie! Nie wierzę, byś zapewnił bezpieczeństwo mojej córce, byś był w stanie zapewnić jej dom i wsparcie! Nie wierzę, byś był dla niej odpowiedni i NIE WIERZĘ — podkreślił podniesionym głosem — by twoje obietnice były cokolwiek warte! Jesteś obrzydliwym robalem — wysyczał z obrzydzeniem — który tylko żeruje na tej rodzinie! Nie wiem, jaki masz interes — dodał z groźbą wybrzmiewającą w jego głosie — ale się dowiem. I teraz to ja ci coś obiecuję: masz moje słowo, że nie pozwolę się tej pladze rozprzestrzenić. Nie pozwolę, byś się tu panoszył. Związku z Gudrun zabronić ci nie mogę — przyznał i aż go jeszcze mocniej rozpalił żar gniewu — bo nie chcę ani nawet nie mogę czegokolwiek jej rozkazywać albo zabraniać. Ale będę patrzył ci na ręce. Bo nie ma żadnego powodu, bym ci ufał. A ty nie masz żadnego argumentu — poza twoimi pustymi słówkami — bym ci uwierzył.
Był z siebie niespodziewanie dumny, bo nie sądził, że będzie w stanie powiedzieć tego wszystkiego Belialowi. Zwykle coś go hamowało, zwykle była w nim jakaś blokada, ale dziś potrafił ją zignorować. Tym samym uległ awarii jego instynkt samozachowawczy, bo mówienie takich rzeczy demonowi, który był śmiertelnie niebezpieczny, nie było najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Ale musiał wiedzieć, co o nim myślał. I musiał wiedzieć, że nawet jeśli kiedykolwiek zacznie tolerować ten związek, to nigdy nie zaakceptuje jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz