ARIA
4 grudnia 1826 roku
Była
podekscytowana, gdy jej Stwórca powiedział o nagrodzie i nie mogła tego ukryć.
Oczy od razu się jej zaświeciły i gdyby nie to, że Athanasius był tuż obok
niej, to pewnie zaczęłaby podskakiwać i piszczeć. Z jakiegoś powodu chciała być
przy nim nieco mniej dziecinna, chciała pokazać, iż potrafi zachowywać się jak
przystało na kobietę i powściągnąć swoje emocje. Przychodziło jej to z trudem,
gdyż więcej w niej było jeszcze dziecka niżeli kobiety. Choroba sprawiła, że
wiele w życiu ją ominęło, choćby za mąż pójście. Panienki w jej wieku miały już
partnera i dzieci, ona zaś przykuta była do szpitalnego łóżka, a jedyne romanse
które przeżywała, to te w książkach. Czytała je nie raz z wypiekami na twarzy
wyobrażając sobie, że jest bohaterką powieści, a przystojny pielęgniarz Ron
zabiega o jej względy, a później porywa i razem uciekają gdzieś w ciepłe kraje.
Chciała już kogoś mieć, móc zwierzyć się bliskiej osobie i przytulić do niej,
gdy miała zły humor. Pragnęła czuć ciepło drugiej osoby, która byłaby dla niej
całym światem. Dobrze pamiętała dzień, gdy pan Tismaneanu przekroczył próg jej
pokoju. To była dziwna chwila, jakby od razu wyczuła, że nie był zwykłym człowiekiem. Była pewna, że jest aniołem. Jego piękne, dostojne oblicze onieśmielało
ją, ale zarazem sprawiało, że od razu mu zaufała. Nigdy wcześniej nie czuła
czegoś takiego w stosunku do innych lekarzy. Athanasius był wyjątkowy, było w
nim coś niebezpiecznego i jednocześnie pozytywnego.
Kiedy ją
odprawił, od razu pobiegła do kuchni i zaczęła opowiadać kucharce Julii o
przebiegu lekcji. Kobiecina była w podeszłym wieku i robiła najlepsze na
świecie ciasto czekoladowe. Aria uwielbiała słodycze, a gdy chorowała nie mogła
jeść ich zbyt wiele ze względu na to, iż często miała problem z oddychaniem i
krwioplucia. Teraz, jako wampirzycę mogła jeść wszystko na co tylko miała
ochotę, a najlepsze było to iż jej przemiana materii była o wiele szybsza niż u
człowieka, dlatego nie przybierała na wadze.
W holu pojawiła
się przyodziana w gruby kożuchu, który krępował jej ruchy i puchatą, białą
czapę. Miała też rękawiczki i ocieplane trzewiki. Wyglądała komicznie i nie
była pewna, czy wampir nie zrobił tego specjalnie. Służka zgodnie z poleceniem
Athanasiusa przygotowała jej ciepłą odzież wierzchnią, by nie wyróżniała się z
tłumu i nie przykuwała niepotrzebnie uwagi. Mężczyzna miał na sobie idealnie
skrojony płaszcz, który podkreślał rzeźbę jego ciała. Eleganckie buty były tak
dokładnie i starannie wypastowane, że można się było w nich przejrzeć.
Zapamiętała każdą zasadę, którą wampir jej dyktował i
zamierzała się ich trzymać, głównie ze względu na to, iż liczyła, że zauważy
gdzieś wśród ludzi brata lub rodziców. Bardzo za nimi tęskniła i chciała
popatrzeć na nich choćby z daleka, przez krótką chwilę. Coś uwierało ją w sercu
i sprawiało, iż nie potrafiła w pełni skupić się na naukach swego Stwórcy, choć
bardzo się starała. Zamierzała mu o tym powiedzieć, chcąc być z nim szczera.
Może jej zmącony umysł był powodem tego, iż nie do końca zaakceptowała jeszcze
fakt bycia nieśmiertelną.
Gdy dotarli na
wzgórze, a niebo rozświetlił pokaż fajerwerków, Aria poczuła się, jak w bajce.
Nigdy nie widziała czegoś takiego. Jakby gwiazdy eksplodowały. Przeszkadzał jej
jedynie ten straszliwy hałas, któremu towarzyszyły okrzyki ludzi. Do tego Athan
zaczął opowiadać miejską legendę, która z każdą chwilą podobała się dziewczynie
coraz mniej. Spojrzała na mężczyznę ze zmarszczonymi brwiami, powracając zaraz
wzrokiem do bawiących się w dole ludzi. Wykrzywiła się z obrzydzenie, gdy
pojęła sens całej opowieści.
— To okropne!
Patricia im pomagała, a gdy ona potrzebowała pomocy, to się od niej odwrócili.
Głupi egoiści — stwierdziła wyraźnie poruszona tym, co usłyszała od Athana.
— Celebrują dzień
jej śmierci, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia — dodała, ściągając ze złością
czapkę z głowy i odpinając kożuch jednym szarpnięciem. Była wściekła, że ludzie
potrafili tylko krzywdzić się wzajemnie, a gdy trzeba było wyciągnąć pomocną
dłoń, to zamykali drzwi przed nosem. To przez nich Patricia zamarzła, to przez
nich umarła i nie mogła wrócić do brata. Aria zrobiłaby dla swojego wszystko,
również oddałaby życie więc zupełnie nie zaskoczyła ją postawa dziewczyny. Nie
mogła jednak uwierzyć, że osoby którym pomagała z dobroci serca w chwili, gdy
potrzebowała ich najbardziej, pokazali swą prawdziwą twarz. Sąsiedzi zza między
skazali małego chłopca na samotną tułaczkę, a Patricię na straszliwą śmierć.
— Nie chce tam
iść. Czuję się dość niepewnie i boję się, że stracę nad sobą panowanie. Poza tym jestem zła. Wściekła. Przepraszam,
chciałeś... Chciał pan spędzić miły wieczór, a ja wszystko zepsułam. —
spojrzałam ponownego na Athana, posyłając mu przepraszający uśmiech. Nie miała
ochoty zbliżać się do ludzi i patrzeć na ich roześmiane, rumiane twarze. Z
czego się cieszyli? Nie mogła pojąć całej ich radości. Zrozumieć tego, że
poświęcili niewinną dziewczynę, bo nie chcieli stracić swoich kosztowności,
które w obliczu takiej tragedii traciły całą swą wartość.
— Możemy tutaj
posiedzieć jeszcze chwilę? Chciałabym o czymś panu powiedzieć — zaczęła
niepewnie, spuszczając nieco głowę. Zamilkła na dłuższą chwilę, aby zebrać
myśli i zastanowić się od czego powinna zacząć i jak obrać w słowa to, co
chciała mu przekazać.
— Od jakiegoś
czasu nie mogę się skupić. Niepokoi mnie pewna myśl. Może w szpitalu był ktoś
inny, kto bardziej zasługiwał na dar nieśmiertelności. Kim ja właściwie jestem?
Nikim. Czym mogę zasłużyć się dla świata i jak odwdzięczyć się za to wszystko.
Dostałam drugą szansę, ale czy na nią zasługiwałam? Nie chce sprawić panu
zawodu, ale mam wątpliwość. Boję się, że nie jestem dość dobra, by nazywać się
pana Stworzoną — wymamrotała, ocierając pospiesznie mokrą od łez twarz. Aria po
raz pierwszy otworzyła się przed kimś na tyle, by można było zauważyć jej zapłakane
oblicze. Nigdy przy nikim nie płakała. Nie chciała martwić rodziców i brata,
nie chciała by się nad nią litowano z powodu choroby. A teraz siedziała obok
Athanasiusa Tismaneanu i wyła niczym kojot do księżyca w bezchmurną noc.
— Przepraszam!
Nie miałam na myśli nic złego! Jestem wdzięczna, że mnie pan przemienił i nie
próbuje kwestionować pana decyzji. Po prostu czuję, że mnie to przytłacza. Ten
dom, służba, drogie ubrania i prywatni nauczyciele. Pół życia spędziłam w pokoju
mniejszym niż schowek na miotły w Blickling, a nagle mam do dyspozycji własną
łazienkę, sypialnie i bibliotekę. Teraz zmieniam suknie co najmniej dwa razy
dziennie, a wcześniej miałam tylko dwie na cały rok. Nie chciałabym, aby źle
mnie pan zrozumiał — dopiero teraz na niego spojrzała, pociągając nosem. Był
wyraźnie zszokowany tym, czego właśnie się dowiedział. Nie domyślił się, że
Aria miała aż takie wątpliwości? Nie spodziewał się, iż tak bardzo ceni jego
osobę? Była pewna siebie, przebojowa i nieustępliwa, ale nigdy nie uważała, że
jest pępkiem świata. Nie postrzegała się jako lepszą od innych, dlatego teraz
zastanawiała się, czy była odpowiednią Stworzoną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz