ARIA
Nie
było ciężko skupić się na zakupach, bo dawno już nie była na takim babskim
wypadzie. Dostrzegła, iż Marisa również tego potrzebowała, gdy buszowała między
wieszakami w jednym z londyńskich butików. Na jej twarzy tańczył uśmiech, jakby
nic złego nie wydarzyło się w jej życiu, jakby Elijah nadal z nimi był. Gdy była
młodszym wampirem, kobieta często zabierała ją na zakupy lub na lampkę wina do
Be At One Farringdon, ich ulubionego lokalu, gdzie można było potańczyć i napić
się dobrego alkoholu. Athan unikał takich miejsc, a wyciągnięcie go z domu
graniczył niemal z cudem. Stary Pryk.
Aria
była młoda, lubiła wyjścia na miasto i chciała, by cały świat wiedział, że ten
mężczyzną należy tylko do niej. On najwyraźniej nie chciał się nią chwalić, bo
wolał by spędzali czas w oranżerii lub ewentualnie u Cavendishów, co swego czasu
było jej jedyną rozrywką. Nie było też tak, że zupełnie nigdzie nie chodzili,
ale dziewczyna chciała czasem się zabawić tak dla rozprostowania kości. Może
się jej wstydził? Taka myśl nagle pojawiła się w głowie i nie potrafią się jej
w żaden sposób pozbyć. Było to prawdopodobne, bo bądź co bądź, była jego
Stworzoną i nie należała do żadnego znamienitego rodu, więc w zasadzie nie
miała Athanowi nic do zaoferowania poza sobą. Czy to było dla niego mało? Miał
wszystko, więc czego jeszcze chciał? Westchnęła bezgłośnie, starając się wrócić
do rzeczywistości, a nie błądzić we własnych przypuszczeniach. Nigdy już się
tego nie dowie. Nigdy nie usiądą i nie porozmawiają o tym, co ich łączy.
—
Powinnaś założyć coś czerwonego. Elijah lubił cię w czerwieni, a skoro to bal
na jego cześć, to należy to zrobić — uśmiechnęłam się szeroko, odbierając od
Marisy naręcze czarnych sukni, które zamierzała przymierzyć. Jedna wpadła w oko
Arii, więc powiesiła ją w swojej przymierzalni i wróciła do szukania czegoś dla
przyjaciółki.
— To
niestosowne. Mam żałobę — zaczęła niepewnie wdowa, spoglądając niemal z
utęsknieniem w stronę bardziej kolorowych sukien. Marisa była piękna kobietą z
klasą i zawsze ubierała się nienagannie, ale z pazurem. Lubiła eksponować swoje
walory, a jej mąż uwielbiał, gdy to robiła, gdy oczy wszystkich zwrócone były
na nią, a on wiedział, że nikt nie ma u niej szans.
—
Bzdura. Moja babcia, świeć panie nad jej duszą, mawiała, że żałobę nosi się w
sercu. To, że przyodziejesz się w czerń niczego nie zmieni. — oznajmiła Vasco,
obejmując kobietę, by dodać jej otuchy i wesprzeć. Była tutaj dla niej, gdyby
chodziło o kogoś innego to dawno już wyjechałaby i nie oglądałam się za siebie.
Wręczyła jej zaraz kilka wieszaków i wysłała do przymierzalni, by sama usiąść
na fotelu z kieliszkiem szampana, którego podała im rozochocona ekspedientka.
Blondynka miała na oko dwadzieścia lat i gdy tylko weszły do butiku zaczęła je obskakiwać
licząc na spore profity po ich zakupach.
Marisa
pokazała się Arii w czterech sukniach, ale to ostatnia podbiła jej serce i
sprawiła, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Krwistoczerwona kreacja
idealnie podkreślała jej wąską talię i kształtne, spore piersi. Opinała się
tam, gdzie opinać się miała, by wzbudzać zachwyt i zmuszać mężczyzn do
włączenia wyobraźni.
—
Jest doskonała — odezwała się wampirzyca, podchodząc do przyjaciółki i nie
mogąc wprost wyjść z podziwu, jak zachwycająco wyglądała.
Aria
przymierzyła jedną suknię i obie z Marisą uznały, że była dla niej idealna.
Skusiła się jeszcze na jedwabną bieliznę, by poprawić sobie nieco humor, co
oczywiście nie uszło uwadze pani Cavendish.
— A
jak się mają sprawy z Athanem? — zagadnęła już w samochodzie. Vasco nie chciała
jej okłamywać, ale przecież nie mogła też przyznać się do kłamstwa.
—
Właściwie, to nie wiem, czy się trochę nie pospieszyliśmy. To wszystko
potoczyło się bardzo szybko. On się nie zmienił, jest tak samo uparty i oschły,
a ja...cóż, nie jestem już tą małą dziewczynką, która będzie tańczyła, jak on
zagra — westchnęła, co oczywiście kłamstwem nie było. Zamierzała bardzo
ogólnikowo opowiedzieć o swoich niepokojach. Kobieta zasunęła małe okienko
dzielące ich od kierowcy, więc Aria uznała, że czeka je poważna rozmowa.
— Myślisz, że on coś w ogóle do mnie czuje? Może powrót tutaj był błędem, może powinnam wyjechać na dobre i nigdy nie wracać — wymamrotała, czując jak oczy zachodzą jej łzami. Musiała wygadać się Marisie nawet jeśli nie powie jej wszystkiego, co leży jej na sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz