ARIA
Jego słowa wzbudziły
gniew w kobiecie. Dotarło do niej, że Athan uważał ją za słabą i sądził, iż
wróci do niego z podkulonym ogonem błagając o przebaczenie, gdy tylko napotka
jakieś trudności. Według niego miała sama sobie nie poradzić i być zupełnie zależna
od wampira, co pozwoliłoby mu mieć nad nią całkowitą władzę. Zapewne to go tak
denerwowało w tym wszystkim, to że się mylił, a ona przetrwała bez jego
wsparcia. Zagotowało się w niej i tylko to, że mężczyzna wrócił do auta,
uratowało go przed wybuchem złości skierowanym wprost w niego. Musiała się
uspokoić, więc jeszcze przez chwilę stała odwrócona tyłem do samochodu, czując
jak jej cała twarz napina się pod wpływem negatywnych emocji. Czy tak już
będzie między nimi zawsze? Będą się wzajemnie krzywdzić i sprawiać sobie ból,
coraz bardziej zaczynając się nienawidzić. Wzajemne obrzucanie się winą niczego
nie rozwiązywało, ale póki co tak musiało pozostać. Były ważniejsze sprawy niż
jakieś tam złamane serca. Myśl, że Athan ma ją za byle kogo sprawiła, iż Aria
sekunda po sekundzie zaczynała w to wierzyć i brać pod wątpliwość wszystkie
swoje dokonania. Może faktycznie była nikim bez niego.
— Chciałam być
szczęśliwa z tobą, głupku — wymamrotała bardziej do siebie niż do niego,
nerwowo ocierając załzawione oczy. Była pewna, że wampir słyszał, co
powiedziała pod nosem, wszak jego wszystkie zmysły były nadludzko wyostrzone.
Pozwoliła, aby chłodny wiatr wysuszył jej twarz i dopiero wtedy wróciła do
auta.
Zupełnie nie
spodziewała się, że ten dzień może okazać się jeszcze gorszy, że może czekać ją
coś znacznie bardziej morderczego niż spojrzenie Athanasiusa. To, co zastali w
magazynie przeszło jej najśmielsze oczekiwania, ale z drugiej strony obudziło
drapieżną, długo skrywaną stronę Arii. Dawno już kobieta nie czuła takiej
adrenaliny, nie musiała drżeć o swoje życie, bo czasy wielkich polowań na
wampiry już się skończyły. Łowców było coraz mniej, jeśli w ogóle jeszcze
istnieli. Słyszała, że bracie Winchester działają już tylko głównie w Stanach i
nie zapuszczają się do Europy, a jedyny łowca, który mógłby być dla nich
zagrożeniem, Van Helsing, zaginął trzy lata temu. Nie miała okazji walczyć od
ponad wieku, a teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja i ani myślała się
wycofać, jak życzył sobie tego Athanasius. Posłała mu lekki uśmiech i szykowała
się do ataku, gdyby zaszła taka potrzeba. I zaszła, bardzo szybko.
Wpadła w amok i nie
potrafiła się opanować, jakby była uzależniona od zabijania. Zupełnie nie
zwracała uwagi na walczącego obok wampira, bo dobrze wiedziała, iż był
wprawiony w boju i potrafił o siebie zadbać. Kiedy było po wszystkim i
zobaczyła przy skrzyniach nieprzytomnego mężczyznę, zamarła. Zastanawiała się,
czy nie robi sobie z niej czasem żartów, bo ich przeciwnicy nie byli
praktycznie żadnym wyzwaniem, a on wygląda, jakby sam stawił czoła całej armii.
— Okej, możesz już
wstać. Wystraszyłeś mnie — oznajmiła, przewracając oczami i zbliżając się nieco
do wampira. Przyjrzała mu się z uwagą i dopiero wtedy zrozumiała, że Athan
wcale nie udaje, a naprawdę stracił przytomność.
— Co jest, do chuja —
warknęła, kucając przy nim, aby kilka razy potrząsnąć bezwładnym ciałem.
Podbiegła do drzwi magazynu, aby zamknąć je od środka i zasunęła żaluzję w
jedynym oknie, jakie znajdowało się w pomieszczeniu. Ze swoich obserwacji
wywnioskowała, że jedyne poważne rany ma na barkach, a więc widocznie był
osłabiony z innego powodu. Korzystając z tego, że był nieprzytomny i nie mógł
protestować, rozpięła mu koszulę, a to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach.
Zobaczyła siniaki i trzy wypukłości pod skórą. Momentalnie sięgnęła po telefon
Athana i odszukała numer do Davida Bishopa, starego przyjaciela i najlepszego
chirurga, z którego pomocy nie raz korzystali, gdy byli w potrzebie.
— Tu Aria, Athan ma
kłopoty. — pospiesznie wyjaśniła o co chodzi i poprosiła o jak najszybsze
przybycie do doków. Sama nadgryzła swój nadgarstek i napoiła mężczyznę, by
odzyskał choć trochę siły i przetrwał operację bez większego bólu. Ułożyła jego
głowę na swoich kolanach i czekała cierpliwie aż odzyska przytomność. Była
przerażona, ale utrzymywała pozory opanowania tak, jak zawsze ją uczył.
Poczuła, jak poruszył się lekko, a na jego twarzy od razu pojawił się grymas.
Oczywiście, że go bolało, miał w sobie trzy kule i nie wiedziała, jak długo były
w jego ciele. Aria nie mogła pojąć, jak mógł zachować się tak
nieodpowiedzialnie.
— Leż spokojnie,
David już jedzie. Cholera, Athan czy ty musisz być taki uparty! Nie ruszaj się,
bo zaraz sama cię unieruchomię — odezwała się, gdy wampir zaczął otwierać oczy
i najwyraźniej chciał się podnieść. No tak, mogła się tego po nim spodziewać.
Przecież był taki samowystarczalny i wszystko wiedział najlepiej.
— Choć raz mi
zaufaj, ty zadufany w sobie, stary ośle — warknęła, pokazując kły i tym samym
dając mu do zrozumienia, że wcale nie żartowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz