ROZDZIAŁ 24

 ARIA

  Jego słowa wzbudziły gniew w kobiecie. Dotarło do niej, że Athan uważał ją za słabą i sądził, iż wróci do niego z podkulonym ogonem błagając o przebaczenie, gdy tylko napotka jakieś trudności. Według niego miała sama sobie nie poradzić i być zupełnie zależna od wampira, co pozwoliłoby mu mieć nad nią całkowitą władzę. Zapewne to go tak denerwowało w tym wszystkim, to że się mylił, a ona przetrwała bez jego wsparcia. Zagotowało się w niej i tylko to, że mężczyzna wrócił do auta, uratowało go przed wybuchem złości skierowanym wprost w niego. Musiała się uspokoić, więc jeszcze przez chwilę stała odwrócona tyłem do samochodu, czując jak jej cała twarz napina się pod wpływem negatywnych emocji. Czy tak już będzie między nimi zawsze? Będą się wzajemnie krzywdzić i sprawiać sobie ból, coraz bardziej zaczynając się nienawidzić. Wzajemne obrzucanie się winą niczego nie rozwiązywało, ale póki co tak musiało pozostać. Były ważniejsze sprawy niż jakieś tam złamane serca. Myśl, że Athan ma ją za byle kogo sprawiła, iż Aria sekunda po sekundzie zaczynała w to wierzyć i brać pod wątpliwość wszystkie swoje dokonania. Może faktycznie była nikim bez niego.

   — Chciałam być szczęśliwa z tobą, głupku — wymamrotała bardziej do siebie niż do niego, nerwowo ocierając załzawione oczy. Była pewna, że wampir słyszał, co powiedziała pod nosem, wszak jego wszystkie zmysły były nadludzko wyostrzone. Pozwoliła, aby chłodny wiatr wysuszył jej twarz i dopiero wtedy wróciła do auta.

 

  Zupełnie nie spodziewała się, że ten dzień może okazać się jeszcze gorszy, że może czekać ją coś znacznie bardziej morderczego niż spojrzenie Athanasiusa. To, co zastali w magazynie przeszło jej najśmielsze oczekiwania, ale z drugiej strony obudziło drapieżną, długo skrywaną stronę Arii. Dawno już kobieta nie czuła takiej adrenaliny, nie musiała drżeć o swoje życie, bo czasy wielkich polowań na wampiry już się skończyły. Łowców było coraz mniej, jeśli w ogóle jeszcze istnieli. Słyszała, że bracie Winchester działają już tylko głównie w Stanach i nie zapuszczają się do Europy, a jedyny łowca, który mógłby być dla nich zagrożeniem, Van Helsing, zaginął trzy lata temu. Nie miała okazji walczyć od ponad wieku, a teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja i ani myślała się wycofać, jak życzył sobie tego Athanasius. Posłała mu lekki uśmiech i szykowała się do ataku, gdyby zaszła taka potrzeba. I zaszła, bardzo szybko.

  Wpadła w amok i nie potrafiła się opanować, jakby była uzależniona od zabijania. Zupełnie nie zwracała uwagi na walczącego obok wampira, bo dobrze wiedziała, iż był wprawiony w boju i potrafił o siebie zadbać. Kiedy było po wszystkim i zobaczyła przy skrzyniach nieprzytomnego mężczyznę, zamarła. Zastanawiała się, czy nie robi sobie z niej czasem żartów, bo ich przeciwnicy nie byli praktycznie żadnym wyzwaniem, a on wygląda, jakby sam stawił czoła całej armii.

  — Okej, możesz już wstać. Wystraszyłeś mnie — oznajmiła, przewracając oczami i zbliżając się nieco do wampira. Przyjrzała mu się z uwagą i dopiero wtedy zrozumiała, że Athan wcale nie udaje, a naprawdę stracił przytomność.

  — Co jest, do chuja — warknęła, kucając przy nim, aby kilka razy potrząsnąć bezwładnym ciałem. Podbiegła do drzwi magazynu, aby zamknąć je od środka i zasunęła żaluzję w jedynym oknie, jakie znajdowało się w pomieszczeniu. Ze swoich obserwacji wywnioskowała, że jedyne poważne rany ma na barkach, a więc widocznie był osłabiony z innego powodu. Korzystając z tego, że był nieprzytomny i nie mógł protestować, rozpięła mu koszulę, a to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. Zobaczyła siniaki i trzy wypukłości pod skórą. Momentalnie sięgnęła po telefon Athana i odszukała numer do Davida Bishopa, starego przyjaciela i najlepszego chirurga, z którego pomocy nie raz korzystali, gdy byli w potrzebie.

  — Tu Aria, Athan ma kłopoty. — pospiesznie wyjaśniła o co chodzi i poprosiła o jak najszybsze przybycie do doków. Sama nadgryzła swój nadgarstek i napoiła mężczyznę, by odzyskał choć trochę siły i przetrwał operację bez większego bólu. Ułożyła jego głowę na swoich kolanach i czekała cierpliwie aż odzyska przytomność. Była przerażona, ale utrzymywała pozory opanowania tak, jak zawsze ją uczył. Poczuła, jak poruszył się lekko, a na jego twarzy od razu pojawił się grymas. Oczywiście, że go bolało, miał w sobie trzy kule i nie wiedziała, jak długo były w jego ciele. Aria nie mogła pojąć, jak mógł zachować się tak nieodpowiedzialnie.

   — Leż spokojnie, David już jedzie. Cholera, Athan czy ty musisz być taki uparty! Nie ruszaj się, bo zaraz sama cię unieruchomię — odezwała się, gdy wampir zaczął otwierać oczy i najwyraźniej chciał się podnieść. No tak, mogła się tego po nim spodziewać. Przecież był taki samowystarczalny i wszystko wiedział najlepiej.

   — Choć raz mi zaufaj, ty zadufany w sobie, stary ośle — warknęła, pokazując kły i tym samym dając mu do zrozumienia, że wcale nie żartowała.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^