ROZDZIAŁ 52

 ARIA

Nie było ciężko skupić się na zakupach, bo dawno już nie była na takim babskim wypadzie. Dostrzegła, iż Marisa również tego potrzebowała, gdy buszowała między wieszakami w jednym z londyńskich butików. Na jej twarzy tańczył uśmiech, jakby nic złego nie wydarzyło się w jej życiu, jakby Elijah nadal z nimi był. Gdy była młodszym wampirem, kobieta często zabierała ją na zakupy lub na lampkę wina do Be At One Farringdon, ich ulubionego lokalu, gdzie można było potańczyć i napić się dobrego alkoholu. Athan unikał takich miejsc, a wyciągnięcie go z domu graniczył niemal z cudem. Stary Pryk.


Aria była młoda, lubiła wyjścia na miasto i chciała, by cały świat wiedział, że ten mężczyzną należy tylko do niej. On najwyraźniej nie chciał się nią chwalić, bo wolał by spędzali czas w oranżerii lub ewentualnie u Cavendishów, co swego czasu było jej jedyną rozrywką. Nie było też tak, że zupełnie nigdzie nie chodzili, ale dziewczyna chciała czasem się zabawić tak dla rozprostowania kości. Może się jej wstydził? Taka myśl nagle pojawiła się w głowie i nie potrafią się jej w żaden sposób pozbyć. Było to prawdopodobne, bo bądź co bądź, była jego Stworzoną i nie należała do żadnego znamienitego rodu, więc w zasadzie nie miała Athanowi nic do zaoferowania poza sobą. Czy to było dla niego mało? Miał wszystko, więc czego jeszcze chciał? Westchnęła bezgłośnie, starając się wrócić do rzeczywistości, a nie błądzić we własnych przypuszczeniach. Nigdy już się tego nie dowie. Nigdy nie usiądą i nie porozmawiają o tym, co ich łączy.


— Powinnaś założyć coś czerwonego. Elijah lubił cię w czerwieni, a skoro to bal na jego cześć, to należy to zrobić — uśmiechnęłam się szeroko, odbierając od Marisy naręcze czarnych sukni, które zamierzała przymierzyć. Jedna wpadła w oko Arii, więc powiesiła ją w swojej przymierzalni i wróciła do szukania czegoś dla przyjaciółki.


— To niestosowne. Mam żałobę — zaczęła niepewnie wdowa, spoglądając niemal z utęsknieniem w stronę bardziej kolorowych sukien. Marisa była piękna kobietą z klasą i zawsze ubierała się nienagannie, ale z pazurem. Lubiła eksponować swoje walory, a jej mąż uwielbiał, gdy to robiła, gdy oczy wszystkich zwrócone były na nią, a on wiedział, że nikt nie ma u niej szans.


— Bzdura. Moja babcia, świeć panie nad jej duszą, mawiała, że żałobę nosi się w sercu. To, że przyodziejesz się w czerń niczego nie zmieni. — oznajmiła Vasco, obejmując kobietę, by dodać jej otuchy i wesprzeć. Była tutaj dla niej, gdyby chodziło o kogoś innego to dawno już wyjechałaby i nie oglądałam się za siebie. Wręczyła jej zaraz kilka wieszaków i wysłała do przymierzalni, by sama usiąść na fotelu z kieliszkiem szampana, którego podała im rozochocona ekspedientka. Blondynka miała na oko dwadzieścia lat i gdy tylko weszły do butiku zaczęła je obskakiwać licząc na spore profity po ich zakupach.


Marisa pokazała się Arii w czterech sukniach, ale to ostatnia podbiła jej serce i sprawiła, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Krwistoczerwona kreacja idealnie podkreślała jej wąską talię i kształtne, spore piersi. Opinała się tam, gdzie opinać się miała, by wzbudzać zachwyt i zmuszać mężczyzn do włączenia wyobraźni.


— Jest doskonała — odezwała się wampirzyca, podchodząc do przyjaciółki i nie mogąc wprost wyjść z podziwu, jak zachwycająco wyglądała.


Aria przymierzyła jedną suknię i obie z Marisą uznały, że była dla niej idealna. Skusiła się jeszcze na jedwabną bieliznę, by poprawić sobie nieco humor, co oczywiście nie uszło uwadze pani Cavendish.


— A jak się mają sprawy z Athanem? — zagadnęła już w samochodzie. Vasco nie chciała jej okłamywać, ale przecież nie mogła też przyznać się do kłamstwa.


— Właściwie, to nie wiem, czy się trochę nie pospieszyliśmy. To wszystko potoczyło się bardzo szybko. On się nie zmienił, jest tak samo uparty i oschły, a ja...cóż, nie jestem już tą małą dziewczynką, która będzie tańczyła, jak on zagra — westchnęła, co oczywiście kłamstwem nie było. Zamierzała bardzo ogólnikowo opowiedzieć o swoich niepokojach. Kobieta zasunęła małe okienko dzielące ich od kierowcy, więc Aria uznała, że czeka je poważna rozmowa.


— Myślisz, że on coś w ogóle do mnie czuje? Może powrót tutaj był błędem, może powinnam wyjechać na dobre i nigdy nie wracać — wymamrotała, czując jak oczy zachodzą jej łzami. Musiała wygadać się Marisie nawet jeśli nie powie jej wszystkiego, co leży jej na sercu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^