ROZDZIAŁ 259

 GUDRUN

Spotkanie z Arią przebiegło jednocześnie dobrze i niedobrze. Niedobrze, bo nie zgodziła się na tę propozycję, co zresztą Gudrun w kościach przeczuwała. Już z opowieści ojca słyszała, że Aria to kobieta pewna siebie i, co ważniejsze, nieustępliwa, więc przekonanie jej do czegokolwiek nie było takie łatwe. I choć bolało ją wiele rzeczy, które Aria powiedziała — zwłaszcza dotyczące związku z Athanem — tak Gudrun musiała to zrozumieć, spuścić wzrok i przytaknąć. Może i powinna się spierać, dyskutować, protestować i próbować ją przekonać, ale czuła, że to i tak nic nie da, a ona, z szacunku dla Arii, powinna odpuścić. Ale z drugiej strony — co powinna teraz zrobić? Przyjechała tutaj z konkretną misją, z której wyszło fiasko. Aria wprost jej powiedziała, że nie zamierza wracać do Blickling, co wróżyło jak najgorzej.

Mimo to Gudrun musiała przyznać, że to spotkanie przyniosło pewne pozytywy. Po raz pierwszy bowiem poczuła, że Aria nie traktowała jej jak swojego wroga. Czysto teoretycznie — nie miała ku temu powodu, ale Gudrun wiedziała swoje i miała własne obawy. Tymczasem Vasco zdawała się ją rozumieć, o nic jej nie oskarżała, wyraziła chęć poznania jej bliżej — a nawet zaprosiła na lody, co okazało się znakomitym pomysłem. Dzięki temu Gudrun jeszcze chwilę tam zabawiła i już myślała, że wyjedzie z Londynu w możliwie dobrym nastroju…

…ale wtedy właśnie w oczy Gudrun rzucił się bukiet kwiatów. Aria szybko przechwyciła to spojrzenie i wyjaśniła, że to prezent od podkochującego się w niej stażysty. Młoda wampirzyca poczuła się tak, jakby Aria tym wyznaniem strzeliła jej w policzek; ba!, jakby sama została zdradzona. Ale nie mogła nikogo winić za wysłanie kilku róż, dlatego przemilczała ten podarek, usilnie chcąc zmienić temat.

Przynajmniej wiedziała, że jej misja się jeszcze nie skończyła, a ona musiała poważnie — choć raczej subtelnie — porozmawiać z ojcem.

Może dlatego jednocześnie cieszyła się i żałowała, gdy opuszczała rezydencję Cavendishów. Żałowała, że zostawiła Isha na tak długo i podejrzewała, że jak wsiądzie do samochodu, zastanie jego naburmuszoną minę. Nie pomyliła się, ale jak zalała go przeprosinami, dość szybko mu przeszło. Tym bardziej, że i jego interesował przebieg rozmowy, toteż Gudrun o wszystkim mu opowiedziała, nie wyłączając z tego bukietu róż.

— Stażysta, hę? — mruknął powątpiewającym tonem Ish, ani na moment nie odrywając wzroku od drogi. — A może to ten cały Belial, co?

— Ten demon, który mnie ożywił?

— Nie, to był Goro. Belial to ten drugi.

— Ach. A czemu on? — spytała z zainteresowaniem.

Ishmael obrzucił ją najpierw ponurym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi, jakby chciał ustalić, czy może Gudrun z niego nie żartowała. Gdy już uznał, że jednak nie, westchnął ciężko, jeszcze bardziej pochmurniejąc.

— No przecież o to poszło, nie? — burknął. — Nie pamiętasz? Przecież przy tym byłaś. Jak Athan sobie poszedł gdzieś, czy na fajkę czy po coś, już nie pamiętam, to Aria się wsypała, że była na małej randce z tym całym Belialem…

— Randce?

— No randce — powtórzył lekko niecierpliwie. — Spotkali się we dwoje w jakiejś kawiarence, no to jak to inaczej nazwiesz?

Gudrun wzruszyła ramionami, nie czując się w mocy, by odpowiedzieć na to pytanie.

— Dla mnie to wyglądało jak randka — kontynuował stanowczym tonem — więc... ech, cholera — mruknął, tym razem ciszej i już nie tak pewnie — powiedziałem Athanowi o tym... no, o tym. No i się wściekł. Ale to chyba nic dziwnego, nie?!

Ishmael spojrzał na Gudrun, szukając w jej oczach zrozumienia. Ona zaś sama nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Nie miała Drawsonowi za złe tego, co zrobił, choć rzeczywiście wyglądało na to, że dołożył swoją cegiełkę do tego konfliktu. Jednak Gudrun była ostatnią, która mogła kogokolwiek o cokolwiek oskarżać, dlatego milczała, czekając, aż Ish będzie kontynuował.

— No nic dziwnego! — zakrzyknął niemal z oburzeniem, nie doczekawszy się od Gudrun oczekiwanej zgody. — Dziewczyna mojego przyjaciela spotkała się potajemnie z gościem, którego on nienawidzi najbardziej w świecie. I to w restauracji. Jestem po prostu lojalny! Musiałem mu powiedzieć, inaczej bym się udusił.

— Ale czy nie powiedziałeś, że czujesz się winny?

Ishmael westchnął ciężko, najwyraźniej zmęczony dalszymi próbowani wytłumaczenia Gudrun – i sobie samemu – że był niewinny. Nagle jednak jakby jakaś nowa energia w niego wstąpiła, bo wyprostował się w fotelu i aż kierownicę mocniej chwycił.

— Ale słuchaj — zaczął, zerkając to na nią, to na drogę — no a jak ty byś to widziała? Jakby to ciebie spotkało? Wyobraź sobie teraz, że twój chłopak...

— Zwykle spotykam się z dziewczynami — uzupełniła uprzejmie. — To znaczy spotykałam... te prawie czterdzieści lat temu...

Niespodziewanie aż tak długa przerwa w randkowaniu mocno Gudrun zdziwiła i zaniepokoiła – ale i zmotywowała, by jak najszybciej to zmienić. Jehanne pokazywała jej nawet, że da się znaleźć partnera przez ten cały internet, więc może i ona spróbuje. Niegdyś Gudrun-singielka była rzadkim zjawiskiem: dzięki swemu wrodzonemu urokowi – albo czymś, co miało nim być – dość łatwo zjednywała sobie ludzi, a w tym swoje sympatie. Albo zupełnie ich do siebie zrażała, lecz to już swoją drogą.

Z zamyślenia wyrwała ją nienaturalna cisza. Jak dotąd Ish całkiem sporo mówił, więc gdy Gudrun ocknęła się i na niego spojrzała, zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co przegapiła. Drawson bowiem wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, już tylko co jakiś czas zerkając przed siebie na drogę.

— Lepiej uważaj — mruknęła, wskazując na przednią szybę — bo nas do rowu wpa...

— Jesteś lesbijką?!

To oburzenie Isha połączone z niedowierzaniem wpierw wkurzyło Gudrun, ale ostatecznie jeszcze bardziej rozbawiło. Z trudem powstrzymała się od chichotu, ale nie chciała się jeszcze zdradzać – skoro Drawson poruszył ten temat, zamierzała się z nim trochę podrażnić.

— A co?! — odparowała buntowniczo. — Coś ci w tym przeszkadza?!

Ish zmieszał się nieco, nie wiedząc, gdzie oczy podziać. Najwyraźniej był w głębokim szoku i zupełnie się tego nie spodziewał. Gudrun nieco to dziwiło – sądziła, że ojciec może komuś o tym wspomniał, zwłaszcza że Athan doskonale wiedział o jej preferencjach względem romansów i nie miał z tym nigdy najmniejszego problemu. Najwyraźniej ten fakt o Gudrun gdzieś Ishmaelowi umknął.

— No, słucham! — krzyknęła władczym tonem. Ish aż drgnął wystraszony, a Gudrun musiała włożyć wiele wysiłku, by stłumić cisnący się jej na usta śmiech.  

— Mmmm... — mruczał niepewnie — nie... ale...

— Ale?

Gudrun znalazła niesamowitą przyjemność w tego rodzaju torturowaniu Isha. W zasadzie nawet nie wiedziała, dlaczego to robiła, skoro naprawdę bardzo polubiła Drawsona. Ale jeśli miał coś przeciwko homoseksualistom, musiał dostać chociaż pstryczek w nos.

— ALE?! — poganiała, coraz bardziej ciekawa odpowiedzi.

— Ale to nienaturalne!

Tym razem nie udało jej się stłumić chichotu, więc buchnęła krótkim śmiechem, nie dając rady zachować swojej udawanej powagi. Podobna nietolerancja była czymś, z czym Gudrun — jako osoba nigdy niekryjąca się ze swoją orientacją — była doskonale obeznana. Dzięki temu podobne zdziwienia i oburzenia nie robiły na niej żadnego wrażenia. Ale pokłócić się lubiła i teraz też nie zamierzała odpuścić takiej okazji.

— Co jest niby nienaturalne? — odparowała, spoglądając na Isha srogo. — Miłość jest według ciebie nienaturalna?

— Miłość nie. Ale na samej miłości świat nie jedzie. I tak natura się ustawiła, żeby pozwolić na przetrwanie gatunku. Mam ci wytłumaczyć, jak to działa?

— Nie, dzięki — odparła z niesmakiem. — Ale do czego ty zmierzasz?

— Do tego, że naturalny porządek świata to kobieta i mężczyzna!

Gudrun prychnęła, uznając to za wystarczającą odpowiedź.

— Ale my nadal jesteśmy mniejszością! — odparła wojowniczo. — No to jak na pięć par jedna trafi się jendopłciowa, to chyba tragedii nie ma, nie?

Ish wzruszył ramionami, najwyraźniej ani nie przekonany, ani nie upierający się przy swoim.

— Dobra — ucięła, unosząc lekko dłonie. — Żeby cię uspokoić dodam, że mi jest płeć obojętna! Może być baba, może być facet, przerabiałam oba warianty.

Ish zastanawiał się przez chwilę nad tym, co usłyszał, po czym westchnął ze zrezygnowaniem, wzruszył obojętnie ramionami, po czym całkowicie skupił się na drodze. Przez dłuższy czas milczał, więc Gudrun pomyślała, że temat został definitywnie zakończony.

Ale niekoniecznie.

— Mniejsza — skwitował cicho. — I tak lepsza lesbijka niż gej.

— SŁUCHAM?! — wrzasnęła, tym razem na poważnie zdenerwowana tym, co usłyszała.

— Nieważne! — odkrzyknął Ish, nagle czymś zirytowany. — Czy my możemy…

— Ty jesteś homofobem! — zarzuciła mu Gudrun, wyraźnie oburzona.

— Wielbicielem naturalnego porządku — poprawił uprzejmie. — NIEWAŻNE! Czy my możemy wreszcie wrócić do meritum, zamiast dyskutować o tym, kogo sobie do łóżka ściągasz? Póki ci pod kołdrę nie zaglądam, nic mnie to nie obchodzi!

— Poczułam się zmolestowana tym zdaniem.

— Gudrun, cholera! Czy my mo…

— Dobra, okej, przepraszam!

Ish pokiwał z irytacją głową, ale zaraz uśmiechnął się z łagodnym rozbawieniem. Gudrun wiedziała, że Drawson ją polubił, więc i tak się na niego nie pogniewa. A i ona zapałała do niego sympatią, nawet jeśli był homofobicznym, podłym chamem.

No więc — podkreślił, odchrząknąwszy lekko, coby mu się lepiej mówiło. — Wyobraź sobie, że masz sobie tam kogoś i ten ktoś w tajemnicy przed tobą spotyka się z kimś innym. Nie byłabyś zła? Tak po prostu byś sobie pomyślała, że „eee tam, pewnie przypadkiem się spotkali i to nic takiego”?

— Raczej nie — przyznała ponuro.

— Pewnie, że nie — burknął Ish, najwyraźniej przekonany o swojej racji. — Wkurzyłabyś się, poczułabyś się zdradzona i oszukana. A jakby tak jakaś twoja koleżanka ich przyłapała i ci o tym doniosła, to na kogo byłabyś zła? Na nią czy na niego? W sensie — poprawił się, przypominając sobie o ich niedawnej rozmowie — na koleżankę czy drugą połówkę?

— Wiem, do czego zmierzasz — mruknęła, sama nie wiedząc, co o tym myśleć. — Rozumiem twój punkt widzenia i ja chyba też bym tak zrobiła… ale…

— Ja wiem, Gudrun, że „ale” — przerwał jej głośno Ish, by już po chwili mocno spochmurnieć. — Cały problem w tym cholernym „ale”. Bo nie sądziłem — dodał zbolałym tonem — że to aż tak między nimi popsuje. Chociaż, z drugiej strony… Nawet jakby Aria przyznała się do tego Athanowi, że to nic takiego, że to zwykła kawka czy coś, to pewnie by jej uwierzył i jakoś się uspokoił. Żeby tylko chodziło o kogoś innego! Ale Belial…

— Właściwie to dlaczego ojciec tak go nienawidzi? — spytała, widząc w tym szansę na zarzucenie haczyka. — Mam wrażenie, że wszyscy o tym wiedzą, tylko nie ja.

Tak jak przypuszczała, Ish wyraźnie się zmieszał, co oznaczało, że dotknęła bardzo delikatnego tematu. To zaś jeszcze bardziej podsycało w niej ciekawość i zachęciło do odkrycia tej małej tajemnicy za wszelką cenę. Tym bardziej, że wyciąganie prawdy od Drawsona nie zapowiadało się najprościej: jej towarzysz momentalnie spochmurniał, uparcie unikając jej wzroku. Przez dłuższą chwilę milczał, jakby się nad czymś zastanawiając.

— Jeśli Athan ci o tym nie powiedział — odezwał się w końcu, nie odrywając wzroku od drogi — to ja tym bardziej nie mogę powiedzieć.

— No ale Ish, proszę…

— Uwierz mi, Gudrun — rzekł, nagle bardzo poważniejąc — nie chcesz wiedzieć. Ja też bym tak wolał.

Drawson zrobił taką minę, że nie było mowy o tym, aby cokolwiek z niego wyciągnąć. Gudrun nie chciała przeciągać struny, dlatego zrezygnowała z wywiadu, ale to wcale nie popsuło jej humoru, a wręcz przeciwnie: teraz uznawała to małe zadanie za swego rodzaju wyzwanie. I była pewna, że prędzej czy później – ale raczej prędzej – dobierze się do prawdy.

— Za co ty tak właściwie tak Arii nie cierpisz?

Ish zerknął na nią przelotnie, jakby zaskoczony tym pytaniem.

— No weź — zaśmiała się Gudrun — w ogóle tego nie ukrywasz!

— Nawet się nie staram — odparował. Po tych słowach zamilkł na moment, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią, która bardzo wampirzycę ciekawiła. — Nie pasuje mi do niego. Poza tym sądzę, że ona go unieszczęśliwia. W sensie… — Ishmael zastanowił się na moment. — Ja wiem, że on ją kocha i jak są razem, to jest miło, ale… Ale zobacz — podjął żywiej — co się z nim dzieje, jak ona zniknęła! I to tuż po twoim powrocie. Nawet nie pozwoliła mu się dobrze nacieszyć twoją obecnością, bo już narobiła mu krzywdy. Sama widzisz — dodał markotniej — jaki on jest podłamany. Nawet z tobą nie ma siły spędzać tyle czasu co wcześniej, chociaż na pewno by chciał. Ona ma na niego fatalny wpływ — zawyrokował gniewnie. — Od początku tak było, a przynajmniej, odkąd ja ją znam. Czyli tak mniej więcej od pogrzebu.

Gudrun zastanowiła się nad tym, co usłyszała i niespodziewanie poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Znowu w rozmowie o kłótni ojca i Arii padało jej imię, co było kolejnym dowodem na to, że ona sama była jednym z powodów tego sporu. To potwornie ją bolało i o ile rozmowa z Arią nieco ją uspokoiła, tak teraz wszystkie obawy wróciły, silne i pewne tak jak poprzednio.

— Wiem — szepnęła, czując, jak pieką ją kąciki oczu. — Pokłócili się też przeze mnie. Bo ojciec spędzał ze mną więcej czasu niż z Arią…

— Widzisz? — zakrzyknął od razu Ish. — Kto normalny gniewa się o takie rzeczy?! Sama chciała cię wskrzesić, a teraz ma pretensje, że ojciec po tylu latach odzyskał swoją córkę.

— Ale tata powinien ten czas jakoś dzielić — niemal szepnęła. — Nie jestem małą dziewczynką, umiem sobie radzić. Nie chcę — dodała głośniej, widząc, że Drawson już otwierał usta, aby zaprotestować — żeby tata całkiem się ode mnie odsunął na rzecz Arii, bo wtedy to ja będę zazdrosna. Ale nie powinien się skupiać tylko na mnie, skoro miał Arię u boku. Ja też bym się na jej miejscu poczuła odrzucona — dodała ze smutkiem.

Ishmael milczał chwilę, co mogło zwiastować, że się z nią zgadzał. Trochę trudno było w to uwierzyć, bo to by oznaczało, że Drawson w jakiejś części wziąłby w obronę Arię — a to ostatnia rzecz, której można było się po nim spodziewać.

— Dlatego nadal uważam — burknął — że źle się stało, że oni się w ogóle zeszli.

Gudrun wybałuszyła oczy, nie znajdując żadnych słów godnych reakcji na tę bzdurę. Jednak Drawson zdawał się niewzruszony tą dość śmiałą opinią i kontynuował swój wywód, najwyraźniej święcie przekonany, że ma rację.

— Szczęście, Młoda, to parabola — zaczął tonem znawcy — i z wielkiej radości łatwo wpaść w rozpacz i depresję. A jak ktoś jest pomiędzy, jest po prostu spokojny. Miałem tak ja, miał też wcześniej Athan i bardzo dobrze na tym wychodził. To nie było szczęście, no pewnie, że nie — zaznaczył — ale siedział tu sobie, miał pracę, przyjaciół, to znaczy mnie, Elijaha, Marisę. Z odejściem Arii jakoś się pogodził. W sumie on cały czas powtarzał, że tak stało się lepiej — więc pewnie miał rację! Bardziej niż po niej cierpiał po tobie — dodał nieco ciszej, zerkając na nią ze smutkiem okraszonym łagodnym uśmiechem. — Ale też się starał z tym żyć i, powiem ci szczerze, całkiem nieźle mu to wychodziło. Był taki… zwyczajnie spokojny. I uwierz mi, możesz sama go spytać, to mu wystarczało. A potem — wypluł gniewnie — pojawiła się Vasco i wszystko runęło. Młoda, żebyś ty ojca wtedy widziała! On był jak struty! I jasne, swoje zrobiła też śmierć Elijaha, ale ta małpa sytuacji nie poprawiała. Dusiła go, męczyła. Uwodziła na każdym kroku, bo sobie, gadzina, postanowiła, że go znowu usidli i koniec. A on ją kochał, no pewnie!, więc nie kłuj mnie tym argumentem — odparł szybko, spoglądając na nią z rozbawieniem — ale właśnie dlatego Vasco aż tak go dobijała. Ech — westchnął ponuro — jaka szkoda, że ty nie wróciłaś przed nią. Byłoby dużo lepiej i to dla każdego. Może poza Vasco, ale niech ją diabli wezmą.

Gudrun zamrugała w geście niezrozumienia, analizując pospiesznie to wszystko, co mówił Drawson. Nic jej się tu nie podobało i z niczym praktycznie się nie zgadzała, ale nie zamierzała się też buntować — to było jego zdanie, do którego miał prawo. Ale w tym wszystkim była jedna rzecz, do której Gudrun wprost musiała się odnieść.

— Sugerujesz — rzekła powoli, mocno marszcząc brwi — że wystarczę ojcu do szczęścia?

— No pewnie — odparł Drawson takim tonem, jakby była to rzecz najoczywistsza na świecie.

— Ish, ty nie mówisz poważnie — jęknęła, spoglądając na niego jak na wariata.

— A właśnie że tak. Gdybyś wróciła przed tym, jak Athan i Aria spotykali się na pogrzebie Elijaha, Athan byłby szczęśliwy. Miałby ciebie i łatwiej byłoby mu wtedy znieść spotkanie z Arią. Nie załamałby się tak jak wtedy, bo miałby ciebie. Spytaj go, jeśli chcesz. Myślę, że powie ci to samo.

— Nie sądzę — mruknęła powątpiewającym tonem. — Co innego córka, a co innego kochanka. Oni są dla siebie jak dwa kawałki jednej duszy!

— Eeee tam.

— Sam jesteś „eeee tam”! Poza tym popatrz — nie ustępowała Gudrun — oni się kochali jeszcze jak ja sobie z ojcem mieszkałam, czyli całe wieki temu! I to nie umarło, to dalej w nich żyje! To jest prawdziwa miłość!

— Albo uzależnienie.

— O Chryste — jęknęła cicho. — No ale nawet jeśli, to czy to coś złego?

— A słyszałaś kiedyś o jakimś dobrym uzależnieniu? Bo ja nie.

— Jezu...

— A ta Vasco wysysa z niego życie i energię jak... jak...

— Jak wampir! — uzupełniła radosnym okrzykiem.

Ish zaśmiał się cicho.

— Właśnie tak. Widzisz, czyli mnie rozumiesz!

— Ani trochę.

Ishmael pokiwał z politowaniem głową, ale uśmiechnął się delikatnie, dając w ten sposób znać, że nie był ani trochę zły na Gudrun za to, że się ze sobą nie zgadzali. A i ona się na swojego towarzysza nie gniewała, dzięki czemu resztę drogi do domu przegadali o kwestiach znacznie mniej palących. Przede wszystkim Drawson opowiedział jej, co takiego można było zwiedzić w Muzeum Nauki, coby Gudrun wiedziała, co powiedzieć Athanowi. Nawet nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby się wydało, gdzie się tak naprawdę wybrali…

 

— GDZIE POJECHALIŚCIE?!

Rozmowa zaczęła się najgorzej, jak tylko mogła. Drawson przez ten czas stał z tyłu i tylko pilnował, czy Gudrun dobrze idą tłumaczenia. Rzecz w tym, że oboje zapomnieli o jednym — aby nie patrzeć Athanowi w oczy podczas kłamania, bo natychmiast to wychwyci.

I wychwycił. A potem już było tylko gorzej. Wystarczyło, że gdy weszła do salonu, zastała go siedzącego na kanapie z jakąś książką, którą zapewne już dawno stracił zainteresowanie. Wpatrzony pustym wzrokiem w dal, zdawał się żywym, bladym, bezdusznym smutkiem, bo tylko tyle z niego emanowało. Dopiero gdy ujrzał swoją córkę, uśmiechnął się lekko, ale i w tym geście nie było tyle radości, co zwykle. Dlatego Gudrun tym bardziej nie chciała go martwić i z radością opowiadała o wycieczce do Muzeum Nauki. A im więcej mówiła, tym było gorzej, aż w końcu jej ojciec zrozumiał, że go okłamali. A reszty szybko domyślił się sam.

— Cholera — jęczała szczerze przerażona Gudrun, spuszczając wstydliwie wzrok — zapomniałam, że umiesz te wszystkie dziwne rzeczy i jesteś jak jakiś żywy wykrywacz kłamstw… PRZEPRASZAM! Chciałam… chciałam…

— Co chciałaś? — spytał, nawet nie starając się ukryć swojego gniewu. — Załatwić nasze sprawy za nas? Jesteśmy dorośli, poradzimy sobie!

— Ale ty nic nie robisz! — krzyknęła w proteście, jednocześnie zdając sobie sprawę, że właśnie przekroczyła cienką czerwoną linię i, co gorsza, stanęła po stronie Arii, a więc przeciwko własnemu ojcu. — Tyko gapisz się w okno jak ta zamknięta księżniczka w wieży!

Tym skutecznie uciszyła Athana, a przynajmniej na chwilę. Pobladły i zszokowany, umilkł jak zaklęty, wpatrując się w Gudrun wielkimi oczyma. Wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć ani jak zareagować, a wampirzyca momentalnie pożałowała swojej swawoli. Wnet też przypomniała sobie ten rozdzierający zawód w jego oczach, gdy przyjął ją po zamordowaniu tej biednej kobiety. Czy teraz był nią tak samo rozczarowany? Na samą myśl lodowaty strach przejął całe jej ciało, a w oczy zapiekły łzy.

— Tato… — szeptała lękliwie, czując się coraz gorzej z tym, co zrobiła. — Tak cię przepraszam… Ja… wiem, że nie powinnam, a-ale…

Miała nadzieję, że jej ojciec zaraz machnie ręką, przytuli ją i powie, że nic się nie stało. Ale on milczał. Uparcie, przerażająco milczał, co tylko podsycało w Gudrun podejrzenia, że był na nią najprawdziwiej wściekły.

— Pojechałam tam — dukała nieśmiało — żeby ją poprosić… by wróciła. W zamian ja bym mogła przenieść się do Norwich, tak jak kiedyś…

— Nawet sobie tak nie żartuj — przerwał natychmiast, spoglądając gdzieś w bok.

Skurczyła się w sobie, bo czuła, że w tym momencie traktował ją jak nieodpowiedzialną nastolatkę. Tak się poniekąd zachowała, ale nadal uważała, że to nie był powód, by tak ją zbywać. Zresztą, tu nawet nie chodziło o nią. Tu w ogóle nie chodziło o nią, tylko o Arię — oraz o to, że jej ojciec był koszmarnie bierny. Pod tym względem Gudrun trochę się nie dziwiła Arii, że odeszła — która kobieta chciałaby być z kimś, kto w ogóle o nią nie walczy? Na pewno nie ona, Vasco najwyraźniej też nie. I choć żal rozdzierał jej serce na samą myśl o tym rozstaniu, coraz bardziej rozumiała, że ojciec sobie na to zasłużył.

— Jak chcesz, to się już wtrącać nie będę — mruknęła cicho — ale masz rywala. Jakiś stażysta z jej pracy stara się o jej względy. Już jej nawet prezenty wysyła. Więc jak chcesz, to sobie tu siedź i patrz, jak kobieta twojego życia odchodzi do innego tylko dlatego, że tobie zbyt ciężko schować dumę do kieszeni i o nią zawalczyć. Idę na górę — burknęła gniewnie — bo wiem, że mam szlaban. Adios.  

Odwracając się na pięcie, uśmiechnęła się delikatna, rada z tego gniewu, który przez moment przeciął twarz Athana. Poczuł złość i zazdrość i właśnie tego Gudrun mu życzyła — żeby zamiast się smucić, w końcu poważnie się wściekł. Zacisnąłby wtedy pięści, trzasnął nią w stół i zakrzyknął, że dość tego, a on idzie po swoją Arię. Wątpiła niestety, by do tego doszło, bo to nie było za bardzo w jego stylu. Ale kto wie, może to naprawdę coś da? I ten cały stażysta, którego Gudrun już teraz nienawidziła całym sercem, jednak się do czegoś przyda.

Wspinając się po schodach naszła ją myśl, że kochała ojca, lecz faktem pozostawało, że czasami był aż boleśnie ograniczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^