GUDRUN
Spotkanie z Arią przebiegło
jednocześnie dobrze i niedobrze. Niedobrze, bo nie zgodziła się na tę
propozycję, co zresztą Gudrun w kościach przeczuwała. Już z opowieści ojca słyszała,
że Aria to kobieta pewna siebie i, co ważniejsze, nieustępliwa, więc
przekonanie jej do czegokolwiek nie było takie łatwe. I choć bolało ją wiele
rzeczy, które Aria powiedziała — zwłaszcza dotyczące związku z Athanem — tak Gudrun musiała
to zrozumieć, spuścić wzrok i przytaknąć. Może i powinna się spierać,
dyskutować, protestować i próbować ją przekonać, ale czuła, że to i tak
nic nie da, a ona, z szacunku dla Arii, powinna odpuścić. Ale z drugiej strony
— co powinna teraz zrobić? Przyjechała tutaj z konkretną misją, z której wyszło
fiasko. Aria wprost jej powiedziała, że nie zamierza wracać do Blickling, co
wróżyło jak najgorzej.
Mimo to Gudrun musiała przyznać,
że to spotkanie przyniosło pewne pozytywy. Po raz pierwszy bowiem poczuła, że
Aria nie traktowała jej jak swojego wroga. Czysto teoretycznie — nie miała ku
temu powodu, ale Gudrun wiedziała swoje i miała własne obawy. Tymczasem Vasco
zdawała się ją rozumieć, o nic jej nie oskarżała, wyraziła chęć poznania jej
bliżej — a nawet zaprosiła na lody, co okazało się znakomitym pomysłem. Dzięki
temu Gudrun jeszcze chwilę tam zabawiła i już myślała, że wyjedzie z Londynu w
możliwie dobrym nastroju…
…ale wtedy właśnie w oczy Gudrun
rzucił się bukiet kwiatów. Aria szybko przechwyciła to spojrzenie i wyjaśniła,
że to prezent od podkochującego się w niej stażysty. Młoda wampirzyca poczuła
się tak, jakby Aria tym wyznaniem strzeliła jej w policzek; ba!, jakby sama
została zdradzona. Ale nie mogła nikogo winić za wysłanie kilku róż, dlatego przemilczała
ten podarek, usilnie chcąc zmienić temat.
Przynajmniej wiedziała, że jej
misja się jeszcze nie skończyła, a ona musiała poważnie — choć raczej subtelnie
— porozmawiać z ojcem.
Może dlatego jednocześnie
cieszyła się i żałowała, gdy opuszczała rezydencję Cavendishów. Żałowała, że
zostawiła Isha na tak długo i podejrzewała, że jak wsiądzie do samochodu,
zastanie jego naburmuszoną minę. Nie pomyliła się, ale jak zalała go
przeprosinami, dość szybko mu przeszło. Tym bardziej, że i jego interesował
przebieg rozmowy, toteż Gudrun o wszystkim mu opowiedziała, nie wyłączając z
tego bukietu róż.
— Stażysta, hę? — mruknął
powątpiewającym tonem Ish, ani na moment nie odrywając wzroku od drogi. — A
może to ten cały Belial, co?
— Ten demon, który mnie ożywił?
— Nie, to był Goro. Belial to ten
drugi.
— Ach. A czemu on? — spytała z
zainteresowaniem.
Ishmael obrzucił ją najpierw
ponurym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi, jakby chciał ustalić, czy może
Gudrun z niego nie żartowała. Gdy już uznał, że jednak nie, westchnął ciężko,
jeszcze bardziej pochmurniejąc.
— No przecież o to poszło, nie? —
burknął. — Nie pamiętasz? Przecież przy tym byłaś. Jak Athan sobie poszedł
gdzieś, czy na fajkę czy po coś, już nie pamiętam, to Aria się wsypała, że była
na małej randce z tym całym Belialem…
— Randce?
— No randce — powtórzył lekko
niecierpliwie. — Spotkali się we dwoje w jakiejś kawiarence, no to jak to
inaczej nazwiesz?
Gudrun wzruszyła ramionami, nie
czując się w mocy, by odpowiedzieć na to pytanie.
— Dla mnie to wyglądało jak
randka — kontynuował stanowczym tonem — więc... ech, cholera — mruknął, tym
razem ciszej i już nie tak pewnie — powiedziałem Athanowi o tym... no, o tym.
No i się wściekł. Ale to chyba nic dziwnego, nie?!
Ishmael spojrzał na Gudrun,
szukając w jej oczach zrozumienia. Ona zaś sama nie wiedziała, co o tym
wszystkim sądzić. Nie miała Drawsonowi za złe tego, co zrobił, choć
rzeczywiście wyglądało na to, że dołożył swoją cegiełkę do tego konfliktu.
Jednak Gudrun była ostatnią, która mogła kogokolwiek o cokolwiek oskarżać,
dlatego milczała, czekając, aż Ish będzie kontynuował.
— No nic dziwnego! — zakrzyknął
niemal z oburzeniem, nie doczekawszy się od Gudrun oczekiwanej zgody. —
Dziewczyna mojego przyjaciela spotkała się potajemnie z gościem, którego on
nienawidzi najbardziej w świecie. I to w restauracji. Jestem po prostu lojalny!
Musiałem mu powiedzieć, inaczej bym się udusił.
— Ale czy nie powiedziałeś, że
czujesz się winny?
Ishmael westchnął ciężko,
najwyraźniej zmęczony dalszymi próbowani wytłumaczenia Gudrun – i sobie samemu
– że był niewinny. Nagle jednak jakby jakaś nowa energia w niego wstąpiła, bo
wyprostował się w fotelu i aż kierownicę mocniej chwycił.
— Ale słuchaj — zaczął, zerkając
to na nią, to na drogę — no a jak ty byś to widziała? Jakby to ciebie spotkało?
Wyobraź sobie teraz, że twój chłopak...
— Zwykle spotykam się z
dziewczynami — uzupełniła uprzejmie. — To znaczy spotykałam... te prawie
czterdzieści lat temu...
Niespodziewanie aż tak długa
przerwa w randkowaniu mocno Gudrun zdziwiła i zaniepokoiła – ale i zmotywowała,
by jak najszybciej to zmienić. Jehanne pokazywała jej nawet, że da się znaleźć
partnera przez ten cały internet, więc może i ona spróbuje. Niegdyś Gudrun-singielka
była rzadkim zjawiskiem: dzięki swemu wrodzonemu urokowi – albo czymś, co miało
nim być – dość łatwo zjednywała sobie ludzi, a w tym swoje sympatie. Albo zupełnie
ich do siebie zrażała, lecz to już swoją drogą.
Z zamyślenia wyrwała ją
nienaturalna cisza. Jak dotąd Ish całkiem sporo mówił, więc gdy Gudrun ocknęła
się i na niego spojrzała, zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co przegapiła.
Drawson bowiem wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, już tylko co jakiś
czas zerkając przed siebie na drogę.
— Lepiej uważaj — mruknęła,
wskazując na przednią szybę — bo nas do rowu wpa...
— Jesteś lesbijką?!
To oburzenie Isha połączone z
niedowierzaniem wpierw wkurzyło Gudrun, ale ostatecznie jeszcze bardziej
rozbawiło. Z trudem powstrzymała się od chichotu, ale nie chciała się jeszcze
zdradzać – skoro Drawson poruszył ten temat, zamierzała się z nim trochę
podrażnić.
— A co?! — odparowała
buntowniczo. — Coś ci w tym przeszkadza?!
Ish zmieszał się nieco, nie
wiedząc, gdzie oczy podziać. Najwyraźniej był w głębokim szoku i zupełnie się
tego nie spodziewał. Gudrun nieco to dziwiło – sądziła, że ojciec może komuś o
tym wspomniał, zwłaszcza że Athan doskonale wiedział o jej preferencjach
względem romansów i nie miał z tym nigdy najmniejszego problemu. Najwyraźniej ten
fakt o Gudrun gdzieś Ishmaelowi umknął.
— No, słucham! — krzyknęła
władczym tonem. Ish aż drgnął wystraszony, a Gudrun musiała włożyć wiele
wysiłku, by stłumić cisnący się jej na usta śmiech.
— Mmmm... — mruczał niepewnie — nie...
ale...
— Ale?
Gudrun znalazła niesamowitą
przyjemność w tego rodzaju torturowaniu Isha. W zasadzie nawet nie wiedziała,
dlaczego to robiła, skoro naprawdę bardzo polubiła Drawsona. Ale jeśli miał coś
przeciwko homoseksualistom, musiał dostać chociaż pstryczek w nos.
— ALE?! — poganiała, coraz
bardziej ciekawa odpowiedzi.
— Ale to nienaturalne!
Tym razem nie udało jej się stłumić
chichotu, więc buchnęła krótkim śmiechem, nie dając rady zachować swojej
udawanej powagi. Podobna nietolerancja była czymś, z czym Gudrun — jako osoba
nigdy niekryjąca się ze swoją orientacją — była doskonale obeznana. Dzięki temu
podobne zdziwienia i oburzenia nie robiły na niej żadnego wrażenia. Ale pokłócić
się lubiła i teraz też nie zamierzała odpuścić takiej okazji.
— Co jest niby nienaturalne? —
odparowała, spoglądając na Isha srogo. — Miłość jest według ciebie
nienaturalna?
— Miłość nie. Ale na samej
miłości świat nie jedzie. I tak natura się ustawiła, żeby pozwolić na
przetrwanie gatunku. Mam ci wytłumaczyć, jak to działa?
— Nie, dzięki — odparła z
niesmakiem. — Ale do czego ty zmierzasz?
— Do tego, że naturalny porządek
świata to kobieta i mężczyzna!
Gudrun prychnęła, uznając to za wystarczającą
odpowiedź.
— Ale my nadal jesteśmy
mniejszością! — odparła wojowniczo. — No to jak na pięć par jedna trafi się jendopłciowa,
to chyba tragedii nie ma, nie?
Ish wzruszył ramionami,
najwyraźniej ani nie przekonany, ani nie upierający się przy swoim.
— Dobra — ucięła, unosząc lekko dłonie.
— Żeby cię uspokoić dodam, że mi jest płeć obojętna! Może być baba, może być
facet, przerabiałam oba warianty.
Ish zastanawiał się przez chwilę
nad tym, co usłyszał, po czym westchnął ze zrezygnowaniem, wzruszył obojętnie
ramionami, po czym całkowicie skupił się na drodze. Przez dłuższy czas milczał,
więc Gudrun pomyślała, że temat został definitywnie zakończony.
Ale niekoniecznie.
— Mniejsza — skwitował cicho. — I
tak lepsza lesbijka niż gej.
— SŁUCHAM?! — wrzasnęła, tym razem
na poważnie zdenerwowana tym, co usłyszała.
— Nieważne! — odkrzyknął Ish,
nagle czymś zirytowany. — Czy my możemy…
— Ty jesteś homofobem! — zarzuciła
mu Gudrun, wyraźnie oburzona.
— Wielbicielem naturalnego
porządku — poprawił uprzejmie. — NIEWAŻNE! Czy my możemy wreszcie wrócić do
meritum, zamiast dyskutować o tym, kogo sobie do łóżka ściągasz? Póki ci pod
kołdrę nie zaglądam, nic mnie to nie obchodzi!
— Poczułam się zmolestowana tym zdaniem.
— Gudrun, cholera! Czy my mo…
— Dobra, okej, przepraszam!
Ish pokiwał z irytacją głową, ale
zaraz uśmiechnął się z łagodnym rozbawieniem. Gudrun wiedziała, że Drawson ją
polubił, więc i tak się na niego nie pogniewa. A i ona zapałała do niego
sympatią, nawet jeśli był homofobicznym, podłym chamem.
— No więc — podkreślił, odchrząknąwszy
lekko, coby mu się lepiej mówiło. — Wyobraź sobie, że masz sobie tam kogoś i
ten ktoś w tajemnicy przed tobą spotyka się z kimś innym. Nie byłabyś zła? Tak
po prostu byś sobie pomyślała, że „eee tam, pewnie przypadkiem się spotkali i
to nic takiego”?
— Raczej nie — przyznała ponuro.
— Pewnie, że nie — burknął Ish,
najwyraźniej przekonany o swojej racji. — Wkurzyłabyś się, poczułabyś się zdradzona
i oszukana. A jakby tak jakaś twoja koleżanka ich przyłapała i ci o tym doniosła,
to na kogo byłabyś zła? Na nią czy na niego? W sensie — poprawił się, przypominając
sobie o ich niedawnej rozmowie — na koleżankę czy drugą połówkę?
— Wiem, do czego zmierzasz —
mruknęła, sama nie wiedząc, co o tym myśleć. — Rozumiem twój punkt widzenia i
ja chyba też bym tak zrobiła… ale…
— Ja wiem, Gudrun, że „ale” —
przerwał jej głośno Ish, by już po chwili mocno spochmurnieć. — Cały problem w
tym cholernym „ale”. Bo nie sądziłem — dodał zbolałym tonem — że to aż tak między
nimi popsuje. Chociaż, z drugiej strony… Nawet jakby Aria przyznała się do tego
Athanowi, że to nic takiego, że to zwykła kawka czy coś, to pewnie by jej
uwierzył i jakoś się uspokoił. Żeby tylko chodziło o kogoś innego! Ale Belial…
— Właściwie to dlaczego ojciec
tak go nienawidzi? — spytała, widząc w tym szansę na zarzucenie haczyka. — Mam
wrażenie, że wszyscy o tym wiedzą, tylko nie ja.
Tak jak przypuszczała, Ish wyraźnie
się zmieszał, co oznaczało, że dotknęła bardzo delikatnego tematu. To zaś
jeszcze bardziej podsycało w niej ciekawość i zachęciło do odkrycia tej małej
tajemnicy za wszelką cenę. Tym bardziej, że wyciąganie prawdy od Drawsona nie
zapowiadało się najprościej: jej towarzysz momentalnie spochmurniał, uparcie
unikając jej wzroku. Przez dłuższą chwilę milczał, jakby się nad czymś zastanawiając.
— Jeśli Athan ci o tym nie powiedział
— odezwał się w końcu, nie odrywając wzroku od drogi — to ja tym bardziej nie
mogę powiedzieć.
— No ale Ish, proszę…
— Uwierz mi, Gudrun — rzekł,
nagle bardzo poważniejąc — nie chcesz wiedzieć. Ja też bym tak wolał.
Drawson zrobił taką minę, że nie
było mowy o tym, aby cokolwiek z niego wyciągnąć. Gudrun nie chciała przeciągać
struny, dlatego zrezygnowała z wywiadu, ale to wcale nie popsuło jej humoru, a
wręcz przeciwnie: teraz uznawała to małe zadanie za swego rodzaju wyzwanie. I
była pewna, że prędzej czy później – ale raczej prędzej – dobierze się do prawdy.
— Za co ty tak właściwie tak Arii
nie cierpisz?
Ish zerknął na nią przelotnie,
jakby zaskoczony tym pytaniem.
— No weź — zaśmiała się Gudrun —
w ogóle tego nie ukrywasz!
— Nawet się nie staram —
odparował. Po tych słowach zamilkł na moment, najwyraźniej zastanawiając się
nad odpowiedzią, która bardzo wampirzycę ciekawiła. — Nie pasuje mi do niego.
Poza tym sądzę, że ona go unieszczęśliwia. W sensie… — Ishmael zastanowił się
na moment. — Ja wiem, że on ją kocha i jak są razem, to jest miło, ale… Ale
zobacz — podjął żywiej — co się z nim dzieje, jak ona zniknęła! I to tuż po
twoim powrocie. Nawet nie pozwoliła mu się dobrze nacieszyć twoją obecnością,
bo już narobiła mu krzywdy. Sama widzisz — dodał markotniej — jaki on jest
podłamany. Nawet z tobą nie ma siły spędzać tyle czasu co wcześniej, chociaż na
pewno by chciał. Ona ma na niego fatalny wpływ — zawyrokował gniewnie. — Od początku
tak było, a przynajmniej, odkąd ja ją znam. Czyli tak mniej więcej od pogrzebu.
Gudrun zastanowiła się nad tym,
co usłyszała i niespodziewanie poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Znowu w
rozmowie o kłótni ojca i Arii padało jej imię, co było kolejnym dowodem na to,
że ona sama była jednym z powodów tego sporu. To potwornie ją bolało i o ile
rozmowa z Arią nieco ją uspokoiła, tak teraz wszystkie obawy wróciły, silne i
pewne tak jak poprzednio.
— Wiem — szepnęła, czując, jak
pieką ją kąciki oczu. — Pokłócili się też przeze mnie. Bo ojciec spędzał ze mną
więcej czasu niż z Arią…
— Widzisz? — zakrzyknął od razu
Ish. — Kto normalny gniewa się o takie rzeczy?! Sama chciała cię wskrzesić, a
teraz ma pretensje, że ojciec po tylu latach odzyskał swoją córkę.
— Ale tata powinien ten czas
jakoś dzielić — niemal szepnęła. — Nie jestem małą dziewczynką, umiem sobie
radzić. Nie chcę — dodała głośniej, widząc, że Drawson już otwierał usta, aby
zaprotestować — żeby tata całkiem się ode mnie odsunął na rzecz Arii, bo wtedy
to ja będę zazdrosna. Ale nie powinien się skupiać tylko na mnie, skoro miał
Arię u boku. Ja też bym się na jej miejscu poczuła odrzucona — dodała ze
smutkiem.
Ishmael milczał chwilę, co mogło
zwiastować, że się z nią zgadzał. Trochę trudno było w to uwierzyć, bo to by oznaczało,
że Drawson w jakiejś części wziąłby w obronę Arię — a to ostatnia rzecz, której
można było się po nim spodziewać.
— Dlatego nadal uważam — burknął —
że źle się stało, że oni się w ogóle zeszli.
Gudrun wybałuszyła oczy, nie
znajdując żadnych słów godnych reakcji na tę bzdurę. Jednak Drawson zdawał się niewzruszony
tą dość śmiałą opinią i kontynuował swój wywód, najwyraźniej święcie
przekonany, że ma rację.
— Szczęście, Młoda, to parabola —
zaczął tonem znawcy — i z wielkiej radości łatwo wpaść w rozpacz i depresję. A
jak ktoś jest pomiędzy, jest po prostu spokojny. Miałem tak ja, miał też wcześniej Athan
i bardzo dobrze na tym wychodził. To nie było szczęście, no pewnie, że nie —
zaznaczył — ale siedział tu sobie, miał pracę, przyjaciół, to znaczy mnie,
Elijaha, Marisę. Z odejściem Arii jakoś się pogodził. W sumie on cały czas
powtarzał, że tak stało się lepiej — więc pewnie miał rację! Bardziej niż po
niej cierpiał po tobie — dodał nieco ciszej, zerkając na nią ze smutkiem
okraszonym łagodnym uśmiechem. — Ale też się starał z tym żyć i, powiem ci
szczerze, całkiem nieźle mu to wychodziło. Był taki… zwyczajnie spokojny. I
uwierz mi, możesz sama go spytać, to mu wystarczało. A potem — wypluł gniewnie —
pojawiła się Vasco i wszystko runęło. Młoda, żebyś ty ojca wtedy widziała! On
był jak struty! I jasne, swoje zrobiła też śmierć Elijaha, ale ta małpa
sytuacji nie poprawiała. Dusiła go, męczyła. Uwodziła na każdym kroku, bo
sobie, gadzina, postanowiła, że go znowu usidli i koniec. A on ją kochał, no
pewnie!, więc nie kłuj mnie tym argumentem — odparł szybko, spoglądając na nią
z rozbawieniem — ale właśnie dlatego Vasco aż tak go dobijała. Ech — westchnął
ponuro — jaka szkoda, że ty nie wróciłaś przed nią. Byłoby dużo lepiej i to dla
każdego. Może poza Vasco, ale niech ją diabli wezmą.
Gudrun zamrugała w geście niezrozumienia,
analizując pospiesznie to wszystko, co mówił Drawson. Nic jej się tu nie podobało
i z niczym praktycznie się nie zgadzała, ale nie zamierzała się też buntować —
to było jego zdanie, do którego miał prawo. Ale w tym wszystkim była jedna
rzecz, do której Gudrun wprost musiała się odnieść.
— Sugerujesz — rzekła powoli, mocno
marszcząc brwi — że wystarczę ojcu do szczęścia?
— No pewnie — odparł Drawson
takim tonem, jakby była to rzecz najoczywistsza na świecie.
— Ish, ty nie mówisz poważnie —
jęknęła, spoglądając na niego jak na wariata.
— A właśnie że tak. Gdybyś
wróciła przed tym, jak Athan i Aria spotykali się na pogrzebie Elijaha, Athan
byłby szczęśliwy. Miałby ciebie i łatwiej byłoby mu wtedy znieść spotkanie z
Arią. Nie załamałby się tak jak wtedy, bo miałby ciebie. Spytaj go, jeśli
chcesz. Myślę, że powie ci to samo.
— Nie sądzę — mruknęła powątpiewającym
tonem. — Co innego córka, a co innego kochanka. Oni są dla siebie jak dwa
kawałki jednej duszy!
— Eeee tam.
— Sam jesteś „eeee tam”! Poza tym
popatrz — nie ustępowała Gudrun — oni się kochali jeszcze jak ja sobie z ojcem
mieszkałam, czyli całe wieki temu! I to nie umarło, to dalej w nich żyje! To
jest prawdziwa miłość!
— Albo uzależnienie.
— O Chryste — jęknęła cicho. — No
ale nawet jeśli, to czy to coś złego?
— A słyszałaś kiedyś o jakimś
dobrym uzależnieniu? Bo ja nie.
— Jezu...
— A ta Vasco wysysa z niego życie
i energię jak... jak...
— Jak wampir! — uzupełniła radosnym
okrzykiem.
Ish zaśmiał się cicho.
— Właśnie tak. Widzisz, czyli
mnie rozumiesz!
— Ani trochę.
Ishmael pokiwał z politowaniem głową,
ale uśmiechnął się delikatnie, dając w ten sposób znać, że nie był ani trochę
zły na Gudrun za to, że się ze sobą nie zgadzali. A i ona się na swojego towarzysza
nie gniewała, dzięki czemu resztę drogi do domu przegadali o kwestiach znacznie
mniej palących. Przede wszystkim Drawson opowiedział jej, co takiego można było
zwiedzić w Muzeum Nauki, coby Gudrun wiedziała, co powiedzieć Athanowi. Nawet
nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby się wydało, gdzie się tak naprawdę wybrali…
— GDZIE POJECHALIŚCIE?!
Rozmowa zaczęła się najgorzej,
jak tylko mogła. Drawson przez ten czas stał z tyłu i tylko pilnował, czy
Gudrun dobrze idą tłumaczenia. Rzecz w tym, że oboje zapomnieli o jednym — aby
nie patrzeć Athanowi w oczy podczas kłamania, bo natychmiast to wychwyci.
I wychwycił. A potem już było
tylko gorzej. Wystarczyło, że gdy weszła do salonu, zastała go siedzącego na
kanapie z jakąś książką, którą zapewne już dawno stracił zainteresowanie. Wpatrzony
pustym wzrokiem w dal, zdawał się żywym, bladym, bezdusznym smutkiem, bo tylko
tyle z niego emanowało. Dopiero gdy ujrzał swoją córkę, uśmiechnął się lekko,
ale i w tym geście nie było tyle radości, co zwykle. Dlatego Gudrun tym bardziej
nie chciała go martwić i z radością opowiadała o wycieczce do Muzeum Nauki. A
im więcej mówiła, tym było gorzej, aż w końcu jej ojciec zrozumiał, że go
okłamali. A reszty szybko domyślił się sam.
— Cholera — jęczała szczerze
przerażona Gudrun, spuszczając wstydliwie wzrok — zapomniałam, że umiesz te
wszystkie dziwne rzeczy i jesteś jak jakiś żywy wykrywacz kłamstw… PRZEPRASZAM!
Chciałam… chciałam…
— Co chciałaś? — spytał, nawet
nie starając się ukryć swojego gniewu. — Załatwić nasze sprawy za nas? Jesteśmy
dorośli, poradzimy sobie!
— Ale ty nic nie robisz! —
krzyknęła w proteście, jednocześnie zdając sobie sprawę, że właśnie przekroczyła
cienką czerwoną linię i, co gorsza, stanęła po stronie Arii, a więc przeciwko własnemu
ojcu. — Tyko gapisz się w okno jak ta zamknięta księżniczka w wieży!
Tym skutecznie uciszyła Athana, a
przynajmniej na chwilę. Pobladły i zszokowany, umilkł jak zaklęty, wpatrując się
w Gudrun wielkimi oczyma. Wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć ani jak
zareagować, a wampirzyca momentalnie pożałowała swojej swawoli. Wnet też
przypomniała sobie ten rozdzierający zawód w jego oczach, gdy przyjął ją po
zamordowaniu tej biednej kobiety. Czy teraz był nią tak samo rozczarowany? Na
samą myśl lodowaty strach przejął całe jej ciało, a w oczy zapiekły łzy.
— Tato… — szeptała lękliwie,
czując się coraz gorzej z tym, co zrobiła. — Tak cię przepraszam… Ja… wiem, że
nie powinnam, a-ale…
Miała nadzieję, że jej ojciec
zaraz machnie ręką, przytuli ją i powie, że nic się nie stało. Ale on milczał.
Uparcie, przerażająco milczał, co tylko podsycało w Gudrun podejrzenia, że był
na nią najprawdziwiej wściekły.
— Pojechałam tam — dukała
nieśmiało — żeby ją poprosić… by wróciła. W zamian ja bym mogła przenieść się
do Norwich, tak jak kiedyś…
— Nawet sobie tak nie żartuj — przerwał
natychmiast, spoglądając gdzieś w bok.
Skurczyła się w sobie, bo czuła, że
w tym momencie traktował ją jak nieodpowiedzialną nastolatkę. Tak się poniekąd
zachowała, ale nadal uważała, że to nie był powód, by tak ją zbywać. Zresztą,
tu nawet nie chodziło o nią. Tu w ogóle nie chodziło o nią, tylko o Arię — oraz
o to, że jej ojciec był koszmarnie bierny. Pod tym względem Gudrun trochę się
nie dziwiła Arii, że odeszła — która kobieta chciałaby być z kimś, kto w ogóle
o nią nie walczy? Na pewno nie ona, Vasco najwyraźniej też nie. I choć żal
rozdzierał jej serce na samą myśl o tym rozstaniu, coraz bardziej rozumiała, że
ojciec sobie na to zasłużył.
— Jak chcesz, to się już wtrącać
nie będę — mruknęła cicho — ale masz rywala. Jakiś stażysta z jej pracy stara
się o jej względy. Już jej nawet prezenty wysyła. Więc jak chcesz, to sobie tu
siedź i patrz, jak kobieta twojego życia odchodzi do innego tylko dlatego, że
tobie zbyt ciężko schować dumę do kieszeni i o nią zawalczyć. Idę na górę —
burknęła gniewnie — bo wiem, że mam szlaban. Adios.
Odwracając się na pięcie, uśmiechnęła
się delikatna, rada z tego gniewu, który przez moment przeciął twarz Athana.
Poczuł złość i zazdrość i właśnie tego Gudrun mu życzyła — żeby zamiast się
smucić, w końcu poważnie się wściekł. Zacisnąłby wtedy pięści, trzasnął nią w
stół i zakrzyknął, że dość tego, a on idzie po swoją Arię. Wątpiła niestety, by
do tego doszło, bo to nie było za bardzo w jego stylu. Ale kto wie, może to
naprawdę coś da? I ten cały stażysta, którego Gudrun już teraz nienawidziła
całym sercem, jednak się do czegoś przyda.
Wspinając się po schodach naszła ją myśl, że kochała ojca, lecz faktem pozostawało, że czasami był aż boleśnie ograniczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz